Oto Ludzie Roku 2016: Robert Konieczny i Monika Socha WIDEO
Tytuł Honorowego Człowieka Roku 2016 województwa śląskiego powędrował do Roberta Koniecznego, wybitnego architekta, który ostatnio dosłownie zawojował świat. W głosowaniu Czytelników pierwsze miejsce wywalczyła Monika Socha z Bielska-Białej. Uroczysta gala odbyła się w Filharmonii Śląskiej. Finaliści błyszczeli
Rozmowa z Robertem Koniecznym
Honorowy Człowiek Roku 2016. Dobrze brzmi. Co się zmieniło w pana życiu po wyjątkowo intensywnym 2016 roku?
Myślałem tak: spokojnie wrócę sobie do pracy, zajmę się tylko projektowaniem i odpocznę od tego całego szaleństwa, które się działo wokół mnie...
Tymczasem już na początku nowego roku, konkretnie w styczniu, zdobył pan tytuł twórcy najlepszego domu 2016 roku w prestiżowym konkursie zorganizowanym przez magazyn „Wallpaper”.
W listopadzie dostałem nagrodę World Building of the Year 2016 za Muzeum Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie, a chwilę wcześniej nagrodę za najlepszą przestrzeń publiczną - również za Przełomy. To są tego typu nagrody, że po każdej z nich przydałyby się ze trzy lata przerwy. Tak długo można na nich „jechać”. A tutaj nagle wszystko się skumulowało. To było prawdziwe szaleństwo. Kolejne wywiady, zaproszenia, przy okazji inne nagrody. Chciałem odpocząć, a tymczasem życie stało się jeszcze intensywniejsze. Popołudniami wsiadam w samochód albo pociąg... Gdzieś śpię i wracam. Z jednej strony jest super, bardzo mnie to wszystko cieszy, a z drugiej strony trzeba uważać, by się nie spóźniać, by nic ważnego nie umknęło.
Stał się pan zakładnikiem swojego talentu. Jest pan rozchwytywany, ciągle w drodze. A czasu dla siebie coraz mniej.
Jakiś czas temu dostałem w prezencie całą serię kultowych komiksów „Tytus Romek i A’Tomek”. I przypomniała mi się część, kiedy Papcio Chmiel włożył Tytusa do jakiejś maszyny, po której ten zrobił się strasznie mądry i całkowicie oderwał się od rzeczywistości. Ciągłe narady, spotkania, konferencje, a tu jego kumple chcą z nim w piłkę pograć. On nie może, wygląda coraz gorzej... Wygrzebałem ten odcinek Tytusa i ta historia trochę skojarzyła mi się z moim życiem. Bo ja w zasadzie teraz mam cholernie mało czasu na rzeczy, które przynależą do tak zwanego normalnego życia. Tęsknię trochę za tym luzem. Dużo się dzieje.
Kwestia wyboru?
Nawet nie wiem, czy to jest kwestia wyboru. Bo zdarzają się sytuacje, kiedy nawet nie można odmówić.
Odmówił pan komuś?
Bywało i tak.
Znanym osobom?
Też. To były nazwiska, instytucje. Bywało, że ta druga strona czuła się obrażona. Dlatego czasami są sytuacje bez wyjścia. Ja jestem z normalnej, śląskiej rodziny. Wiadomo, że po jakimś czasie może człowiekowi poprzewracać się w głowie. Ale ja jestem skromny, tak zostałem wychowany i często czuję się skrępowany takimi sytuacjami. Czuję się po prostu głupio. Jak ktoś do mnie pisze na Facebooku, to czuję się zobowiązany, by odpowiedzieć. W zasadzie powinienem na to machnąć ręką, bo nie mam czasu, ale z przyzwoitości piszę przynajmniej dwa słowa.
I musi pan sobie radzić z tym, że zaprojektowane przez pana budynki stały się ikonami, przychodzą je oglądać wycieczki.
