Wyłudzili od seniorów ponad 145 tys. zł - twierdzi prokurator. W czwartek w Białymstoku ruszył proces oskarżonych w tej sprawie. Gangi trudniące się oszustwami metodą na „wnuczka” lub „policjanta” są niczym mityczna hydra. Po odcięciu jednej głowy, odrastają kolejne.
Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki nie bawił się nawet w udawanie krewnego w finansowej potrzebie. Od razu przedstawił się jako przedstawiciel Prokuratury Generalnej i oznajmił 80-letniej białostoczance, że prowadzi śledztwo dotyczące oszustów. Wmawiał, że jej majątek jest zagrożony. Polecił jej zebrać wszystkie kosztowności i przekazać policjantowi, który za chwilę do niej przyjdzie. 80-latka posłusznie wykonała polecenie.
Czułem, że to przekręt
- W szkatułce były dwa zegarki, srebrna biżuteria, pierścionki, kolczyki - potwierdził w czwartek w sądzie oskarżony Adam K. - Ja, zgodnie z instrukcją, podałem jej telefon komórkowy.
Bo na tym mistyfikacja się nie skończyła. Przez wręczony aparat miał się ze staruszką skontaktować „prowadzący śledztwo”. Tak też się stało. Wypytał się o wszystkie jej oszczędności, czy i ile posiada w bankach. Zmanipulowana 80-latka wypłaciła ze swojego konta 20 tys. zł, a później jeszcze 10 tys. zł. Wszystko w kopertach przekazywała znanemu już „policjantowi”, który czekał przed placówką.
- Tego dnia, po południu, dostałem telefon, że mam jechać do Łodzi. Tam odebrałem kolejną „przesyłkę”. Wszystkie koperty i kosztowności przekazywałem Rafałowi T. i dostawałem za to 10 procent - wyjaśniał w białostockim sądzie Adam K.
Na procederze zarobił w sumie około 6 tys. zł. Bo, zdaniem prokuratury, Rafał T. i Adam K. dopuszczali się kolejnych przestępstw w innych miastach: Koninie, Łodzi, Kielcach, Bielsko Białej, Słupsku i Tychach. W sumie, w ramach działania w zorganizowanej grupie przestępczej, oni i 62-letni Lech M. usłyszeli 20 zarzutów, w tym 6 skutecznych oszustw. Reszta to usiłowania. Metoda była podobna jak ta, której użyli w Białymstoku, z tą różnicą, że osoba dzwoniąca podawała się za kolegę syna pokrzywdzonej, wmawiając, że pieniądze mają być przeznaczone na leczenie dziecka. Według aktu oskarżenia, mężczyźni od września do października 2015 r. wyłudzili 145 400 zł i 260 euro. Próbowali sięgnąć po jeszcze ponad 580 tys. zł i 30 tys. euro. - Czasem jeździłem na pusto i wracałem bez niczego - przyznał Adam K.
W czwartek sprawa trafiła na wokandę Sądu Okręgowego w Białymstoku. Wszyscy oskarżeni to mieszkańcy Łodzi. Lech M. twierdzi, że tylko dla towarzystwa pojechał samochodem z Adamem K. do Białegostoku. - On nic nie mówił, ja - nie dopytywałem. To była jego sprawa - powiedział w śledztwie 62-latek.
Z Adamem K. są sąsiadami i czasem spotykali się na piwie. Jego wersję potwierdził 47-latek. Tylko on przyznał się do winy, częściowo. Dokładniej - do trzech zarzutów.
- Tydzień przed zatrzymaniem zacząłem się domyślać, że to jakiś przekręt. Chciałem się z tego wycofać. Żałuję, że dałem się w to wciągnąć. Ale na początku myślałem, że to zwykłe przysyłki, a Rafał ma w tych miastach jakąś działalność i odbiera pieniądze od osób w różnym wieku - brzmiały odczytane przez sąd wcześniejsze, dość obszerne wyjaśnienia, jakie złożył na prokuraturze 47-latek.
