Ewa Gorczyca

Oskarżony o zabójstwo Waldemar B.: to była walka na śmierć i życie

Podczas procesu odtworzono 1,5 - godzinny zapis wideo z eksperymentu procesowego na miejscu zabójstwa Fot. Tomasz Jefimow Podczas procesu odtworzono 1,5 - godzinny zapis wideo z eksperymentu procesowego na miejscu zabójstwa
Ewa Gorczyca

Waldemar B. twierdzi, że miał atak padaczki, dlatego nie pamięta ciosów zadanych Piotrowi K. Biegły wczoraj kwestionował tę linię obrony.

Waldemar B., dr nauk medycznych z Rzeszowa, na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Krośnie zasiada jako oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem człowieka, o którym mówi, że był jego „dobrym kumplem”. Zaprzyjaźnili się po tym, jak rzeszowianin kilka lat temu kupił od Piotra K. działkę w Rymanowie Zdroju i stali się sąsiadami. 9 stycznia ub. roku Piotr K. odwiedził Waldemara B., który przyjechał na weekend, w jego domku letniskowym. Spotkanie miało tragiczny finał. Piotr K. został zmasakrowany nożem i taboretem przez Waldemara B.

Podczas wczorajszej rozprawy odtworzony został zapis wideo z eksperymentu procesowego przeprowadzonego na miejscu zabójstwa. Waldemar B. opowiadał, co się stało. Twierdził, że Piotr K. nagle wpadł w szał, zaczął go dusić, zaatakował rozłupywaczem do drewna. - Gdybym go nie powstrzymał, to by mnie zabił - mówił.

Oskarżony nie pamięta, jak zabijał

Liczne rany tłuczone głowy, rany kłuto-cięte twarzy, szyi, ręki, złamania kości, zmiażdżenia tkanek miękkich - te obrażenia wywołały krwotok i spowodowały wstrząs pourazowy, który był przyczyną śmierci Piotra K. Zdaniem biegłego lekarza - zgon nastąpił w ciągu kilku, kilkunastu minut.

Waldemar B. miał otarcia i sińce, ale nie zagrażały one życiu. Zdaniem biegłego - ich charakter potwierdza, że między mężczyznami (obaj byli pod wpływem alkoholu) mogło dojść do szamotaniny.

Biegły przedstawił prawdopodobny przebieg zdarzenia. Według niego Piotr K. chwytał Waldemara B. rękami za szyję i tułów. Ten zadał mu kuchennym nożem trzy ciosy w szyję i sześć ciosów w twarz. Następnie uderzył go taboretem w głowę, a gdy Piotr K. upadł na plecy, uderzał go - już leżącego na podłodze - taboretem w twarz. Robił to wielokrotnie.

Waldemar B. mówił, że został zaatakowany metalowym rozłupywaczem do drewna. Biegły nie wykluczył, że w trakcie szarpaniny mogło mieć miejsce wzajemne wyrywanie sobie takiego narzędzia.

Oskarżony pamięta, że wziął z kuchennego blatu nóż. Jak twierdzi - chciał odstraszyć Piotra K., szturchnąć go, żeby przestał. - Celowałem w tułów, ale on nie reagował, szedł na mnie jak oszalały, z pochyloną głową - wyjaśniał.

Pamięta też, że chwycił taboret, ale kolejnych uderzeń już nie pamięta, bo - jak twierdzi - poczuł zbliżający się atak padaczki i stracił przytomność, a gdy ją odzyskał, Piotr K. już nie żył. Jednak biegły wykluczył, by Waldemar B. mógł zadawać ciosy w stanie napadu epileptycznego. - To były bardzo silne ciosy, precyzyjnie zadane - mówił biegły. - Taki atak, wywołany emocjami i alkoholem, mógł nastąpić, ale dopiero potem.

Ewa Gorczyca

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.