Jeśli chodzi o Muzeum, jest to rzecz naturalna. Cieszę się, jeśli ludzie tam przychodzą i miejsce generuje życie. Jeśli chodzi o Arkę w Brennej, to wiedziałem, że to jest dobry projekt. Ale proszę mi wierzyć, nigdy nie sądziłem, że zostanie najlepszym domem świata. Ludzie wiedzą, gdzie ten dom jest, chodzą, oglądają. Dyskretnie. Super, jeżeli szanują moją prywatność. Z drugiej strony uważam, że architekt, który robi takie rzeczy jak ja, ma pewną misję do spełnienia. I te rzeczy, które projektuje, powinny ludziom dawać do myślenia, że można inaczej. To rodzaj mojej misji, być może powołanie.
Czuje pan jeszcze głód kolejnych nagród?
Cieszę się, gdy te nagrody pojawiają się przy okazji. Przede wszystkim ciągle mam głód projektów. Kiedy siedzi się nad jakimś tematem i zaczyna się w niego wkręcać, to pomysły pojawiają się jeden po drugim. Fantastyczne, że mogę z moim zespołem robić świetne rzeczy. Kiedy projektujemy nową rzecz, to nie z myślą o nagrodach. Chyba że startujemy w konkursie. To wtedy chcemy zająć pierwsze miejsce, żeby móc ten projekt zrealizować. Do „Wallpapera” nie pchaliśmy się. Oni sami nas znaleźli, sami nominowali ten budynek, a potem jury go nagrodziło.
Wiele osób pewnie zapyta, ile kosztuje projekt u Roberta Koniecznego?
Mniej niż w biurach zagranicznych, więcej niż w niektórych polskich. Nie wiem, czy we wszystkich, bo nie chodziłem jako klient (śmiech). To jest kwestia indywidualnego spotkania, rozmowy, zrozumienia tematu i potem przygotowania się do tego. Dlaczego ten projekt jest droższy niż u konkurencji? Bo często jest tak, że większość polskich biur robi klientowi koncepcję za darmo. Tak na szybko. Jaka ta koncepcja może być, jeśli zrobiono ją za darmo? Może być tylko szybka, aby biuro za bardzo na tym nie straciło. Najczęściej jest też wtórna. U nas koncepcja powstaje około 3-4 miesięcy. Tyle potrzeba czasu na myślenie i gadanie o tym. Kolejne cztery miesiące są potrzebne do stworzenia projektu technicznego. Czyli mamy już 8-9 miesięcy roboty. Siedzi nad tym zespół ludzi. W efekcie klient otrzymuje rzecz, która jest przemyślana. Poza tym, że jest ciekawa architektonicznie, to jest tak zoptymalizowana, że w efekcie na budowie można zaoszczędzić sporo pieniędzy. Bo czasami błędy w projekcie, brak optymalizacji, kosztują tyle, że ten projekt, nawet najdroższy, nie znaczy nic. Można o tym dużo mówić, ale rozumieją to dopiero ci, którzy budują po raz drugi.
Mówi się, że nie sztuką jest złapać króliczka, sztuką jest go gonić. O czym pan teraz marzy?
Może mój zawód polega na planowaniu i powinienem widzieć przyszłość w projektach, ale ja nie planuję swojej drogi. W pewnym sensie żyję tym, co mi życie przynosi. Może to źle, może jakiś zawodowiec powinien pokierować losem moim i mojego biura, ale nie mam czasu na znalezienie takiego zawodowca, bo cały czas robię projekty (śmiech). Jest więc zamknięte koło. Zgłaszają się chętni, nowi inwestorzy, kolejne propozycje. Jak są fajne, to robimy je z przytupem. Jeśli mniej fajne, to dyskutujemy, aby wycisnąć z nich, ile się da.
Czyli jednak jest pan zakładnikiem własnego talentu.
Wygląda na to, że w pewnym sensie tak. Zrozumiałem to w trakcie tej rozmowy.
