Pamiętasz, była Jesień? Czterdzieści lat z muzyką gnębionych Afroamerykanów
W czasach socrealizmu możliwość grania bluesa przez jazzmanów tłumaczono walką z imperializmem. W przerwanej dekadzie Gierka blues stał w opozycji do upstrzonych cekinami gwiazd. Kiedy do głosu doszedł rock, punk, wreszcie hip hop, blues stał się jednym z wielu gatunków muzyki. Dzięki niezwykłemu splotowi zdarzeń i odwadze animatorów zachował się w stolicy Podlaskiego niczym żubr.
W tym roku sztandarowa niegdyś białostocka impreza formalnie świętuje 40–lecie istnienia. I bez urazy, szanowni kibice, 35 lat temu w całej Polsce młodzi ludzie częściej słyszeli o Jesieni z Bluesem niż o Jagiellonii. Dlaczego?
Gdybym wierzył w astrologiczne bajanie, natychmiast bluesową infekcją obarczyłbym koincydencję sprzyjających gwiazd nad Białymstokiem. Jak może niektórzy zdają sobie sprawę, blues jest pochodną tzw. work songów, czyli pieśni pracy, które czarnoskórzy niewolnicy, zwani jeszcze wtedy Murzynami, nie Afroamerykanami, wykonywali na plantacjach bawełny w dalekich Stanach Zjednoczonych. Krainie, o której w latach 70. XX wieku marzył chyba każdy nastolatek, no może z wyjątkiem członków Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, ale i tu nasz białostocki wyjątek potwierdzi za chwilę moją tezę. Murzynów u nas za wielu nie było, nawet w szeregach studentów Akademii Medycznej, za to bawełny pod dostatkiem. Zgoda, raczej z azjatyckiej części Sowietów, ale za to w dużych ilościach dostarczanej do kombinatu „Fasty”. Tam praca trwała na trzy zmiany, a tysiące zatrudnionych kobiet podobno często czuło się podobnie jak owi gnębieni amerykańscy Murzyni.
Na taką ziemię przyjechała z Poznania rodzina Skibińskich. Młody Rysiek, zwany przez znajomych i nieznajomych po prostu „Skibą” w bluesie się zakochał. Zamykał się ponoć w ustępie w bloku i dmuchał ile sił w organki, by bez żadnych szkół, kursów na YouTube, dojść, jak prawidłowo zagrać bluesa. Aha, YouTube i internetu wtedy też nie było. Był za to zapał. Zapał chłopaków, którzy niekoniecznie chcieli grać szlagiery Krzysztofa Krawczyka czy Ireny Jarockiej, ale marzyli, by zrobić coś swojego. A że mieli chęci, odbiorniki radiowe łapiące Program Trzeci Polskiego Radia i jakie takie gitary, zaczęli wspólnie muzykować.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień