Pan Jan wziął udział w międzynarodowym ekologicznym projekcie: Dziś mówię wnukom, że trzeba dbać o świat
Dziura ozonowa, ochrona środowiska, segregacja śmieci? Wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Teraz to co innego. Wciąż myślę o tym, żeby moje wnuki za kilkadziesiąt lat mogły podziwiać taki świat jak ja dziś - mówi Jan Grygoruk. Pan Jan wziął udział w pierwszym światowym panelu klimatycznym. Kilkadziesiąt osób, z każdego zakątka na Ziemi, spotykało się kilka razy w tygodniu - przez kilka tygodni. I dyskutowali, opowiadali: o swoich codziennych zwyczajach, o tym, jak w ich krajach chroni się naturalne środowisko i o pomysłach, jakie każdy z nich ma, by zadbać o ekologię... Swoją "Deklarację na rzecz zrównoważonej przyszłości Ziemia" przedstawili w Glasgow, na międzynarodowej konferencji klimatycznej COP 26. - Jeden z punktów deklaracji jest mego współautorstwa - uśmiecha się z dumą pan Jan.
Global Assembly, czyli globalne zgromadzenie to pierwszy globalny panel klimatyczny, zorganizowany przez kilkadziesiąt organizacji na całym świecie. O tym, kto weźmie w nim udział, w dużym stopniu decydował przypadek. I ten właśnie przypadek chciał, by wybierając obszary w poszczególnych krajach świata, wylosowano właśnie Podlasie.
- Poproszono nas, byśmy poprowadzili projekt tu, u nas - uśmiecha się dr Katarzyna Sztop-Rutkowska z białostockiej Fundacji SocLab. I chętnie przybliża ideę całości działań.
- Co jakiś czas, w różnych miejscach świata odbywają się międzynarodowe konferencje klimatyczne, w których biorą udział specjaliści od ekologii, ale też przedstawiciele rządów z całego świata. Dyskutują, w jaki sposób można ograniczyć emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych i zatrzymać zmiany klimatyczne, których jesteśmy świadkami. Przed ostatnią, listopadową konferencją w Glasgow w Szkocji, przedstawiciele kilku organizacji społecznych doszły do wniosku, że przy tym stole negocjacyjnym brakuje głosu zwykłych ludzi. Ludzi, którzy nie mają może jakiejś eksperckiej wiedzy na temat zmian klimatu, ale o ochronie środowiska powiedzą z perspektywy zwykłego mieszkańca swojego kraju - tłumaczy Katarzyna Sztop-Rutkowska.
Żeby oddać głos tym zwykłym mieszkańcom, postanowiono zorganizować właśnie ten wielki globalny panel dyskusyjny. Organizatorom zależało, by w rozmowach wzięli udział mieszkańcy każdego zakątka Ziemi, by byli przedstawicielami najróżniejszych grup społecznych: biednych i zamożnych, świetnie wykształconych i tych ze skromniejszym wykształceniem.
Najpierw w sposób losowy wybrano 100 miejsc na całym świecie. Następnie trzeba było zrekrutować uczestników: pięć osób o różnym wykształceniu, różnej świadomości ekologicznej, różnej życiowej drodze i w różnym wieku. W Białymstoku to był na przykład nauczyciel, była pełnoetatowa mama i był pan Jan Grygoruk. Emeryt i społecznik. Od lat działa w klubie mieszkańców przy ulicy Barszczańskiej. Dowcipny, uśmiechnięty, lubiany... Sam nie lubi nudy. Stąd to zaangażowanie w działalność klubu. Wciąż zresztą ma mnóstwo pomysłów, co można by nowego na osiedlu zrobić. A to posiać łąkę kwietną zamiast przynajmniej części osiedlowych trawników, a to zorganizować ciekawe spotkanie dla mieszkańców. Nie zastanawiał się dwa razy, gdy zaproponowano mu udział w projekcie.
- Zgodziłem się. Ale nie sądziłem, że faktycznie wezmę w nim udział - przyznaje.
Nie sądził, bo wiedział, że z tysięcy uczestników zaproponowanych przez poszczególne kraje zostanie wylosowana zaledwie setka, która faktycznie weźmie udział w dyskusjach. A jednak...
Nie chciał więc z początku wierzyć, gdy zadzwoniła do niego Katarzyna Sztop-Rutkowska z wiadomością o powodzeniu podczas losowania. Zaśmiał się się tylko - tak porządnie, jak to on śmiać się potrafi, i coś tam zażartował.
- A ja znam ten śmiech... - przypomniała sobie wtedy pani Katarzyna. Okazało się, że pracowali już wspólnie - Fundacja Soc Lab pomagała przecież przy tworzeniu klubu przy ulicy Barszczańskiej! Kilka lat temu współpracowali więc ze sobą.
- I chętnie do tej współpracy wróciłem - uśmiecha się pan Jan. Najpierw dostał specjalny podręcznik o ekologii. Przeczytał. Jak przyznaje, przydało się, bo rozjaśniło mu to spojrzenie na potrzeby współczesnego świata, na problemy, z którymi prawdopodobnie będą musiały borykać się nasze dzieci i wnuki, bo... my do nich doprowadzimy.