Podczas gali w Filharmonii Śląskiej w Katowicach statuetkę, dyplom, medal i kwiaty odebrała Monika Socha, Człowiek Roku 2016 województwa śląskiego, wybrany w plebiscycie przez Czytelników DZ. Pomaganie innym to całe jej życie. To działaczka społeczna, prezes Stowarzyszenia Pomocy Bezdomnym Matkom „Domy Maria”, które zajmuje się pomocą osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej.
Zwycięstwo w plebiscycie DZ i tytuł Człowieka Roku 2016 woj. śląskiego były dla pani zaskoczeniem?
Tak. Jestem bardzo mile zaskoczona i brakuje mi słów, by wyrazić to, co czuję. Jak bardzo ludzie docenili te 12 lat pracy w stowarzyszeniu. To kosztowało mnie dużo wysiłku, łez, nierzadko nerwów, ale było warto. Dziękuję wszystkim za to, że wsparli mnie i uznali, że zasługuję na tytuł Człowieka Roku 2016 województwa śląskiego.
Praca w stowarzyszeniu to zajęcie 24 godziny na dobę. Zawsze trzeba być w gotowości.
Mój telefon musi być czynny na okrągło. Kobiety mogą dzwonić do mnie o każdej porze. Zdarzają się telefony i interwencje o godzinie 2.30 albo 4 w nocy. Kiedy potrzebna jest interwencja, wsiadam w samochód i jadę. Czy to zima, czy wiosna, czy lato. Dzwonią do mnie kobiety z całej Polski.
Co jest teraz dla pani najważniejsze?
Moja praca jest dla mnie priorytetem, więc mam mało czasu na odpoczynek. Obecnie staramy się o to, by wyszukać na terenie województwa śląskiego budynek, w którym znalazłyby opiekę te wszystkie kobiety, które wymagają pomocy i wsparcia. Chodzi o to, bym miała je gdzie umieścić, bym nie musiała się stale martwić, że nie mogę tego zrobić. O to będę walczyć przez najbliższe lata. Liczę, że moje wysiłki zakończą się sukcesem.
Dlaczego zdecydowała się pani związać swoje życie zawodowe z pomaganiem innym, którzy są w trudniejszej sytuacji?
Mnie też ktoś w życiu pomógł, wyciągnął do mnie rękę. Chcę się więc odwdzięczyć, a pomaganie innym sprawia mi wiele radości i satysfakcji.
Gdzie stanie nagroda za zwycięstwo w plebiscycie DZ?
Ta nagroda będzie moim numerem jeden i będzie stała na honorowym miejscu w siedzibie naszego stowarzyszenia.
Drugie miejsce w plebiscycie DZ zajął Witold Krieser - Człowiek Roku 2016 w Bytomiu. To nauczyciel akademicki i przedmiotów zawodowych w bytomskiej szkole średniej. Mentor dzieci i młodzieży w dziedzinie nowoczesnych technologii. - Dziękuję wszystkim. Wspieramy dzieci i młodzież, od przedszkola do studentów. Staramy się aktywizować także dzieci z trudnych rodzin. Mamy nadzieję, że nasze działania przyczynią się do rozwoju Bytomia, który cały czas zmienia swoje oblicze - stwierdził Witold Krieser.
Trzecia lokata przypadła Łukaszowi Osmalakowi - Człowiekowi Roku 2016 w powiecie mikołowskim. To pomysłodawca charytatywnej akcji „Biuro św. Mikołaja”, działającej od 15 lat w Mikołowie. To dzięki jego zaangażowaniu do podopiecznych stowarzyszenia „Uśmiech” z Mikołowa w czasie świąt trafiają zabawki, ubrania i książki, artykuły spożywcze i słodycze. - Najbardziej chciałem podziękować mojej żonie oraz wszystkim, którzy nas wspierają - mówił Łukasz Osmalak.
Współpraca PAS