Pan Marian z Gorzowa wspomina piękną bufetową
- Pamięć się wyciera. Papier przez wieki też, ale jest dużo trwalszy - mówi Marian Perciński. Pochwalił we wtorek 1 grudnia w redakcji "GL" książkę o kawiarni "Wenecja" i upomniał się i o „przepiękną bufetową Marcię”.
Pan Marian to prenumerator naszej gazety. Dzień zaczyna od „GL” i czyta gazetę calutką: od deski, do deski.
Serce mu się ucieszyło, gdy zobaczył, że powstanie książką o Wenecji, kultowej kawiarni z ul. Sikorskiego (koło wodospadku), po której nie ma już nawet śladu. - Bo ja tam pracowałem. To kawał mojego życia! - tłumaczy dziarski 78-latek.
Spieszymy z wyjaśnieniem: nie pracował w samym lokalu, ale w spółdzielni, która go prowadziła. Był brygadzistą w zakładzie kotlarskim, który tak dobrze prządł, że spółdzielnia mogła sobie pozwolić na prowadzenie lokalu.
Mało brakowało
Z ciekawości nasz Czytelnik poszedł w piątek do Miejskiego Ośrodka Sztuki na promocję książki, jednak... prawie że się zdenerwował. - Tłum był taki i kolejka po książkę tak długa, że zabrakło jej dla mnie! Musiałem się dopraszać, walczyć o jeden egzemplarz. Na szczęście Zbigniew Sejwa (pomysłodawca publikacji - dop. red.) podarował mi go. Cieszę się bardzo!
- nie kryje radości pan Marian.
Niemal z rozpędu opowiada o szczegółach, które umknęły innym bohaterom cytowanym w książce. Przede wszystkim o... bufetowej. - Miała na imię Marta, ale mówiono na nią Marcia. Przepiękna kobieta. Pewnie część panów chodziła do Wenecji tylko po to, by na nią patrzeć. Jestem też zaskoczony, że w kwestii alkoholi nikt nie wspomniał o winie Istra. Ono smakowało mi najbardziej i chyba najczęściej je zamawiano. No i piwo porter z Witnicy. Już wtedy miało swoją markę - dodaje Marian Perciński.
Potwierdza też fakt, że za porządek - jeśli już naprawdę trzeba było interweniować - odpowiadali społecznie i dla przyjemności bracia Lemiesze, bokserzy. - Drobni byli, chudzi wręcz, niewysocy, ale posłuch mieli u wszystkich gości. Jednak lokal był raczej spokojny i większość klientów umiała się zachować - słyszymy.
Należy i już
Zdaniem Mariana Percińskiego takie publikacje - jak ta o Cafe Voley, czyli o Wenecji - są bardzo potrzebne. - Zachowują pamięć o miejscach, ludziach, zdarzeniach. Pamięć ludzka się wyciera. Papier przez wieki też, ale jest trwalszy. No i po prostu czyta się to z przyjemnością - mówi pan Marian.
Przypomnijmy: do tej pory z pomysłu Zbigniewa Sejwy powstała monografia kamienicy przy ul. Sikorskiego, w której przez lata mieścił się klub Lamus. W tym roku - też z jego inspiracji - ukazała się książka poświęcona Parkowi Róż, którą napisał regionalista Robert Piotrowski.
Piotrowski jest też jest autorem już prawie gotowej publikacji o łaźni miejskiej (będzie złożona w tym roku, promocja jest planowana na 2016 r.). Warto zaznaczyć, że i do publikacji o parku, i do tej o łaźni dołożyło się miasto. Bo to przecież utrwalanie historii Gorzowa w niebanalny sposób.
Początek, nie koniec
- Chciałbym, żeby to wszystko było nie końcem, ale początkiem całego cyklu. Teraz marzy mi się seria książeczek o willach przemysłowców, jakie stoją w naszym mieście. Nie każdy poznał ich historię, choć przecież każdy te budynki zna z widzenia - mówi Sejwa.
Przypomnijmy: monografia Wenecji (tytuł „Cafe Voley” nawiązuje do przedwojennej, pierwszej nazwy lokalu) składa się z kilku części. Autorami są: Dariusz Rymar, szef Archiwum Państwowego oraz regionaliści i historycy: R. Piotrowski i Jerzy Zysnarski. Dodatkowo w wydawnictwie zawarte są wspomnienia pracowników i bywalców Wenecji, zebrane przez „Gazetę Lubuską”. Ci ostatni byli obecni na promocji w MOS-ie, a jeden z nich - Józef Mazurek - dosłownie rozdawał autografy! Zdjęcia z imprezy i towarzyszącej jej wystawy starych fotografii możecie zobaczyć na naszych stronach w internecie: www.gazetalubuska.pl oraz naszemiasto.pl.
A co z pytaniami Czytelników o książkę o Wenecji? - Zapraszamy do Miejskiego Ośrodka Sztuki. Jeszcze trochę egzemplarzy zostało do sprzedaży - dodaje Z. Sejwa.