Orkiestra wielkiej mocy [komentarz]
Moja znajoma od lat odżegnywała się od WOŚP. - Nie daję pieniędzy, bo nie znoszę stadnych gestów. Wolę kupić wybranemu dziecku coś potrzebnego albo zrobić jakiś dobry uczynek - mówiła. Ale czy robisz? - zapytałam? - Od czasu do czasu - powiedziała szczerze.
A przyciśnięta przyznała, że wtedy, gdy ktoś się do niej zwróci po pomoc.
Z doświadczenia wiemy, że rzadko tak się dzieje. Po pomoc zwracają się zwykle ludzie przyduszeni nagłą potrzebą. „Pożycz stówkę” - proszą z wyrazem twarzy spaniela, ale zorganizowana pomoc dla potrzebujących wymaga dyscypliny, konsekwencji i nieugiętości w obliczu ataków przeciwników. Wymaga też tysięcy wolontariuszy, którzy wierzą, że można zrobić coś dla kogoś, bo pomnażanie dobra jest wartością samą w sobie.
Wie to nawet Jerzy Urban, który zyskał sławę naczelnego błazna Polski. Trzy lata temu w wywiadzie mówił mi, że nie daje na Orkiestrę. - To kwestia estetyki - powiedział.
Dobroczynność jest czymś obłudnym. Nie do twarzy mi z tym. Gdy trzeba dać 10 zł na WOŚP, to daję te pieniądze żonie, aby wrzuciła do puszki.
- Jak to? - zapytałam. - No, trzeba dać, bo Orkiestra jest atakowana przez Kościół, a to jest też obłudne. Staram się być niepodległy odruchom zbiorowym - przyznał.
W tym roku mnóstwo Polaków, którzy dotychczas patrzyli na Orkiestrę jak na zryw dzieciaków, którym udaje się nazbierać mnóstwo kasy i przy okazji pomóc malcom i starcom w szpitalach, zrewidowało swoje poglądy. „Wspierając WOŚP wkurzasz Terlika, rząd i Kościół. Warto dać w trójnasób”. Moja znajoma też włożyła do puszki kilka złotych. - Skapitulowałam - uznała. - Ten zryw jest silniejszy niż moja chęć trzymania się na uboczu. Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym nic nie zrobiła.
Jak się wydaje, Orkiestra znów może pobić rekord. Bo lubimy po prostu pomagać. I nie znosimy, gdy nam się czegoś zakazuje, nawet gdy zakaz ma formę ignorowania pięknej idei.
J. Owsiak: Gdyby nas zapytać o przekonania polityczne, może doszłoby do awantury, ale WOŚP nas łączy