Pan Mariusz będzie w sercach i muzyce
Mariusz Rutkowski zmarł w domu. Dokładnie w „dniu wagarowicza”. Wezwanemu na pomoc zespołowi pogotowia udało mu się przywrócić funkcje życiowe, ale tylko na chwilę...
- Pomyślałam sobie, że odszedł na wieczne wagary, on nauczyciel - mówi Agnieszka Rutkowska, żona pana Mariusza. - Trochę chorował, ale myślę, że dobiło go życie w ciągłym kieracie. W biegu jadał obiady, bo zawsze miał zajęcia w Żarskim Domu Kultury, próbę lub coś działo się w szkole...
Wiecznie w biegu
Życie dzielił między pracą zawodową, zajęciami w ŻDK , teatrem, organizowaniem kon -certów rockowych. Działał w kole łowieckim „Ryś”, gdzie był hejnalistą. Gdy pomyślimy o Mariuszu, od razu przychodzi do głowy określenie: człowiek - orkiestra. Taki właśnie był. W mieście nie było chyba imprezy, w której nie miałby artystycznego udziału. Pracę zawodową zaczął w Szkole Podstawowej nr 8, gdzie był nauczycielem i wychowawcą przez 12 lat.

Potem w samochodówce, a ostatnio w Magorex-ie. Ponad 20 lat był instruktorem w Żarskim Domu Kultury. Wszyscy zapamiętamy go z gitarą, na której uwielbiał grać. Występował w kabarecie nauczycielskim, pomagał w organizacji przeglądu „Balladyna”, opiekował się kołem teatralnym, miał też kącik kinomana.
Młodzież darzyła go zaufaniem
- Był człowiekiem na którego młodzież zawsze mogła liczyć, pomagał jej rozwiązywać problemy osobiste. Młodzi ludzie mieli do niego niesamowite zaufanie - dodaje A. Rutkowska. - Potrafił z nimi rozmawiać. Praca z młodzieżą sprawiała mu wielką przyjemność. Zawsze miał więcej czasu dla innych, a czas dla rodziny zostawał na wieczór. Czasami wystarczyła nam po prostu jego obecność.
Płoną znicze...
Od poniedziałku przed żarską samochodówką płoną znicze. Uczniowie oddaj ą cześć wychowawcy. Uroczystości pogrzebowe odbędą się dziś o 13.00 na cmentarzu komunalnym.