Otwarte granice zaczęły zmieniać tradycyjne, polskie rodziny
Słowo rodzina pomieścić może wiele definicji. Zwłaszcza w ostatnich czasach, kiedy otwarte granice dają wiele możliwości, a nasze tradycyjne rodziny bardzo się zmieniają. Coraz częściej zdarza się, że przy wspólnym obiedzie słychać nie jeden, ale dwa rodzinne języki, którymi posługuje się rodzina.
W Polsce jest coraz więcej rodzin dwunarodowościowych i dwujęzycznych. Taka rodzina daje możliwość poznania, od samego początku, dwóch (lub więcej) światów. Dwóch języków. Dwóch perspektyw.
- To jest cenne, a dzieci z takich rodzin są znakomitymi kompanami dla rówieśników. Mają więcej punktów odniesienia i więcej skojarzeń. Można się od nich więcej nauczyć
- mówi Anna Jankowska, pedagog, blogerka (tylkodlamam.pl) i autorka poradników dla rodziców.
Plusy: bardziej otwarci na poznawanie świata
Do piątego roku życia mózg dziecka rozwija się najszybciej. Im więcej słów, skojarzeń, doświadczeń, tym lepiej się rozwijają. A potem wyobraźnia. Powstaje więcej połączeń neuronowych, które sprawiają, że dziecko myśli w ten, a nie inny, sposób.
Im mniej tego rodzaju bodźców, tym bardziej ubogi słownik, wachlarz zachowań, przemyśleń, uboższa wyobraźnia.
- Dziecko z dwujęzycznej rodziny ma tych bodźców od urodzenia podwójną dawkę
- tłumaczy Anna Jankowska i dodaje, że jeśli dziecko nie jest postawione przed koniecznością wyboru na przykład gdzie chce mieszkać i co mu się bardziej podoba, to jest spora szansa, że będzie człowiekiem otwartym na nowości i poznawanie świata. Będzie mu to przychodziło znacznie łatwiej niż rówieśnikom z tradycyjnej rodziny.
Wykorzystanie dwujęzyczności w prawidłowy sposób, to inwestycja w przyszłość dziecka. Dziecko z wielokulturowej rodziny w zupełnie naturalny sposób poznaje i chłonie dwa języki. Ma je w domu, na wyciągnięcie ręki i to w najlepszym wydaniu, bo powszednim. Nie musi siedzieć w szkole czy na kursie, by słuchać i się uczyć, uczy się w naturalny sposób.
Dwujęzyczność , czyli w jakim języku myślisz?
Profesor Halina Zgółkowa jest językoznawcą. W swojej pracy naukowej zajmuje się m.in. językiem dzieci.
- Każde pokolenie dostosowuje swój język - zwłaszcza słownictwo - do potrzeb komunikacyjnych generowanych przez otaczającą rzeczywistość. Polega to na kształtowaniu tego, co językoznawcy nazywają językowym obrazem świata. Rzeczywistość musi być w pewnym sensie przefiltrowana przez język, zwłaszcza słownictwo, jakim się ją opisuje - podkreśla autorka książki pod tytułem „Słownictwo dzieci w wieku przedszkolnym w latach 2010 - 2015”.
Jak zauważa prof. Halina Zgółkowa, wbrew pozorom zjawisko dwujęzyczności (czasem zwane też z łacińska bilingwizmem, a z grecka dyglosją), nie jest aż tak częste, jak mogłoby się wydawać.
- Mam na myśli dwujęzyczność rozumianą w taki sposób, że żaden ze znanych człowiekowi języków nie jest traktowany jako pierwszy i żaden nie jest drugi. Oba są równorzędne. Znajomość tzw. języka obcego nie oznacza dwujęzyczności. W każdym razie polityka osławionego typu multikulti nie przenosi się zbyt łatwo na język. Raczej grozi (?) nam powszechna globalizacja anglojęzyczna. Angielszczyzna, jaką się posługujemy, niewiele ma wspólnego z klasycznym wzorcem zwanym ongiś BBC-English. Ale jest i staje się coraz bardziej powszechna - dodaje profesor Halina Zgółkowa. I przywołuje przykład dziecka dwujęzycznego (a właściwie trójjęzycznego). Wilhelm jest dzieckiem Polaka i Finki. Znakomicie przechodzi - nawet w trakcie jednej rozmowy - z fińskiego na polski i odwrotnie, ale także na trzeci - angielski.
- Takich przypadków nie ma jednak aż tak wielu - tłumaczy prof. Halina Zgółkowa, która dodaje, że dwujęzyczność, nie zawsze jest zupełna.
