Pacyfikacja kopalni Wujek: Po 30 latach ujawnił się i mówi: Widziałem dramat na Wujku... Dlaczego tyle lat milczał?
Pamiętamy. Dziś 37. rocznica. Przypominamy ważny tekst z DZ sprzed roku. CZYTAJCIE! Maturzysta powiadomił świat, co dzieje się w kopalni Wujek. Potem przez lata milczał. Historia pacyfikacji strajkującej kopalni Wujek w stanie wojennym wciąż nas zaskakuje, wciąż przynosi zdumiewające odkrycia. Mimo upływu 36 lat od tych wydarzeń. Poznajemy kolejnych autorów zdjęć, uznawanych dotąd za anonimowych. Jak Marek Janicki. Ciągle jednak najmniej wiemy o bohaterach tych zdjęć...
Kilka dni temu ujawnił się kolejny autor zdjęć, na których są zarejestrowane wydarzenia z pacyfikacji kopalni Wujek. Tomasz Niedziela z Katowic fotografował koncentrację oddziałów wojska i milicji z dachu pobliskiego bloku. Utrwalił to, co działo się na zewnątrz kopalni, gdzie stały czołgi i wozy opancerzone. Widać barykady, które wznieśli strajkujący górnicy, by bronić się przed atakiem sił porządkowych.
Prawdziwą sensację wywołał jednak Marek Janicki, który ujawnił się 30 lat po tych wydarzeniach i powiedział, że on jest autorem najbardziej rozpoznawalnego zdjęcia; chłopaka z cegłą czy kamieniem, który rusza na czołg. W kolejnych sekwencjach filmu widać, jak się rozgląda za czymś na ziemi, a potem rzuci w stronę nadjeżdżającego czołgu. Ta fotografia obiegła świat. Trafiła na cegiełki, z których wzniesiono Pomnik-Krzyż poległych górników. Zdjęcie wyeksponowano też w izbie pamięci kopalni Wujek. Marek Janicki przyznał się do wielu innych zdjęć z 16 grudnia 1981 roku, które przez lata były publikowane i wystawiane z dopiskiem: „autor nieznany”. W Śląskim Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach, dawnej izbie pamięci poległych górników, jest jego zdjęć 51.
Tuż przed stanem wojennym kupił radziecki aparat Fed, marzenie każdego amatora fotografii i wiózł go z naprawy. Autobus zatrzymała milicja z poleceniem: wysiadać. Dalej więc szedł pieszo w stronę domu w Starej Ligocie. Po drodze była kopalnia Wujek.
Nie pamięta, czy czołgi już stały pod bramą, czy dopiero podjeżdżały. Niemniej na podstawie fotografii, do których się przyznał, można prześledzić przebieg tych zdarzeń. Widać na nich ciężki wojskowy sprzęt, ludzi w mundurach moro. Dziś wiemy, że siły milicji, wspomagane przez pododdziały 25. Pułku Zmechanizowanego z Opola, zaczęły otaczać kopalnię Wujek przed godziną 10.00. Zjawiło się ponad dwa tysiące milicjantów i żołnierzy, 6 plutonów czołgów. O 11.02 padła pierwsza komenda: „Użyj armatek wodnych i wodą oczyść przedpole!”.
Ciężkie strumienie wody chlusnęły w kierunku zmarzniętego tłumu, zgromadzonego wokół ogrodzenia. Marek Janicki już był wtedy przed kopalnią, bo jest armatka wodna na zdjęciu, które autoryzował. Są sceny, kiedy postronni obserwatorzy tych zdarzeń atakują kamieniami oddziały ZOMO i uciekają w stronę pobliskich bloków. Zdjęć sprzed kopalni jest najwięcej w tym zbiorze, ale największe emocje wywołują zdjęcia ze środka zdarzeń. Jakim cudem młody chłopak, maturzysta, wszedł na teren kopalni, skoro była otoczona kordonem wojska i milicji?
- Podszedłem do portierni i pokazałem legitymację Technikum Elektronicznego w Katowicach Piotrowicach - relacjonuje dziś Marek Janicki. - Powiedziałem, że chcę wejść do środka i zrobić zdjęcia. To było bardzo spontaniczne, ale przeczuwałem, że dzieje się jakieś zło. Strażnik polecił, bym zaczekał, bo spyta w komitecie strajkowym. Wrócił z panem, który się nazywał Konik, zapamiętałem to nazwisko. Towarzyszył mi cały czas i oprowadzał po różnych miejscach.