Wynika z nich, że on sam w procederze pełnił rolę kuriera. Rafał T. - werbownika. Ten ostatni konsekwentnie milczy. Na żadnym etapie postępowania nie chciał składać wyjaśnień i odpowiadać na pytania. Jako jedyny z całej trójki jest aresztowany. Odpowiada w warunkach recydywy, w przeszłości był już bowiem karany za oszustwa. Jemu grozi najsurowsza kara. Jest też oskarżony o posiadanie marihuany.
Z Adamem K. znali się dobrych parę lat. Po dłuższej przerwie spotkali się pewnego dnia w łódzkim parku. 47-latek, który chwytał się dorywczych prac na budowie, szukał pracy.
- A Rafał powiedział, że będzie robota. Potrzebny jest kierowca - opowiadał K. Po kilku dniach mężczyźni spotkali się ponownie. Rafał T. wręczył kurierowi telefon i wysłał do Białegostoku. 47-latek miał włączać aparat o konkretnej godzinie i czekać na instrukcje. Po zakończonej misji telefon wyrzucał do kosza, a dostawał następny.
Surowe wyroki mają odstraszyć przestępców
Do Adama K. dzwonił Rafał T. lub nieznany mu mężczyzna o „zachrypniętym”, nienaturalnie głosie. Z zastrzeżonego numeru. W policyjnym żargonie nazwano by ich „telefonistami”. To oni kontaktują się z potencjalną ofiarą, nierzadko dzwonią zza granicy. Podają się za członka rodziny, prosząc o udzielenie pożyczki w określonej kwocie. Nie inaczej było w tej sprawie. Potem następował kolejny kontakt telefoniczny. Ktoś podawał się za funkcjonariusza policji, funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego, prokuratora zajmującego się ściganiem i wykrywaniem oszustw. Rozmówca prosił ofiarę, by udzieliła pomocy organom ścigania i przekazała pieniądze w konkretnym miejscu danej osobie.
Jako kurierzy odbierali pieniądze od zmanipulowanych telefonicznie seniorów przekonanych, że pomagają krewnym w potrzebie lub organom ścigania. Na liście pokrzywdzonych jest 40 osób, w tym mieszkańcy Bielska Podlaskiego, Białegostoku, a także z Koszalina, Kołobrzegu, Konina, Łodzi, Zgierza, Płocka i Piotrkowa Trybunalskiego. Stracili od 1 tys. zł do nawet 30 tys. zł. Najmłodsza z ofiar oszustów w 2013 r. (tego roku dotyczą zarzuty) miała 70 lat. Troje nie dożyło wyroku.
- Trzeba być „wyjątkowym człowiekiem”, aby w ten sposób pozbawiać ludzi w podeszłym wieku ich oszczędności. Ludziom, którym należy się szacunek, odbierali przysłowiowy chleb od ust - mówił sędzia uzasadniając wyrok. Jeszcze nie jest prawomocny.
Oskarżeni przyznali się do winy. Wyłudzili bądź usiłowali wyłudzić ponad 555 tys. zł. i 800 dolarów. Za każdym razem 80 proc. odebranej kwoty przesyłali do Wielkiej Brytanii. Pieniądze były szybko wypłacane przez innego członka mafii.
Proceder szeroko pojętego oszustwa metodą „na krewniaka” i „policjanta“ kwitnie. W tym roku, do końca września, na terenie woj. podlaskiego miało miejsce 127 przypadków usiłowania oraz 19 dokonań, w wyniku których mieszkańcy stracili łącznie 563 tys. zł. (odzyskano blisko 84 tys. zł.). W roku ubiegłym straty poniesione przez oszukanych seniorów wyniosły 1 milion 565 tys. złotych! Mimo że policja ciągle apeluje o ostrożność.
- Od początków ludzkości trwa wyścig między sprytem oszustów i naiwnością obywateli. Metody będą się zmieniać, ale zawsze będą bazować na naszej łatwowierności i wykreowanych zagrożeniach - uważa dr Paweł Moczydłowski, kryminolog.