Potem przez trzy miesiące dwa razy w tygodniu spotykał się z tłumaczami w siedzibie Soc Labu. Robili herbatę, włączali komputer, łączyli się z pozostałymi uczestnikami i dyskutowali. W grupie pana Jana były osoby z Holandii, Belgii, Francji, Niemiec, Zimbabwe... A w soboty, raz w tygodniu cała setka uczestników spotykała się razem, żeby wysłuchać wypracowanych w grupach wniosków, porozmawiać z ekspertami, no i znów dyskutować. Poznawali siebie nawzajem. I kraje, w których mieszkają. Zaskakiwały ich na przykład takie rzeczy, jak to, że uczestnik jednego z krajów afrykańskich pewnego dnia nie mógł się z nimi połączyć. Nie miał internetu, bo... w jego kraju padał deszcz.
Ale nie tylko takimi ciekawostkami się dzielili. Opowiadali, jak odczuwają na przykład zmiany klimatyczne w różnych częściach świata. - To bardzo ciekawe, bo mogliśmy usłyszeć perspektywę na przykład osób, które mieszkają w Indiach czy w Chinach, czy na jakiejś małej wysepce gdzieś na oceanie, która być może za kilkanaście lat przestanie istnieć? To było niezwykle przejmujące - przyznaje Katarzyna Sztop-Rutkowska, która przysłuchiwała się tym rozmowom.
Podczas tych internetowych spotkań uczestnicy dyskutowali też, czy i jak bogatsze powinny bardziej wspierać kraje biedniejsze, które paradoksalnie właśnie najwięcej odczują zmian klimatycznych. - To jest taka tak zwana sprawa sprawiedliwa transformacja, bo z jednej strony mamy kraje, które produkują najwięcej gazów cieplarnianych. To są kraje najbardziej rozwinięte tam, gdzie jest duży przemysł, a skutki są odczuwane przede wszystkim w krajach najbiedniejszych. Nie można więc zakładać, że wszyscy w taki sam sposób powinni partycypować, brać udział w kosztach ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. To było bardzo ciekawe, posłuchać, co ma do powiedzenia na ten temat zwykły człowiek w Indiach, Chinach czy w Zambii.
- Jeden z uczestników opowiadał, że po 20 godzin na dobę pracuje w kopalni złota. O tym, że wodę musi przywozić z daleka, bo tam, gdzie mieszka, woda jest żółta. Później godzinami leżałem i myślałem, jak można tak żyć - mówi pan Jan.
Ale pan Jan ceni nie tylko wiedzę. Spotkania dały mu również przyjaźnie. Na całym świecie. Bo mimo różnic językowych, kulturowych, uczestnicy projektu bardzo się ze sobą zżyli.
- Z Soranem z Belgii rozumiałem się w pół słowa. Gdy chciałem coś powiedzieć, to on za mnie mówił. Wiem, że było też odwrotnie - śmieje się dziś pan Jan. Dużo było podczas spotkań śmiechów, żartów, ale więcej poważnych rozmów o poważnych sprawach: o ekologii i o edukacji na temat ekologii. - Przekonywałem, że to trzeba wprowadzić jako przedmiot szkolny. Trzeba też te problemy cały czas nagłaśniać, cały czas o nich mówić. Jak? Gdzie? To nie problem: radio, telewizja, murale, napisy na torebkach... - wymienia swoje pomysły pan Jan.
- Głównym zadaniem tego panelu obywatelskiego było wypracowanie deklaracji, którą później przedstawiono na szczycie klimatycznym COP 26 w Glasgow - mówi Katarzyna Sztop-Rutkowska.
Deklaracja ludzi na rzecz zrównoważonej przyszłości planety Ziemia ma siedem punktów. Mówi o tym, że o ekologię i Ziemię musi dbać każdy człowiek i każdy rząd - sprawiedliwie. O tym, że działania w związku z kryzysem klimatycznym muszą mieć charakter partycypacyjny, umożliwiający ludziom na wszystkich szczeblach wnoszenie wkładu w podejmowanie decyzji w sprawie klimatu, w szczególności grupom z krajów najmniej historycznie odpowiedzialnych za kryzys klimatyczny i najbardziej dotkniętych kryzysem klimatycznym. No i o tym, że każdy ma prawo do czystego, zdrowego i zrównoważonego środowiska oraz edukacji i wiedzy o stanie naturalnego środowiska dla Ziemi. Niby takie zwykłe rzeczy - ale nikt z uczestników nie miał wątpliwości - trzeba to podkreślać, o tym mówić. By nie zapomnieć.
- Jeszcze pół roku temu nie miałem problemu, by wziąć kolejną jednorazową reklamówkę w sklepie. Teraz zastanowię się nad tym trzy razy - pan Jan wciąż podkreśla, że udział w projekcie zmienił jego podejście do świata, do ochrony środowiska. Dziś wie, jak nazywa się minister środowiska, śledzi jego wypowiedzi... Zresztą nie tylko jego, ale i wszystkich innych ważnych ludzi, którzy decydują w jakikolwiek sposób o tym, jak Ziemia będzie wyglądała w przyszłości.
Bo teraz już wie, że zalewa nas fala plastiku, a wody może zabraknąć. Że trzeba zamknąć kopalnie węgla, ale tak, by zapewnić pracę ludziom, którzy zajmują się ty od lat. Że trzeba postawić na zieloną energię. Wie o ocieplaniu się klimatu, o tym, że giną kolejne gatunki zwierząt i roślin. I... nie zgadza się z tym zupełnie.
- Czy mój prawnuk będzie wiedział, jak wygląda prawdziwa zima? - zastanawia się. I wie, że dbanie o planetę musi zacząć od siebie: - Oszczędność światła - z tym nikt nie powinien mieć problemu - przekonuje. I ma już pomysł, co zrobić z nadmiarem plastików: - Powinny być zwrotne. W każdym sklepie powinien stać odpowiedni automat. Ja bym z korzystał. I nauczyłbym wnuki, by korzystały.