Ostrołęczanie Michał Ciecierski i Zdzisław Piotrowski ukończyli morderczy ultra maraton kolarski Bałtyk-Bieszczady Tour 2020. Zdjęcia
Zdzisław Piotrowski z Ostrołęki i Michał Ciecierski mieszkający w Miastkowie, ale pracujący w Ostrołęce wzięli udział w największym ultramaratonie kolarskim w Polsce. Przejechali ponad 1000 km ze Świnoujścia do Ustrzyk Dolnych.
Bałtyk-Bieszczady Tour to największy polski ultramaraton kolarski. W tegorocznej edycji wzięli udział między innymi Michał Ciecierski z Miastkowa i Zdzisław Piotrowski z Ostrołęki. Trasa wyścigu liczyła „teoretycznie” 1008 km. Teoretycznie, bo dokładny pomiar GPS wskazał, że kolarze musieli przejechać ok. 1015 km. A niektórzy jeszcze więcej…
O wyczynach panów Michała i Zdzisława pisaliśmy już wielokrotnie. Ten pierwszy to znakomity triathlonista, drugi – zapalony kolarz. Na maraton Bałtyk-Bieszczady Tour jechali z nieco odmiennymi ambicjami.
[polecane]20566956[/polecane]
40-letni Michał Ciecierski „celował” w miejsce w czołówce. Uprawniało go do tego choćby zwycięstwo w tegorocznym 24-godzinnym Maratonie Kolarskim w Wysokiem Mazowieckiem. W wyścigu Bałtyk-Bieszczady Tour zajął 26. Miejsce. Pokonał trasę w czasie 45 godzin i 54 minut.
- Mój licznik wskazał, że przejechałem 1033 km – opowiada nam pan Michał. – W pewnym momencie pomyliłem nieco trasę.
Z pewnością wynik Michała Ciecierskiego byłby lepszy, gdyby nie pech. Najpierw złapał gumę, potem zaliczył groźny upadek.
[polecane]16634445[/polecane]
- Wywróciłem się około 400 km po starcie – opowiada Michał Ciecierski. – Nie wiem jak to się stało, na prostej drodze zjechałem na pobocze. Wypadek był naprawdę groźny, poważnie się potłukłem. Dobrze, że karetka nie pojawiła się za szybko, bo może nie pozwoliliby mi jechać dalej – śmieje się.
Pojechał więc. Z wybitym palcem u ręki i mocno uszkodzonym kolanem!
- Do mety kręciłem już tylko jedną nogą – opowiada, jakby to była „bułka z masłem”.
A przecież kręcił tak jeszcze 600 kilometrów!
[polecane]16455447[/polecane]
Pecha miał też Zdzisław Piotrowski. On też zaliczył upadek – ok. 150 km przed metą. Na szczęście szybko się pozbierał i dojechał do mety w Ustrzykach Górnych. Trasę pokonał w czasie 65 godzin i 27 minut. Dużo wolniej od Michała Ciecierskiego, ale trzeba pamiętać, że przy nim pan Zdzisław to prawdziwy „amator”. Pan Zdzisław (rocznik 1957!) nie startuje regularnie w zawodach. Mało tego, jak sam mówi, nawet na codzienny trening nie ma czasu.
- Pracuję jako dyspozytor w MZK, jestem też instruktorem nauki jazdy – opowiada Zdzisław Piotrowski. – I tak na co dzień to ja na rowerze nie jeżdżę – śmieje się. – A w ogóle to zacząłem jeździć dopiero siedem lat temu.
[polecane]4801901[/polecane]
Jak widać na sportową przygodę, ekstremalną dodajmy, nigdy nie jest za późno. U pana Zdzisława zaczęło się od rowerowych pielgrzymek na Jasną Górę. Pisaliśmy o tych jego eskapadach. Nie były to jednak zwykłe, wieloetapowe pielgrzymki. Pan Zdzisław po prostu wsiadał na rower i jechał do Częstochowy. Rok temu wystartował w ultramaratonie kolarskim Piękny Wschód (ponad 500 km). Wówczas był małą sensacją, bo jako jedyny jechał na rowerze trekkingowym. Start w wyścigu Piękny Wschód był jednocześnie eliminacją do ultramaratonu Bałtyk-Bieszczady Tour.
- Teraz już pojechałem na kolarzówce – śmieje się pan Zdzisław. – No i ukończyłem. Choć ja sobie zrobiłem przerwę na sen. Przespałem się 6 godzin mniej więcej w połowie trasy – wspomina.
Michał Ciecierski na taki luksus sobie nie pozwolił.
[polecane]4771014[/polecane]
- Ja nie spałem. Na trasie były punkty, gdzie trzeba się było zameldować, można było tam uzupełnić picie, coś zjeść. W moim przypadku takie przystanki trwały po kilka minut, potem znów w drogę – opowiada.
- Przykład Zdziśka pokazuje, że w takich ekstremalnych wyczynach najważniejsza jest głowa. Jak się czegoś naprawdę chce, można dokonać wszystkiego – przekonuje Michał Ciecierski.
A wie co mówi. O nim też pisaliśmy już nie raz. W jednym z tekstów opisaliśmy jego przygodę z triathlonem. Jeszcze kilka lat temu – jak sam nam mówił – był „misiem”, który wolny czas spędzał głównie na kanapie przed telewizorem.
Potem zaczął trenować. W tym sezonie, jako że większość imprez triathlonowych została odwołana, skupił się na ultramaratonach kolarskich.
Wyścig Bałtyk-Bieszczady był w tym roku wyjątkowo trudny.
[polecane]4774216[/polecane]
- Całość prowadziła publicznymi drogami asfaltowymi. Niestety, pogoda nie do końca dopisała. Przez sporą część wyścigu padało – mówi Michał Ciecierski.
Nie trzeba też być mistrzem geografii, żeby wiedzieć, że trasa z Bałtyku w Bieszczady wiedzie „pod górę”.
- W sumie pokonaliśmy ponad 5000 metrów przewyższenia – mówi Michał Ciecierski.
- W końcówce, już w Bieszczadach, były odcinki, na których niektórzy schodzili już z rowerów. Podjazdy były naprawdę wymagające – dodaje pan Zdzisław.
Co dalej?
- Teraz odpoczywamy – mówią zgodnie. – A potem, kto wie, jest we Włoszech taki ultramaraton kolarski, około 4000 km – śmieją się.
Jak ich znamy, pozostaje tylko czekać na ich start!
Trasa wyścigu Bałtyk-Bieszczady Tour: Świnoujście - Wolin - Golczewo - Płoty - Łobez - Drawsko Pomorskie - Kalisz Pomorski – Mirosławiec – Wałcz – Piła – Nakło nad Notecią – Solec Kujawski – Brześć Kujawski – Kowal – Gostynin – Łowicz – Lubochnia - Inowłódz – Opoczno – Końskie – Skarżysko-Kamienna – Starachowice – Ostrowiec Świętokrzyski – Sandomierz – Stalowa Wola – Sokołów Małopolski – Łańcut – Kańczuga – Bircza – Krościenko – Ustrzyki Dolne – Lutowiska – Ustrzyki Górne.
Wyścig ukończyło 314 zawodników. Zwycieżył Paweł Miłkowski z Sosnowca z czasem 33 godziny 10 minut.