Pacjenci czekają w kolejkach. Bo nie ma pieniędzy na więcej porad
Jesteśmy w stanie przyjąć więcej pacjentów - mówią lekarze. I dodają: - Gdyby Narodowy Fundusz nam za to zapłacił. A ten twierdzi, że kolejki wynikają z braku specjalistów.
Kolejki są wszędzie. Co ja mogę na to poradzić? - wzrusza ramionami Mirosław Grygoruk. - Tyle tylko, że można sprawdzić, gdzie są najkrótsze. Tak można tylko pokombinować.
Pan Mirosław próbował się wczoraj zarejestrować do urologa w przychodni przy szpitalu MSW: - Pani w rejestracji powiedziała, że wolny termin jest dopiero za rok.
Przyjechał więc do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. - Udało się zarejestrować się na luty - uśmiecha się. - Poczekam tylko grudzień i styczeń. To już z górki.
Kolejki do specjalistów to problem nie tylko pana Mirosława. Na wizyty nie trzeba czekać praktycznie tylko w nagłych przypadkach. Kolejek nie ma też w Białostockim Centrum Onkologii. Tu pacjenci przyjmowani są z dnia na dzień. Ale wszędzie indziej... miesiąc, dwa, trzy... - to norma. Na operację zaćmy w klinice okulistyki USK można zapisać się dopiero na koniec 2018 roku. Na wstawienie endoprotezy stawu kolanowego w tym samym szpitalu czeka ponad tysiąc pacjentów. Ale to i tak niewielu, jeśli porównamy, jak wygląda sytuacja w innych regionach w Polsce.
Na poradę gastrologa w Szpitalu Miejskim pacjenci muszą czekać 174 dni. Na rezonans magnetyczny działające przy USK - prawie rok, a do poradni chorób naczyń w centrum Diagmedica - do końca września przyszłego roku. A w poradni otolaryngologicznej USK pierwszy wolny termin to 1 września 2021 roku!
- Nie jest dobrze - mówią pacjenci. Kto może i kogo na to stać - umawia się na prywatne wizyty. Albo - jak chociażby w przypadku zaćmy - jedzie leczyć się za granicę. Jest o wiele szybciej, a Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca część kosztów.
Gdyby Fundusz zapłacił...
A specjaliści od zarządzania i lekarze nie mają wątpliwości - gdyby Narodowy Fundusz Zdrowia zwiększył limity przyjmowanych pacjentów - kolejki dość szybko udałoby się rozładować.
- Każda poradnia otrzymuje określoną liczbę punktów do realizowania w kontakcie rocznym. Te punkty dzieli się na miesiąc, tydzień i dzień. I z tego wynika, ilu pacjentów możemy przyjąć dziennie - tłumaczy Krzysztof Teodoruk, dyrektor Szpitala Miejskiego w Białymstoku. - Bo gdybyśmy przyjęli dwa razy tyle - to pół roku mielibyśmy gabinety bez pacjentów, bo za tych pacjentów nikt by już nie zapłacił. Także te kolejki to nie jest nasz, szpitali, problem. To jest problem płatnika. Jeśliby płatnik powiedział, że zwiększa limity o 100 proc., żeby kolejki były krótsze - to byśmy je zlikwidowali.
Bo kadra - jak zapewnia dyrektor - w szpitalu jest. - A jeśli lekarz ma limit pacjentów, to wielokrotnie jest lekarzem niewykorzystanym.
Podobnie mówi prof. Janusz Dzięcioł, prorektor elekt ds. klinicznych UMB: - Kolejki są po pierwsze z racji na liczbę zatrudnionych lekarzy, po drugie - wynikają z kontraktu z NFZ - mówi. Jednak przyznaje, że szpital chce z tą sytuacją walczyć. - W tej chwili uczelnia we współpracy z dyrekcją robi wszystko, by kolejki skrócić - zapewnia profesor Dzięcioł. - Wprowadzamy program restrukturyzacji poszczególnych jednostek w szpitalu. I mamy nadzieję, że te kolejki w związku z tym znacznie się skrócą. No, ale to też zależy od tego, jaki będzie sposób finansowania szpitala po reformie pana ministra Radziwiłła - dodaje.
W nowych rozporządzeniach ministra zdrowia szansę na zmniejszenie kolejek widzi też Rafał Tomaszczuk, rzecznik podlaskiego NFZ.
- Ważne jest, że od jakiegoś czasu w poradniach specjalistycznych istnieje pojęcie świadczenia pierwszorazowego, w ramach którego przyjmowani są nowi pacjenci, którzy są kompleksowo diagnozowani - dodaje. - Ten zakres oraz wszystkie wizyty są przez nas opłacane niemal bez limitów, tym samym zachęcamy świadczeniodawców do przyjmowania nowych pacjentów co przyczynić się może do skracania kolejek w poradniach specjalistycznych.
Jednocześnie twierdzi, że kolejki nie zależą wcale od wysokości kontraktów. - Pamiętać należy, że problemy w dostępie poszczególnych świadczeń nie wynikają tylko z ograniczonych środków finansowych NFZ, ale również z niewystarczającej organizacji wewnątrz podmiotów medycznych oraz brakach kadr specjalistów w naszym województwie - mówi.
Jego zdaniem receptą na zmniejszenie kolejek jest kształcenie nowej kadry lekarzy.
Czekamy też na szpital
Sytuację „kolejkową” w polskich szpitalach sprawdziła Najwyższa Izba Kontroli. Z raportu wynika, że na Podlasiu najdłużej czeka się w kolejce na przyjęcie na oddziały otolaryngologiczne i neurochirurgiczne.
Ordynatorzy tych oddziałów w szpitalu klinicznym nie mają również wątpliwości: nie zmniejszą się one, jeśli fundusz nie zapłaci więcej.
- Bo to jest prosta wykładnia poziomu finansowania opieki zdrowotnej w naszym kraju - mówi Marek Rogowski, kierownik Kliniki Otolaryngologii USK. - Polskie szpitale są jednymi z tych, które dostają najmniej pieniędzy w Europie. A ceny urządzeń, leków, wszędzie są takie same. To znaczy, że oszczędza się na pracy lekarzy, pielęgniarek - przekonuje.
U niego na oddziale na planowy - czyli taki, który nie wymaga pilnej interwencji - zabieg trzeba czekać cztery lata.
- Jest wiele przypadków, które mogą czekać - przyznaje profesor. - Ale w tym tłumie przypadków, można zgubić tych pacjentów, którzy wymagają szybszej pomocy. Bo nigdy nie wiadomo - czy w międzyczasie coś się nie zdarzy.
A prof. Zenon Mariak, kierownik Kliniki Neurochirurgii zapewnia, że jest w stanie przyjąć nawet 30 czy 50 proc. więcej pacjentów. Byleby tylko zapłacił za nich fundusz. Zresztą - w tej klinice czeka się tylko na operacje kręgosłupa z implantem, które są niezwykle kosztowne.
- Ale jeśli widzimy, że pacjent bardzo cierpi, staramy się znaleźć sposób, by przyspieszyć jego kolejkę - mówi.