Psycholingwiści zwracają uwagę także na to, w jakim języku się myśli o świecie i ten uznaje się za pierwszy (niekoniecznie w sensie chronologicznym). Podobno Karol Wojtyła do końca swoich dni myślał po polsku i dokonywał równoległego tłumaczenia na włoski. I w tym sensie był osobą dwujęzyczną. Innym sposobem szeregowania języków jest rozpoznanie, w którym z nich się rachuje.
- W Polsce mamy do czynienia z dwujęzycznością romsko-polską, przy czym sami Romowie uznają to za sytuację niebezpieczną: grozi im asymilacyjne wynarodowienie. Polskie rodziny emigrujące obecnie na przykład do Niemiec na ogół takiej asymilacji się nie boją i chętnie przechodzą na język niemiecki, ewentualnie angielski i w domu, i w szkole - podkreśla prof. Halina Zgółkowa. - Starsza polska emigracja była pod tym względem znacznie bardziej patriotyczna.
Nieco inaczej jest z polską mniejszością narodową pozostałą na Ukrainie, Białorusi czy na Litwie. Dzieci mają tam możliwość uczęszczania do szkół z polskim językiem wykładowym. Tendencja do zachowania polszczyzny przodków jest tam znacznie silniejsza, ale jest to związane także z pewną megalomanią językową: polski jest „lepszy” (nie tylko dla Polaków).
Minusy: czyli jak się pogodzić z odmiennością
Psycholog dziecięcy Michał Kędzierski mówi, że w rodzinach wielokulturowych bardzo ważne jest, żeby rodzice byli świadomi różnic i mieli ustalone kompromisy.
- Ważne jest to, żeby nie dopuścić do sytuacji, gdzie mama wychowuje po swojemu, a tata po swojemu - mówi i dodaje, że fakt, iż przedstawiciele różnych kultur żyją szczęśliwie pod jednym dachem, uczy tolerancji.
Anna Jankowska zwraca jednak uwagę na kwestie związaną rasizmem, brakiem zrozumienia dla innej religii, zwyczajów.
- Trzeba się pogodzić z odmiennością. Na rodzicach spoczywa wielka odpowiedzialność za uświadomienie dziecku, że inność nie jest zła. I nie mam na myśli wyłącznie rodziców dziecka z wielokulturowej rodziny. Mam na myśli wszystkie rodziny, choć ta konkretna, od tematu na pewno nie ucieknie.
Inny kolor skóry staje się problemem
Blogerka opowiada, że widziała w sieci rozpaczliwy apel mamy o udostępnianie posta, w którym opisuje sytuację z placu zabaw. Jej córka ma ciemniejszą skórę, bo ojciec jest Arabem. Dzieci na placu zabaw wyzywały ośmiolatkę, nazywały terrorystką i wyśmiewały się z niej. Szydziły z tego, kim jest, jaka jest. Mała bardzo to przeżyła. Mama chyba jeszcze bardziej.
W tym poście zamieściła prośbę o pomoc w odnalezieniu dzieci, które się wyśmiewały z jej córki. Podała dokładnie najróżniejsze szczegóły dotyczące sytuacji i miejsca. Post rozszedł się szybko, bo inne wstrząśnięte mamy, szybko zareagowały na rozpaczliwą prośbę. - Gdybym chciała dzisiaj trafić na ten plac zabaw, mogłabym to zrobić bez najmniejszego problemu - mówi Anna Jankowska. - Rozumiem szok, przerażenie i gniew tej mamy. Sama przyjechałam do Anglii tuż po Brexicie i nastroje w stosunku do obcokrajowców wcale nie były… różowe. Nie podoba mi się jednak, że w tym gniewnym poście, podała dokładnie miejsce, w którym spotkać mogę jej córkę. Ja tego nie zrobię, ale szaleńców, którzy mogą zechcieć, wcale nie brakuje.
To tylko jeden z wielu przykładów na to, jak bardzo zmieniają się dzisiejsze rodziny i przed jakimi wyzwaniami stoją. Nie zawsze rodzice są przygotowani na te wyzwania.
- Niech mi nikt nie mówi, że kiedyś było lepiej, bo tego nie było. Kiedyś było inaczej, a dzisiaj stawiamy czoła właśnie takim problemom
- podkreśla pedagog.
Słowo rodzina, to bardzo szerokie pojęcie. Może pomieścić wiele definicji. Zwłaszcza w ostatnich czasach, kiedy granice otwarte, możliwości wyjazdów większe, a nasze tradycyjne rodziny bardzo się zmieniają.