Otwarta głowa
Przykro jest patrzeć, w jaki sposób rocznica wyborów 4 czerwca 1989 r. podzieliła polskie społeczeństwo. I jak diametralnie różne zdanie mają nasi rodacy na ten temat.
Dla części jest to data upadku komunizmu i wyboru do sejmu faktycznej reprezentacji społeczeństwa. Pogardliwym machnięciem ręką zbywane są zarzuty sporej części dawnych opozycjonistów, których Lech Wałęsa ze swoim ówczesnym otoczeniem odsunęli od decydowania o Polsce. A przecież gdyby w 1989 r. ludzie marzący o końcu komunistycznej autokracji zdobyli się na więcej wewnętrznej demokracji, być może uniknęlibyśmy dziś wojny polsko-polskiej w jej najgorszych przejawach.
Z drugiej strony politycznej barykady jest jeszcze gorzej. Mantra o spisku komunistów i Michnika przy Okrągłym Stole powtarzana jest przez tych samych ludzi, którzy jednocześnie pod niebiosa wynoszą Lecha Kaczyńskiego, choć on sam był przecież uczestnikiem każdego spotkania w Magdalence i wielokrotnie przekonywał, że żadnych tajnych ustaleń tam nie było.
Dyskusja o 4 czerwca została opanowana przez sekciarskie myślenie i musi bardzo wiele lat upłynąć, by zwyciężył w niej rozsądek. Byśmy z jednej strony przyznali, że powstające w wolnej Polsce elity wykazały się zbyt dużą wyrozumiałością dla partyjnej wierchuszki, kiedy nie stanowiła już większego zagrożenia. A z drugiej - byśmy zrozumieli, że po 30 latach od tamtych wydarzeń, kiedy znamy już ich konsekwencje, każdy potrafi być mądry. Wtedy, gdy wciąż na mapie największym krajem świata był Związek Sowiecki, pewne tchórzliwe z dzisiejszej perspektywy zaniechania, wyglądały na zdrowy rozsądek.
Ale do takich dyskusji trzeba mieć otwartą głowę i potrafić słuchać...