Oszustwo na rynnę, czyli jak nie dać się nabrać na świetną okazję

Czytaj dalej
Fot. Fot. Grzegorz Olkowski
Justyna Wojciechowska-Narloch

Oszustwo na rynnę, czyli jak nie dać się nabrać na świetną okazję

Justyna Wojciechowska-Narloch

- Nie targujcie się i zapłaćcie. W przeciwnym razie przyjedzie nasz szef, a on już nie będzie taki miły – usłyszeli przed tygodniem małżonkowie z toruńskich Czerniewic. Grożący im mężczyzna jeszcze kilkanaście minut wcześniej był sympatycznym dekarzem, który po okazyjnej cenie zaproponował im wymianę uszkodzonych rynien. Kiedy powiedzieli „tak” nie przypuszczali, że czeka ich jedno z najtrudniejszych doświadczeń w życiu.

Małgorzata i Piotr (imiona zmienione na życzenie bohaterów tej historii) mieszkają w jednej z najprzyjemniejszych dzielnic Torunia – w Czerniewicach. Ich dom stoi przy cichej uliczce, gdzie ruch samochodów jest minimalny. Tamtego dnia, a był to czwartek, 15 kwietnia 2021 roku wszystko było jak zwykle. Małgorzata pojechała do pracy, Piotr został w domu, by zdalnie wykonywać swoje zawodowe obowiązki. Właśnie wtedy przed furtką małżonków zatrzymał się samochód, z którego wysiadło trzech mężczyzn. Wyszedł do nich gospodarz, a oni zaproponowali mu interes.

Żona w roli zakładniczki

Panowie w roboczych kombinezonach twierdzili, że są dekarzami i właśnie skończyli zlecenie. Zostało im trochę materiału, więc chętnie naprawią uszkodzoną rynnę przy domu naszych bohaterów. Mówili po polsku, choć z obcym akcentem i nie do końca poprawnie. Dogadać się z nimi było można jednak bez problemu. Piotrowi wyjaśnili, że szybko wymienią cieknącą rynnę, a cała robota kosztować będzie 450 zł. Przekonywali, że to okazja, że nie chcą wracać do siebie z resztkami materiałów budowlanych.

- Mąż kilkakrotnie się upewniał o jaką dokładnie kwotę chodzi. Za każdym razem panowie twierdzili, że całość wyniesie nas 450 zł. Skusiła go ta cena, więc się zgodził. Nie wiem, czemu nie zapaliła mu się czerwona lampka – opowiada Małgorzata, która o całej sprawie powiadomiła naszą redakcję. - Potem wszystko potoczyło się jak w gangsterskim filmie. Panowie swoją robotę wykonali w kilkanaście minut i weszli do domu, by rozliczyć się z mężem. Powiedzieli, że do zapłaty jest 21 tys. zł. Kiedy mąż protestował, ze spokojem tłumaczyli, że 450 zł to było za metr rynny. Mąż zadzwonił do mnie, żebym natychmiast przyjechała. Kiedy dotarłam do domu od razu zrozumiałam, że to nie przelewki.

Małżonkowie nie chcieli się zgodzić na tak horrendalny rachunek. Tłumaczyli, że nie mają takich pieniędzy i nie są w stanie ich zorganizować. W tym czasie po ich domu kręciło się dwóch obcych mężczyzn z dekarskiej ekipy, a ośmiu innych – którzy wzięli się nie wiadomo skąd – spacerowało po ogródku.

- Ewidentnie nas zastraszali. Mówili o szefie, który strasznie się wkurzy i nie będzie dla nas miły. W końcu sami wyszli z propozycją, że zadowolą się kwotą 17 tys. zł. Podłożyli nam do podpisania jakąś umowę, którą z obawy o własne życie podpisaliśmy. Ale oni nie zamierzali odejść z pustymi rękami. Zostali ze mną w domu, a męża wysłali do banku. Kiedy przywiózł im 2,5 tys. zł wzięli je w ramach zaliczki i zapowiedzieli, że po resztę wrócą o godz. 19 tego samego dnia – relacjonuje Małgorzata.

To było nieporozumienie?