Krystian Konik pracował w Centralnym Ośrodku Informatyki Górnictwa w Katowicach, był tam szefem zakładowej Solidarności. Z dwoma innymi działaczami schronił się wtedy w kopalni Wujek i dołączył do strajku. Zmarł w 2011 roku, nie potwierdzi tej historii.
Marek Janicki twierdzi, że Konik zaprowadził go na miejsce, gdzie były złożone ciała zastrzelonych górników, „przykryte kocami”. Ale tam nie zrobił zdjęć z szacunku dla ofiar. Zaprowadził go do pomieszczenia, gdzie byli przetrzymywani wzięci do niewoli milicjanci. Zapamiętał jednego z nich o solidnej budowie ciała. Tam też nie fotografował, ale nie potrafi powiedzieć, dlaczego. Emocje były ogromne, strach również, że jakaś przypadkowa kula go trafi. Robił zdjęcia spod kurtki, by się nie afiszować.
Widać jednak, że zdjęcia robione są z wysokości człowieka, nie spod kurtki. Autor musiał przyłożyć aparat do oka, musiał się ujawnić przynajmniej na czas, jak naciskał migawkę. Zdjęcie dokumentujące rannego w karetce jest zrobione z bliska. Dość wyraźnie widać twarz. Jak tego dokonał Janicki? Ranni nie zabierali niczego, co pozwoliłoby milicji na ich identyfikację w drodze do szpitala, a pozwolili się sfotografować. Zgodziła się na to obsługa karetek.
Dwa zdjęcia Marka Janickiego z wnętrza kopalni robią piorunujące wrażenie. Jedno z nich przedstawia z setkę górników, albo i więcej, stojących przed łaźnią łańcuszkową. To w tym miejscu od początku strajku odbywały się masówki. Tu zdecydowano o proteście, stąd w dniu pacyfikacji, około 9.00 rano, przemawiał do górników płk Piotr Gębka, komisarz wojskowy, nawołując do zaprzestania strajku.
Tłum górników ze zdjęcia Janickiego stoi spokojnie, niektórzy trzymają w rękach style od łopat. Wielu patrzy w jego obiektyw, jakby pozowali do zdjęcia. Znów można rozpoznać twarze. Jerzemu Wartakowi, z komitetu strajkowego, w głowie to się nie mieści: - Górnicy pobiliby każdego, kto chciałby im zrobić zdjęcie, bo to byłby dowód ich udziału w tym proteście, bali się takiej identyfikacji. Pomyśleliby, że to prowokator albo esbek - twierdzi Wartak.
Podobnego zdania jest Stanisław Płatek, z tego samego komitetu strajkowego: - Widziałem jedną osobę fotografującą. Górnicy wyrwali mu aparat i naświetlili kliszę.
Zagadkowe jest też zdjęcie, które przedstawia uśmiechniętego górnika na tle czołgu. Janicki zapamiętał, jak ten górnik mówił do niego: „Patrz, tam w środku siedzą żołnierze, boją się”. I uderzył w ten czołg pięścią. Z ustalonych dotąd faktów wiemy, że czołg faktycznie został unieruchomiony na bocznej linii ataku, od strony rampy kolejowej. Próbował rozjechać barykadę i zawisnął na oblodzonym żelastwie. Górnicy przepędzili oddział ZOMO i czołg pozostał bez wsparcia. A potem zaklinowali gąsienice, wciskając kątowniki pomiędzy koła nośne. Weszli na maskę i w pozycji zwycięzców krzyczeli: „Wojsko z nami! ”. Zaczęli nawet okładać go jakimiś przedmiotami i demonstrowali gesty sugerujące eksplozję. Na wojskowych padł strach; bali się, że dowódca czołgu spanikuje i otworzy ogień. Po pertraktacjach, których inicjatorem był oficer wojska, górnicy odstąpili od maszyny, a czołgiem zajęło się wojsko.
