Ostre strzelanie i niespodzianki w polskiej ekstraklasie
Dość zaskakujące wyniki przyniosła druga kolejka ekstraklasy. Lider z Gliwic zgubił kolejne punkty, Lech Poznań poległ w Bielsku-Białej, a Lechia Gdańsk w Kielcach.
Najciekawiej zapowiadał się mecz w Gliwicach, gdzie spotkały się dwie czołowe ekipy ligi: miejscowe „Piastunki” i Pogoń Szczecin. Jednak spotkanie toczone na rozmiękłym boisku i przy stale padającym śniegu rozczarowało. Wprawdzie Piast przeważał, ale nie potrafił strzelić gola. Gliwiczanie w dwóch tegorocznych meczach stracili już cztery punkty. Dalsze wiosenne spotkania zapowiadają się nadzwyczaj ciekawie.
W dwóch sobotnich spotkaniach padły dość zaskakujące wyniki
Lechia Gdańsk po zwycięstwie 5:0 w pierwszym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała miała w Kielcach udowodnić, że wysoki wynik nie był rezultatem tego, iż rywal grał w dziewiątkę, ale jednym z pierwszych widocznych rezultatów pracy trenera Piotra Nowaka. To jednak kielczanie wygrali 4:2.
- Cieszy to zwycięstwo - mówił obrońca i kapitan Korony, wychowanek Odry Górzyca, Kamil Sylwestrzak. - Uważam, że w pełni na nie zasłużyliśmy. Szkoda, że nie było wyższe. Jak Lechia grała w osłabieniu, to mogliśmy lepiej rozegrać niektóre akcje i jeszcze podwyższyć wynik. Ale nie ma się co „wystrzelać” w jednym meczu. Trzeba tę skuteczność zostawić na kolejne spotkania. Mam nadzieję, że dziś zaczęliśmy dobrą passę. Wiem, że siedem miesięcy musieliśmy czekać na kolejne zwycięstwo u siebie. Tak naprawdę nikt z nas o tym nie myślał. Chcieliśmy wygrać zarówno w Szczecinie, jak i teraz z Lechią. Mamy do siebie pretensje o pojedynek z Pogonią, który przegraliśmy na własne życzenie. Tamta porażka to był zimny prysznic. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie się układało po naszej myśli. Zdajemy sobie sprawę z tego, że walka będzie do ostatniej kolejki, ale zrobimy wszystko, żeby się znaleźć w pierwszej ósemce. Uważam, że ten cel jest jak najbardziej realny. Będziemy o to walczyć do ostatniego spotkania. Nikomu łatwo nie oddamy punktów.
- Popełniliśmy za dużo błędów, żeby wygrać ten mecz. To był nasz największy mankament - ocenił z kolei reprezentant Polski i zawodnik Lechii Sebastian Mila. - Nie sądziłem, że murawa będzie w tak złym stanie. Trener powiedział, że w dalszym ciągu gramy za wolno i ja się z tym zgadzam. Czeka nas sporo pracy w najbliższych tygodniach. Musimy poprawić kilka elementów w grze, między innymi tempo rozgrywania akcji.
Do sporej niespodzianki doszło w Bielsku-Białej. Ostatnie w tabeli Podbeskidzie wysoko, bo aż 4:1, pokonało Lecha Poznań, który tak efektownie rozpoczął wiosnę, wygrywając przed tygodniem z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza 5:2.
- Nie jest prosto skomentować mi ten mecz, źle weszliśmy w to spotkanie. Zaplanowaliśmy sobie co innego. Podbeskidzie dobrze rozpoczęło i ustawiło spotkanie od początku, szybko strzelając bramkę. Drugą połowę rozpoczęliśmy nieźle, strzeliliśmy bramkę, lecz od razu straciliśmy gola po stałym fragmencie - tłumaczył trener Lecha Jan Urban.
Kolejny remis Piasta dawał wielką szansę Legii Warszawa na zmniejszenie różnicy do lidera do zaledwie punktu.
Warszawianie musieli jednak wygrać w Lubinie z Zagłębiem. Legia to zrobiła, ale miała wiele szczęścia. Gospodarze rozegrali bardzo dobre spotkanie, ale nie ustrzegli się błędów, po których goście strzelili dwa gole. Potem jednak przeważali, stwarzali sytuacje. Kiedy zdobyli kontaktowego gola, mecz już do końca trzymał w napięciu. Legia broniła się i dowiozła bezcenne zwycięstwo.
Jednak wszystkie weekendowe mecze przyćmiły Wielkie Derby Śląska, w których Górnik Zabrze podejmował Ruch Chorzów.
Pojedynek dwóch najbardziej utytułowanych polskich klubów (po 14 tytułów mistrza kraju, kilka Pucharów Polski każdej z drużyn, występy w europejskich rozgrywkach) przykuwał uwagę nie tylko z racji tradycji i rangi spotkania, ale także otwarcia kolejnego nowego stadionu w naszym kraju.
Hit kolejki przyniósł jednak rozczarowanie
25 tys. kibiców Górnika (fani gości nie mogli obejrzeć derbów). Zamykający tabelę zabrzanie nie byli w stanie przeciwstawić się solidnej ekipie byłego selekcjonera Waldemara Fornalika i gładko przegrali o:2. W pierwszej połowie mecz został przerwany z powodu zadymienia obiektu (została użyta pirotechnika). Chwilę przed zejściem do szatni gospodarze dostali mocny cios - w doliczonym czasie stracili gola.
Po zmianie stron zabrzanie rzucili się do odrabiania strat, ale to chorzowianie byli bliżsi zdobycia drugiej bramki.
Mieli dwie świetne okazje, a swego dopięli w 80 min. Było to ich drugie zwycięstwo nad lokalnym rywalem w tym sezonie. Dzięki wyjazdowemu triumfowi „Niebiescy” awansowali na piąte miejsce i są coraz bliżej gry w czołowej ósemce ekstraklasy. Widmo spadku coraz bardziej zagląda za to Górnikowi, który w 23 meczach wygrał zaledwie cztery razy...