Pacjenci: jak bronić godności w traumatycznym stanie
Na każdym słupie ogłoszeniowym można było zobaczyć wielkie zdjęcie małżonków Stuhrów, a pod nim informację o Forum Onkologicznym. Pierwszy raz tak otwarcie oddali Państwo dla tej reklamy własne twarze. Bo, że oddali Państwo popularność, to wiemy od kilku lat, odkąd istnieje UNICORN, prowadzi Pańska żona. To przypomnienie, że dla Pana jest to powrót do chorobowego doświadczenia?
Nie. Odwrotnie. To ja, zdrowy już człowiek, wciąż jestem przykładem, że można z choroby wyjść. Bo tu przecież chodzi nie tyle i nie tylko o medycynę, ile także o psychologię. Jest to drugie forum, organizowane przez UNICORN.
Patrzyłem, kto jest na sali? Byli ludzie różni. Część wyraźnie przyszła po poradę. Pani prof. Krystyna Gałuszko, która pierwsza miała wystąpienie zatytułowane „O godności pacjenta”, była wysłuchana w sposób niezwykle uważny.
Mówiła, jak tę godność należy w sobie budować, jakimi instrumentami swojej osobowości, w jaki sposób obronić swoją godność, w tym traumatycznym stanie, najpierw choroby, potem wychodzenia z niej. Ale też, jak się domagać od tych, którzy nas leczą, żeby w stosunku do nas byli godni i szanowali naszą godność.
Najbardziej mi się spodobało, jak pani profesor użyła terminu „potraumatyczny wzrost”.
To jest taki termin medyczny, a oznacza wzrost osobowości. A więc dotyczy także i tego, że choroba może ci dać wiele pozytywnych bodźców na przyszłość. Może cię zmienić.
Słuchałem i myślałem: o mnie mówi. Ja jestem w tym względzie samoukiem, bo opieram się tylko na własnym przeżyciu, ale dokładnie tak samo bym o tym mówił.
Bo ja wciąż jestem dowodem na to, że choroba daje siłę. A także: że nie należy wybiegać w przyszłość, ale należy dzień dzisiejszy czynić bardziej intensywnym. Chwytać go! To ja. To wciąż jest moje doświadczenie i moja świadomość.
Podziękowałem Pani Profesor i powiedziałem, że mógłbym być ilustracją do jej wykładu. Bo jeszcze dotknęła bardzo delikatnej kwestii: czy masz się domagać, żeby ci lekarze całą prawdę powiedzieli? W imię godności właśnie?
Świętej pamięci ksiądz Jan Kaczkowski uważał, że trzeba mówić wszystko. A Pani Profesor mówiła: jak widzisz, że może to odnieść skutek ujemny, jak czujesz, bardziej intuicyjnie może, że ten pacjent podejmie walkę z chorobą, to mu nie mów.
Ja potem to komentowałem, mówiąc, że pierwsza diagnoza, jaka mnie spotkała, zwracała mi uwagę, że moja choroba jest na granicy wyleczalności. Tak mi powiedziano. A gdy pięć miesięcy później przyszedł do mnie ten sam lekarz, to sformułował to tak: jak popatrzyłem w pańskie papiery, to pomyślałem, że to są cztery miesiące życia.
I profesor też o czymś takim mówiła. Że ta reakcja i informacja jest zmienna, w zależności od przeczuwanej siły psychicznej pacjenta. A samą mądrością jest tak powiedzieć, żeby… nie zamknąć drzwi. Zostawić furtkę uchyloną na własne „zebranie się” organizmu. I znowu ja mógłbym tu być ewidentnym przykładem.
Jedna część sali - to ci, którym to było potrzebne. Druga część sali - to młodzież.
Myślę sobie, po co tyle młodzieży? Okazuje się, że w dużej mierze to ci, którzy się szkolą na wolontariuszy. I ci, co chcą się szkolić na terapeutów psychoonkologicznych. Dokładnie to, co robi UNICORN: pomaga zarówno pacjentom, jak i chce się szkolić terapeutów psychoonkologicznych.
A potem było bardzo wzruszająco, bo rzecz była o dzieciach.
My też jesteśmy najbardziej dumni z pomocy chorym dzieciom. Mieliśmy już cztery warsztaty dla dzieci. To są spotkania tygodniowe.
Dzieci przyjeżdżają do UNICORN-u z rodzicami, mają w programie zabawy, rysowanie, rodzicom się wtedy sprzedaje wiedzę, jakie diety należy stosować, jak psychoonkologicznie postępować z dzieckiem. A z dzieckiem jest bardzo trudno, bo jak mu to wytłumaczyć, żeby nie straciło wiary w leczenie? Są i wycieczki po Krakowie i ja też przychodzę i czytam im bajki. Też puszcza im się „Shreka” i różne moje audiobooki. Najbardziej z tego jesteśmy ostatnio dumni.
Na końcu forum onkologicznego było też podsumowanie.
Okazało się, że w warsztatach przez ostatnie dwa lata wzięło udział 1028 kobiet i 68 mężczyzn.
To świadczy o tym, z jaką „odwagą” podchodzą panowie do swoich problemów. Panie mają większą świadomość chorób i to przez całe życie. To, że dają życie, bardziej ich obliguje do wsłuchiwania się w organizm. I pewnie o tym też trzeba wiedzieć.