Pamięć pomników i bełkot polityków o muzeum II wojny
O czym pamiętają pomniki? O czym mają pamiętać? Zawsze lubiliśmy żyć historią, ale teraz, jak się wydaje, pomniki idą „na służbę” do polityki, bo mają zapewnić wybór dogodnej politycznie przeszłości. Czy nie lepiej odczepić się od takich pomników, a zbadać, jaką wiedzę i emocje niosą ze sobą rzeczywiście?
Jest w Wiedniu, koło Opery - pomnik. Przechodziłem obok niego parę razy w ostatnich trzech dniach. Pomnik Ofiar Wojny. W tym miejscu, pod koniec wojny stała kamienica. Nalot angielski zburzył ją doszczętnie, a nawet więcej: ludzie z tej kamienicy, w czasie bombardowania gnali do schronu, do piwnic, ta bomba zaś tak uderzyła, że rozwaliła także i te piwnice. Zrobiła masakrę… Posłużyło to miejsce na wybudowanie pomnika.
Pomnik składa się z czterech elementów stojących obok siebie. Pierwszy element to jest abstrakcyjna rzeźba, z której wystają fragmenty ciał ludzkich: nogi, ręce, skłębione, jakby zmuszające nas do spojrzenia w głąb tej masakry. Choć nie jest to naturalistyczne, bardziej „zasugerowane”.
Drugi element tej rzeźby, jakby w nawiązaniu do pierwszej, też z białego kamienia, to fragment Prometeusza schodzącego w podziemia. Jakby reminiscencja obrazu ludzi, którzy szukali światła w tym schronie. Nawiązanie do antyku.
Trzeci element, ogromny, największy, to obelisk, nieregularny, na którym są wypisane nazwiska wszystkich ofiar z tej kamienicy. On jest zrobiony z kamienia, który wydobywali więźniowie z Mauthausen. A między tymi częściami jest element czwarty, to klęczący Żyd, myjący trotuar. Reminiscencja Nocy Kryształowej, w 1938, owego pogromu Żydów, gdy Niemcy wyciągali ich z mieszkań i zanim ich zamordowali, kazali im myć chodniki. Fabuła tej rzeźby jest tak fascynująca i tak dająca pole do zrozumienia ogromu nieszczęścia wojen, na przykładzie jednej zburzonej kamienicy, i to przez Anglików, że patrząc, czujesz, że wszystko staje się nieważne - bo widzisz, do jakiego upodlenia albo masakry może doprowadzić taki kataklizm, jak wojna.
Szkoda, że u nas kultura czasu, miejsca i zdarzeń ciągle musi być… politycznie podejrzana.
Pomyślałem, jakie to jest piękne, że Austriacy, będąc w dość trudnej sytuacji politycznej w tamtych latach, i w czasie wojny, i po wojnie, i po ’55 roku, potrafili spojrzeć na doświadczenie wojny nie z austriackiego punktu widzenia. Skojarzyło mi się to z bełkotem polityków w Polsce a propos Muzeum II Wojny Światowej, które też jest u nas wielkim pomnikiem wojny. Jakie pełne hipokryzji są zarzuty naszych żałosnych teoretyków, którzy mówią, że muzeum nie pokazuje wojny z punktu widzenia Polaków. Nawet w tak trudnej sytuacji, jaką mieli, Austriacy mogli się z tego wyzwolić i zrobić coś tak silnie działającego, tak uniwersalnego, jak tamten pomnik. Bo to jest tak, jakby się , oprócz samego piękna tych rzeźb, oglądało jakąś instalację, akcję wręcz.
Tak, jak czytam, zorganizowane jest Muzeum II Wojny Światowej. Obym jeszcze zdążył zobaczyć je w takim kształcie, jak zostało zaprojektowane. Gdzie jasno widać, że wojna niszczy wszystko i wszystkich. Demoralizuje wszystko i wszystkich! I właśnie to trzeba pokazywać, a nie, ile bitew wygraliśmy, ile wroga zniszczyliśmy, my! Tylko my! Tak sobie też wyobrażam, że wizualna strona takiego muzeum, jak zobaczyłem zdjęcie w ostatniej „Polityce”, robi niesamowite wrażenie. Na przykład jest ściana walizek. Jest to nieco inne wrażenie niż te góry butów, bucików właściwie, które można spotkać w Auschwitz. Tam jest rzeczywiste porażenie, że to jest „to miejsce”. Że to tam się działo. A w muzeum rzecz jest specjalnie zgromadzona. Czyli nie jest grozą miejsca, a szansą na refleksję. Jest ciągiem zdarzeń. Staje się obrazem etapu naszego życia.
Ale po co tłumaczyć, przecież i tak wszyscy widzą, że uwagi krytyczne pod adresem muzeum II wojny i przeciwstawianie mu całkiem nowego pomysłu, czyli muzeum Westerplatte, jest tylko po to, by odebrać twórcom muzeum już istniejącego, prawa autorskie. Bo to „nie myśmy wymyślili”, to nie „członkowie naszej partii zbudowali”, więc trzeba rozwalić i zbudować „nasze”, jedyne „słuszne”. Czyli to kolejny, właściwy dla obecnych „władców”, prymitywny pretekst, ubrany w szatę patriotyczną. To mnie mierzi, zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy tak uniwersalnego polskiego doświadczenia, jak wojna.
Pomnik wiedeński stoi w samym centrum Wiednia, tuż obok opery, to jest znamienne miejsce, bo 100 metrów dalej jest słynna kaplica kapucynów, w której pochowani są wszyscy Habsburgowie. To historyczny ciąg. Ale to inna kultura. Szkoda, że u nas kultura czasu, miejsca i zdarzeń ciągle musi być… politycznie podejrzana.