Po wyjściu pseudodekarzy małżonkowie zaczęli działać. Najpierw zadzwonili do dorosłego syna z prośbą, by do nich przyjechał. Potem o całej sytuacji powiadomili policję. Dyżurny funkcjonariusz obiecał, że jeśli wieczorne spotkanie z budowlańcami przybierze niewłaściwy obrót, wtedy wyśle patrol do Czerniewic. Zdenerwowani do granic wytrzymałości małżonkowie wraz z synem czekali, co stanie się dalej. Około godz. 18.30 pod dom zajechał samochód, z którego wysiadło trzech mężczyzn. Rodzina tym razem nie wpuściła ich do domu, a kiedy negocjacje nie przyniosły efektu, wezwano policję.
- Policjanci ich wylegitymowali, potwierdzili, że to Rumuni z pozwoleniem na pracę. Uważali, że doszło do nieporozumienia, bo przecież ci panowie mają podpisaną z nami umowę. Nie chcieli słuchać, że to wyłudzenie, że byliśmy zastraszani – opowiada Małgorzata.
Stanęło na tym, że małżonkowie dopłacili jeszcze 5 tys. zł i mężczyźni odjechali. A wymienione przez nich rynny nadają się do naprawy – ciekną i nie trzymają się ścian.
Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka toruńskiej policji potwierdza, że 15 kwietnia wieczorem doszło do interwencji w domu w Czerniewicach. Jej powodem były rozbieżności co do rachunku za wykonane prace dekarskie.

- W tym miejscu należy przestrzec wszystkich przed zatrudnianiem niesprawdzonych fachowców bądź firm, o których nic nie wiemy. Nie wierzymy w superokazje, bo takich po prostu nie ma. Przed wykonaniem prac zawsze należy sporządzić umowę, gdzie zapisany jest zakres prac, termin ich wykonania oraz cena. Jeśli w międzyczasie dojdą dodatkowe prace bądź potrzebne będą kolejne materiały, należy to zapisać w aneksie do umowy – tłumaczy Wioletta Dąbrowska. - W razie nieporozumienia czy jakichkolwiek rozbieżności będzie nam łatwiej dochodzić swoich praw.

Oszukują w całym kraju

Metoda, którą wobec Małgorzaty i Piotra zastosowali rumuńscy dekarze, nie jest nowa. Do podobnych historii dochodziło w Łodzi, Pułtusku, Kościerzynie, Swarzędzu, Bydgoszczy czy Nowym Dworze Gdańskim. Oszuści czasem podają się za Węgrów, czasem za Rumunów bądź Romów. Scenariusz zawsze jest ten sam i ta sama bajeczka dla naiwnych: po wykonanym w Polsce zleceniu ekipa wraca do swojego kraju. Zostało jej jednak trochę materiałów, których nie ma sensu wieźć przez granice. Dlatego chcą je wykorzystać do szybkich napraw za symboliczne pieniądze.

- Popełniliśmy błąd wpuszczając ich na posesję, a potem potoczyło się to bardzo szybko. Cały czas pilnowali mnie na zmianę, żebym nie miała kontaktu z mężem. Po próbie sfotografowania samochodu zaczęli grozić. Rynny oczywiście wymienili, ale ta praca nie jest warta tych pieniędzy. Zaczęłam bać się o własne zdrowie, a nawet życie. Podjechał następny samochód, więc było już ich pięciu albo sześciu. Wzbudzili w nas poczucie wstydu, że tak łatwo daliśmy się naciągnąć. Jedyne, co mogę zrobić teraz, to ostrzec innych – pisze w sieci mieszkanka okolic Makowa Mazowieckiego, która we wrześniu ubiegłego roku za wymianę rynny zapłaciła 6,5 tys. zł.

Mieszkaniec Gorzowa Wielkopolskiego tak wspomina wizytę pseudodekarzy na swojej posesji:

- Pod dom podjechało busem dwóch mężczyzn, którzy podawali się za Węgrów. Powiedzieli, że wymienią wszystkie rynny razem z robocizną i materiałem za 500 zł. Wszystko pozdejmowali z dachu i powiedzieli, że następnego dnia dokończą pracę. Zostawili na miejscu jakieś swoje rzeczy. Tak jak myśleliśmy z żoną, była to szajka oszustów. Jak wrócili, zażądali 20 tys. zł. Na miejsce busami zjechało się jeszcze 8 mężczyzn żeby nas zastraszyć – relacjonuje mężczyzna.

Wszyscy, którzy mieli kontakt z oszustami, potwierdzają, że nie są to ludzie skorzy do negocjacji. Potrafią w jednej chwili zmienić się z miłych budowlańców w potwory. Są nieustępliwi, grożą i zastraszają domagając się pieniędzy. Charakterystyczne jest również to, że swoim ofiarom nie dają czasu na podjęcie decyzji. Kiedy przedstawią swoją ofertę, błyskawicznie zabierają się do pracy i ignorują wszelkie odmowy. Ich „praca” nie trwa zwykle dłużej niż kilkanaście minut. Potem domagają się zapłaty, a kwota nie ma nic wspólnego z tą oferowaną na początku.

Oszukani o naciągaczach:

Justyna Wojciechowska-Narloch

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.