Na zdjęciu Janickiego czołg nie wisi już na barykadzie, obok widać rozrzucone wózki węglowe i inne żelastwo. Trudno powiedzieć, w jakim momencie zostało zrobione. Jeśli Marek Janicki faktycznie dostał się do środka kopalni Wujek, jak twierdzi, to prawdopodobnie już po akcji ZOMO. Wtedy zapanował chaos, bo załoga była w szoku, że do niej strzelano ostrą amunicją, że są zabici. Wcześniej był zakaz wpuszczania kogokolwiek obcego na teren strajkującej kopalni.
O godzinie 13.10 dowódca akcji, płk Kazimierz Wilczyński, rozkazywał: „Pododdziały, nie strzelać!”. Zomowcy wyszli wtedy z kopalni i już więcej nie atakowali. Skoro Marek Janicki twierdzi, że widział ciała zabitych (były przykryte prześcieradłami, a nie kocami), to na terenie kopalni nie było wówczas żadnych potyczek, żadnych strzałów, nawet z wyrzutni gazów łzawiących. Na pewno autor był w środku dość krótko, skoro widać na jego fotografiach, jak górnicy wynoszą rannych kolegów. Komitet strajkowy nie zgodził się, by karetki wjechały do środka kopalni, bo się obawiano, że za nimi znów wejdzie ZOMO. Dlatego wynoszono rannych do ogrodzenia kopalni, gdzie czekały karetki.
Marek Janicki twierdzi, że zrobił w kopalni Wujek dwa, trzy filmy i jeszcze tego samego dnia wywołał je w pracowni szkolnego kolegi z Technikum Fotograficznego. Zostały wykonane trzy kopie odbitek. Jedną z nich rozpowszechniał ojciec koleżanki, Celestyny Dolezich. Drugi komplet zabrał jego przyszły teść i zawiózł do Wrocławia do swojej siostry. Tam akurat przyjechał ze Szwecji tir z darami dla Polski i zdjęcia wyjechały za granicę w oponie tego tira. Tak zostały upowszechnione w świecie. Trzeci komplet schował w domu przyszły teść, ale nikt do dziś nie może go znaleźć.
- Zdecydowałem się ujawnić jako autor tych zdjęć za namową rodziny - przekonuje Marek Janicki. - Najpierw się bałem przyznać, potem miałem swoje sprawy: maturę, wojsko, dom, pracę, przeprowadzkę z Katowic na Dolny Śląsk. Kilka dni po pacyfikacji Krystian Konik przyszedł do mnie do domu, żebym oddał zdjęcia, które zrobiłem w kopalni Wujek, ale go oszukałem. Powiedziałem, że negatyw jest prześwietlony. Bałem się, że wpadną w niepowołane ręce, a ja będę miał kłopoty.
Uczestnicy tamtych wydarzeń nie mogą uwierzyć w tę historię, ale zdjęcia są faktem. Amatorskie, ale jedne z lepszych, jedyne z wnętrza kopalni, choć wcale nie pokazują atmosfery tych starć, bo tych autor nie widział. Marek Janicki, jak twierdzi, osiągnął swój cel - jego zdjęcia poszły w świat, by opowiedzieć, co stało się na Wujku.
Bogdan Kułakowski, znany śląski fotoreporter, kiedyś także „Dziennika Zachodniego”, twierdzi, że to był fart tego młodego człowieka. Zaryzykował. Kułakowski trzymał w ręku negatywy Janickiego. Pierwszy raz widział te zdjęcia w stanie wojennym. Były małego formatu, niezbyt ostre. Zaprzyjaźnieni z nim opozycjoniści przynosili je do niego z prośbą o reprodukcje. - Podejrzewaliśmy nawet, że wykonał je ktoś z bezpieki, choć zastanawiające było to, że osoba fotografująca nie chowała się za plecy zomowców. Stała na pozycjach demonstrantów - mówi redaktor Kułakowski.
Nie ma żadnej wątpliwości, że bezpieka też robiła zdjęcia w czasie strajku i pacyfikacji kopalni Wujek, kręciła filmy. Jerzemu Wartakowi pokazywano niektóre w czasie śledztwa. Pytano, czy zna tych górników. Zaprzeczał, choć niektórych znał.
