Ostatni cichociemny : Mam awersję do patriotyzmu traktowanego jak ideologia
Ma 96 lat. Jeszcze dwa lata temu skakał ze spadochronem. Ma niesamowitą pamięć, dowcip i… nie zawsze popularne poglądy na temat bohaterstwa, wojny, patriotyzmu. Konecczanie mieli okazję spotkać ostatniego żołnierza legendarnej formacji cichociemnych Aleksandra Tarnawskiego w poniedziałek. Najpierw przecinał wstęgę na koneckim rondzie nadając mu imię Cichociemnych, potem zaś odpowiadał na pytania autorów książki o nim pod tytułem „Ostatni” – Emila Marata i Michała Wójcika oraz publiczności w Bibliotece Publicznej imienia Cezarego Chlebowskiego w Końskich.
Namawiał do skoku ze spadochronem
Aleksander Tarnawski nie wygląda na swój wiek. Porusza się swobodnie, mówi ciekawie, krótko i na temat. Nie znosi, gdy używa się w stosunku do niego słowa „bohater”. O swych wojennych działaniach opowiada bez patosu i górnolotnych słów. Podczas uroczystości nadania imienia Cichociemnych rondu dziękował przede wszystkim w imieniu tych, którzy już nie żyją, dopiero w swoim. A warto dodać, że w gronie cichociemnych, wyszkolonych na Zachodzie i zrzuconych do Polski w różnym czasie znalazło się 316 żołnierzy. Obecnie żyje z nich tylko Aleksander Tarnawski.
Przy koneckim rondzie pan Aleksander zwrócił się przede wszystkim do młodych ludzi, by… spróbowali skoku ze spadochronem, bo to ekscytujące, niezapomniane przeżycie.
- Skoro ja mając 94 lata się na to odważyłem, to i wy możecie – mówił z uśmiechem.
Była ciemna noc i misja do spełnienia
Takiego uśmiechu raczej nie miał na twarzy, gdy oddawał swój pierwszy treningowy skok na szkoleniu w Szkocji, czy potem już w Polsce, w okolicy Góry Kalwarii, obwieszony ciężkim pasem z tysiącami dolarów. Była ciemna noc i ważna misja do spełnienia. – Dwa lata temu skakałem w tandemie z żołnierzem GROMU-u – opowiada. – Chciałem sprawdzić, jak będę się czuł. Ten skok w roku 1944 oddawałem z wysokości stu kilkudziesięciu, może dwustu metrów, w ciemności, skupieniu, napięciu. Teraz – w dzień, przy pięknej pogodzie, z dwóch i pół kilometra. Czułem się wspaniale.
Życie jest piękne, nie śmierć
Ten skok zaciekawił Emila Marata i Michała Wójcika, którzy postanowili dotrzeć do Aleksandra Tarnawskiego, by opisać jego losy. Po wielu spotkaniach powstała książka pod tytułem „Ostatni”, w której ostatni z cichociemnych opowiada swoje losy, nieco odbrązawiając czasy wojenne. Mówi, jak dotarł najpierw do Lwowa, potem do Budapesztu, Francji, Wielkiej Brytanii. Jesienią 1940 roku do 1. Pułku 16 Brygady Pancernej na dwa lata.
W koneckiej bibliotece dowiedzieliśmy się na przykład, że pan Aleksander należał do najlepszych strzelców, ale nie lubił zabijać, bo, jak mówi, życie jest piękne, nie śmierć. – Strzelanie do ludzi nie leży w mojej naturze – wyznaje. – Rozumiem, że wojna jest wojną, ludzie muszą się zabijać, ale ja tych zasad nie wyznaję.
Jeszcze niedawno strzelał z pistoletu z żołnierzami GROMU-u wzbudzając ich podziw i respekt dla pewności ręki i trafiania do celu.
Na szkoleniu… bardzo się nudził
Mówił o tym, jak bardzo ucieszył się, gdy na brytyjskim szkoleniu powierzono mu misję lotu do Polski. – Szczerze mówiąc, w obozie szkoleniowym… bardzo się nudziłem – przyznaje. – Byłem wysportowany, przed wojną dużo chodziłem po górach, dalekie marsze nie były więc dla mnie jakimś specjalnym wysiłkiem. Propozycję lotu do Polski i wypełnienie tam zadania potraktowałem więc jako oczekiwane wyzwanie.
Informował o przekazywaniu wiedzy wojskowej żołnierzom Armii Krajowej, podkreślając, że jednak najważniejszą misją cichociemnych było pokazanie walczącym w Polsce, że Zachód o nich myśli, że wie, co się w okupowanym kraju dzieje.
W Polsce trafił między innymi do Zgrupowania Zachód Okręgu Nowogródek Armii Krajowej, którego komendantem do 16 czerwca 1944 roku był kapitan Jan Piwnik „Ponury”, a następnie konecczanin podporucznik Bojomir Tworzyański „Ostoja”. Przeszedł szlak wojenny z ziemi nowogrodzkiej przez Grodno w kierunku Warszawy.
Nie chwaliłem się przeszłością
Jak udało się cichociemnemu i żołnierzowi Armii Krajowej uniknąć komunistycznych powojennych represji? – Nie chwaliłem się swoją wojenną przeszłością – odpowiedział krótko. Jest stara zasada. O tobie wiedzą tyle, ile sam powiesz. Byłem chemikiem, publikowałem prace naukowe, w 1994 roku odszedłem na emeryturę. Nikt w Instytucie Przemysłu Tworzyw i Farb w Gliwicach, gdzie pracowałem, nie wiedziałem, co robiłem w latach wojennych. I oto odpowiedź na to pytanie.
Mam awersję do patriotyzmu - ideologii
Bohater niechętnie brał udział, już w wolnej Polsce, w spotkaniach rocznicowych, wojskowych, uroczystościach patriotycznych. – Bo ja patriotyzm traktuję bez patosu – podkreśla w książce „Ostatni”. – Na patriotyzm powinna się składać nie tyle ślepa gotowość poświęcania życia „na ołtarzu ojczyzny”, ale inne ważne elementy: praca na rzecz rozwoju kraju – rozwoju gospodarczego, kulturalnego – to są w moim przekonaniu elementy nowoczesnego patriotyzmu. Mam silną awersję do patriotyzm traktowanego jak ideologia.