Ostrołęczanka Anna Romejko - czyli Babka Jakich Wiele - i jej "Słowa na M"
Kobieta po czterdziestce, z bagażem doświadczeń, z dwójką dzieci. Ostrołęczanka, nauczycielka. Pewnego pięknego dnia zasiadła przy komputerze, otworzyła Facebooka i po prostu zaczęła przelewać myśli. W ciągu dwóch lat zamieściła na swoim blogu ponad 700 wpisów. O życiu, po prostu. Wkrótce ma ukazać się jej książka pod roboczym tytułem „Słowa na M”. Poznajcie Annę Romejko, przeczytajcie opowieść o podnoszeniu się z życiowych traum i spełnianiu marzeń, okraszoną fragmentami z jej bloga.
Anna Romejko jest nauczycielką, od kilku lat pracuje w Szkole Podstawowej nr 5. Jest polonistką.
Od IV klasy szkoły podstawowej wiedziałam, że chcę być nauczycielką (marzyłam o sławie i byciu bogatą – stąd ten wybór). Konsekwentnie do tego dążyłam, choć wychowawczyni w liceum przekonywała mnie, że się do tego nie nadaję. W zgodzie ze sobą, nie jej samej na przekór, poszłam za tym, co mnie ciągnęło. Jeden życiowy plan spełniony. Uczę, spotykam się z ludźmi, rozmawiam z nimi, zarażam pasją czytania. Uwielbiam swoją pracę Ot, taki defekt osobniczy.
A jej przygoda z pisaniem bloga zaczęła się dwa lata temu… 8 marca.
- Blog jest pokłosiem moich życiowych wiraży. 8 marca 2019 roku stwierdziłam, że czas zakwitnąć po kobiecemu - wspomina. - Co prawda na początku miałam wrażenie, że kwitnę kalafiorem (śmiech), ale było mi z tym bardzo dobrze.
Zaczęła pisać pod pseudonimem Babka Jakich Wiele. Tylko najbliżsi wiedzieli, że owa Babka to właśnie Anna.
- I bardzo długo nie ujawniałam się jako autorka. Pomagało mi to pisanie – wygadywałam się, a przy tym poznawałam ludzi, którzy przeżywają podobne do moich problemy. No i wyznaczyłam sobie „pokutę”, że codziennie rano, do kawy, będzie post. Siódma z kawałkiem wskakiwał post, następnego dnia kolejny, itd.
Praca, dom, obowiązki. Mała stabilizacja, która dawała poczucie bezpieczeństwa i wypełniała każdy kolejny dzień. Kokon pękał powoli, a ja drżałam ze strachu, że – jak przyjdzie go opuścić – nie poradzę sobie z życiem, nie dźwignę codzienności, stracę cząstkę siebie. Nie rozumiałam, że ten stan jest po coś, że tak musi być, żeby pewien etap się dokonał.
Nie myślałam o tym w ten sposób. Zawsze mogłam liczyć na moje przyjaciółki i rodzinę, którzy – wraz ze mną - szli przez świat. Uwolniona od kokonu, widzę świat na nowo. Chłonę barwy, chwytam dźwięki i zachwycam się tym, co się dokonało. Co teraz? Świat przede mną. Najlepsze dopiero przede mną
I tak, od dwóch lat, pisze codziennie.
- W jakimś momencie to pisanie było dla mnie ucieczką od rzeczywistości, która mnie uwierała, nie potrafiłam sobie z nią poradzić. Teraz to zdecydowanie potrzeba – czasem po prostu muszę coś zapisać, i już (śmiech). No i moje wrodzone gadulstwo się „wypełniło” (śmiech). Cóż, nie zawsze trafia się słuchacz, a komputer… cierpliwie „wysłucha”.
Życie to jednak pełne niespodzianek doświadczenie…
Otóż okazuje się, że jednak cierpliwa(m) nad podziw, gdy z młodzieżą pracuję, kocie kłaki w chałupie odkurzam i zasiadam do pisania. Na pozór są to czynności, które można wykonywać jak przy taśmie produkcyjnej, ale to nie jest prawdą.
Praca z młodzieżą – dynamiczna, każda lekcja inna, doznań moc (i szans na sprawdzenie, jak długo zajmie młodym ludziom doprowadzenie mnie do stanu, w którym w siebie zwątpię, by się za chwile na nowo odnaleźć). To mi się nigdy nie znudzi, każdy dzień jest inny i jest moc (…) Pisanie – tu jest tyle emocji, pomysłów i wrażeń, że czasami sama za własnym duchem nie nadążam. Ilekroć kładę palce na klawiaturze laptopa, w głowie rodzi się opowieść. I te narodziny za każdym razem cieszą tak samo (o ile nie mocniej).
W pewnym momencie narodziła się myśl – a może by spróbować wydać książkę?
- Jak wyjeżdżałam na wakacje, wrzucałam na bloga fragmenty swoich opowiadań. I zaczęły spływać pytania – kiedy książka. Trochę mnie to ośmieliło i zaczęłam się wychylać zza tej babki nadzwyczajnej. W końcu pokazałam twarz. Nie było to łatwe - człowiek boi się oceny, wszelkiej krytyki, zwłaszcza jak wychodzi z dołka po życiowych zawirowaniach. Wiadomo, wszyscy mamy potrzebę akceptacji. A w internecie hejtu jest wiele...
Ale postanowiła podjąć wyzwanie. Po tym, jak ujawniła się na FB, zaczęła rozsyłać zarys książki do wydawnictw.
- No ale wiadomo, na rynku wydawniczym nie jest dziś łatwo. Wysyłałam swoje prace, wysyłałam – znikąd odpowiedzi. I gdy już straciłam nadzieję – bach. Ktoś wyraził zainteresowanie moimi opowiadaniami, ktoś inny zaoferował, że pomoże finansowo, by to przedsięwzięcie doprowadzić do szczęśliwego finału.
W ciągu kilku miesięcy (być może jeszcze przed wakacjami) ma ukazać się książka „Słowa na M” (tytuł roboczy).
- To książka składająca się z dłuższych opowiadań o osobach, tudzież pojęciach na M, jak miłość, mądrość, małżeństwo… Leżała sobie szufladzie i czekała na właściwy czas. A on właśnie nadszedł. Tak naprawdę, w tym momencie mam już materiał na trzy książki (śmiech).
Realizuję się, spełniam własne marzenia i każdego dnia znajduję powód do tego, by się światem zachwycić. Warto było przeczekać etap kokonowania, żeby móc teraz zobaczyć własne piękno
Drogie panie, taka refleksja w przedeniu Dnia Kobiet – zawsze warto walczyć o siebie i sięgać po marzenia.