Pełen wątpliwości jest Ludwik Karmiński, też z komitetu strajkowego. Znał Krystiana Konika. - Był u nas gościem, nie wierzę, że wprowadził na teren kopalni kogoś, kogo nie znał. Byliśmy wyczuleni na taką sytuację - mówi Karmiński. Jemu też w śledztwie esbek pokazał zdjęcie górnika, na którym widać było, że ma wypchane kieszenie śrubami czy nakrętkami, którymi obrzucali zomowców. - Wmówiłem esbekom, że to nie śruby, tylko mokre szmaty do przecierania oczu, obolałych od zadymienia i gazów łzawiących - dodaje Karmiński. Nie przyznał się, że znał górnika ze zdjęcia.
Bezskutecznie szukał zdjęć wykonanych przez SB czy milicję katowicki sąd, gdy toczył się proces przeciwko zomowcom strzelającym do górników. W aktach tej sprawy były zdjęcia pokazujące zniszczenia na kopalni po pacyfikacji, piki, które mieli w rękach strajkujący. Było też zdjęcie uśmiechniętego górnika stojącego na tle czołgu - Marka Janickiego.
Jest nadzieja, że może kiedyś wypłyną zdjęcia operacyjne. Krzysztof Pluszczyk, uczestnik tamtych wydarzeń, przypomina, że w społecznym komitecie pamięci poległych górników zjawiła się w latach 90. osoba z ofertą sprzedaży zdjęcia bardzo dobrej jakości, z wnętrza pacyfikowanej kopalni. Nikt nie miał wątpliwości, że wykonał je ktoś z drugiej strony barykady. Komitet nie miał pieniędzy, a gdyby miał, nie dałby zarobić bezpiece na tym nieszczęściu. Teraz pewnie nie byłoby takich oporów.
W archiwum Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności są już zidentyfikowane zdjęcia Andrzeja Konarzewskiego i Leonarda Stankiewicza utrwalające to, co działo się przed ogrodzeniem strajkującej kopalni. Są zdjęcia Bogdana Kułakowskiego, Marka Dworaczka, Stanisława Jakubowskiego pokazujące to, co działo się wokół kopalni, ale już po 16 grudnia 1981 roku. Jest jeszcze mnóstwo zdjęć autorów nieznanych i należy podejrzewać, że prędzej czy później będziemy świadkami zaskakujących ich historii. Szkoda, że prawie nic nie wiemy o bohaterach tych zdjęć, nikt nie próbuje ich identyfikować, a przecież nie byli bezimienni.
Nawet nie jest pewne, kim jest chłopiec usiłujący cisnąć kamieniem w czołg na tym zdjęciu Marka Janickiego, które obiegło świat. Kilka lat temu byliśmy pewni, że to 13-letni mieszkaniec pobliskich bloków. Opowiadał, że kiedy zobaczył czołg na ulicy, bał się o ojca, który strajkował w kopalni Wujek. Z tego strachu chwycił kamień i cisnął w stronę czołgu. Chłopca rozpoznała mama. Twarzy wprawdzie nie widać, ale poznała ubranie syna i jego charakterystyczną pozę.
Sabina Raudner ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności twierdzi, że w ostatnich paru latach zgłosiły się przynajmniej dwie inne osoby, które twierdzą, że to one są uwiecznione na tym zdjęciu.
Mało wiemy, jak informacje spod kopalni Wujek szły w świat. Karol Chwastek ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności kompletuje teraz dane. Z pierwszych relacji wynika, że zginęło nawet kilkaset osób. Potem te dane weryfikowały władze PRL-u, ale Zachód nie wierzył i zawyżał liczbę ofiar. „New York Times” z 18 grudnia 1981 donosił, że nie żyje osiem osób (faktycznie nie żyło siedem, dwie osoby wciąż walczyły o życie). W lutym 1982 amerykański dziennik informował o czterech górnikach zamkniętych za strajk. Niemiecki „Spiegel” z 4 stycznia 1982 roku pisał o dziesięciu śmiertelnych ofiarach.
„Philadelphia Daily News” (daty nie znamy) oddała kopalni Wujek tytułową stronę, z bardzo znamiennym zdjęciem, też nieznanego autora z Polski; na tle dużego baneru, zawieszonego na kopalni Wujek, z napisem: „Niedokończona praca” widać czołg i górników, jak niosą na noszach rannego kolegę. Gdzie jest autor?