Koniec z jednomandatowymi okręgami wyborczymi?
Politycy Prawa i Sprawiedliwości od momentu przejęcia władzy głoszą potrzebę zmian w obowiązującej ordynacji wyborczej. Coraz częściej słychać, że prace przy projekcie zmian zakończyły się i wkrótce PiS złoży gotowy projekt w Sejmie (po to, aby mogły one obowiązywać już podczas przyszłorocznych wyborów samorządowych). Ostatnio - podczas Nadzwyczajnego Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej” w Spale - nowe rozwiązania w kodeksie wyborczym zapowiedział Jarosław Kaczyński. Lider PiS projektowane zmiany podzielił na techniczne i polityczne. Te pierwsze to kamery w lokalach wyborczych, przezroczyste urny do głosowań, druga, dodatkowa komisja do zliczania głosów.
O wiele istotniejszy i budzący większe kontrowersje jest drugi pakiet szykowanych przez PiS zmian. Najważniejsza z nich to rezygnacja z wprowadzonych trzy lata temu jednomandatowych okręgów wyborczych w gminach poza miastami na prawach powiatu. Dotychczas funkcjonowało to w ten sposób, że każda gmina dzielona była na tyle okręgów, ilu jest tam radnych. Dzięki temu do samorządu wchodzili tylko zwycięzcy głosowania. PiS ma rozważać obecnie dwa rozwiązania - albo całkowitą rezygnację z JOW-ów albo pozostawienie ich w miastach liczących maksymalnie 20 tys. mieszkańców. Posłowie PiS mają też wprowadzić zakaz jednoczesnego kandydowania do dwóch szczebli samorządu, np. na burmistrza i radnego sejmiku.
- Te zmiany, o których mówi prezes Kaczyński, to nie jest jakaś nasza nagła chęć dokonania zmian w ordynacji wyborczej dla samych zmian albo po to, aby ograniczyć Polakom demokratyczne wybory, co oczywiście zawsze było nonsensowym zarzutem - mówi Paweł Szefernaker, koszaliński poseł PiS i sekretarz stanu w kancelarii premier Beaty Szydło.
- Chcemy zmienić niektóre zasady kodeksu wyborczego, bo obiecywaliśmy to Polakom i chcemy, aby wybory były bardziej uczciwe, transparentne i przeprowadzane bardziej sprawnie niż to się działo dotychczas. Jednomandatowe okręgi wyborcze w mniejszych miastach nie do końca zdały egzamin, bo takie rozwiązanie jest bardzo wątpliwie z punktu widzenia demokracji, jest mało reprezentatywne, fałszuje rzeczywisty układ polityczny w regionie. I tę chorą sytuację trzeba uzdrowić - podkreśla polityk PiS. Inaczej pisowski projekt ocenia Piotr Zientarski, senator PO z Koszalina.
- Techniczne zmiany, które proponuje PiS, kontrowersji raczej nie budzą, za to bardzo niepokoi pomysł ograniczenia, a nawet likwidacji jednomandatowych okręgów wyborczych. Taka propozycja to milowy krok w tył, jeżeli chodzi o poziom demokracji w samorządach. Wybory większościowe są czytelne dla wszystkich, bo właśnie ten system ma reguły jasne dla każdego: wygrywa ten, kto dostał najwięcej głosów. Gdy PiS z niego zrezygnuje, to ponownie da przewagę partiom politycznym, a znacznie zmniejszy wyborcze szanse lokalnym kandydatom, którzy chcą zrobić coś dobrego dla regionu, bez partyjnej etykiety. To bardzo złe rozwiązanie - ostrzega senator PO.
- Nie mam nic przeciwko kamerom w lokalach wyborczych czy przezroczystym urnom - mówi Emilia Bury, radna w białogardzkiej Radzie Miejskiej. - Podoba mi się też zakaz jednoczesnego kandydowania do dwóch szczebli samorządu. Nie zgadzam się natomiast z zamiarem likwidacji czy ograniczenia zasięgu jednomandatowych okręgów wyborczych. System większościowy jest bardziej zrozumiały dla wyborców i powoduje, że w większym stopniu głosuje się na człowieka, a w mniejszym na partie - podkreśla radna.