Opuszczona wieś będzie terenem dla nowych inwestycji w gminie
Niechciane inwestycje znajdą swoje miejsce? Na to wygląda. Czeklin, opuszczona miejscowość to dla nich najlepsza lokalizacja
W Dąbiu, Granicach czy Janiszowicach w ostatnich miesiącach można było natknąć się na podobny spór. Inwestor na terenie wymienionych wsi chciał postawić fermę indyczą. We wszystkich przypadkach protestowali mieszkańcy, którzy narzekali na niedogodności związane z taką działalnością.
Dogadać udało się jedynie w Dąbiu, gdzie inwestor przesunął lokalizację fermy o kilkaset metrów dalej od budynków mieszkalnych.
W Janiszowicach pierwsze spotkanie z przedstawicielami przedsiębiorcy trwało zaledwie 20 minut.
- W tym terenie odbywał się będzie tucz, czyli hodowane będą dorosłe osobniki - przedstawiała pełnomocnik inwestora, Magdalena Czarna. - Planujemy postawienie czterech budynków na fermę. W każdym z nich w jednym cyklu będzie przebywać 9 tys. indyków (takich cyklów będzie cztery. Jeden cykl trwa 15 tygodni, później jest krótka przerwa na dezynfekcję) - wyjaśniała.
Inwestor działa zarówno na rynku polskim jak i niemieckim. Robi to już od około 10 lat.
Nie przekonało to mieszkańców gminy.
- Na naszych terenach nie ma wystarczającej ilości wody na uruchomienie fermy. Jedyne źródło jest zbyt blisko ujęcia gminnego i niemożliwe, żeby inwestor tam się podłączył - mówiła pani Paulina ze Stróżki.
Wiele osób narzekało na przykre zapachy, których nie chcieli w pobliżu swoich domów.
Padła jednak sugestia, że można byłoby fermę postawić na terenie Czeklina.
- To pusta, wysiedlona wieś. Dlaczego tam się nie wybudujecie? To tylko 2 kilometry stąd - mówił jeden z mężczyzn na zebraniu.
Opuszczona wieś, to... teren prywatny
Wójt Marek Babul przyznaje, że propozycja jednego z mieszkańców była wzięta pod uwagę.
- Po zebraniu w Janiszowicach rozmawiałem o tym pomyśle z inwestorem, który chce postawić fermę indyczą na naszym terenie. Przedstawiciele przyznali, że nie wiedzieli o opuszczonej wsi, ale przyznali, że mogliby wybudować swój kompleks na tamtym terenie - opowiada wójt.
Jest tylko jeden problem. Teren wysiedlonej wsi został sprzedany jeszcze za czasów poprzedniego wójta.
- Są to tereny prywatne, ale rozmawiałem z właścicielem, który jest zainteresowany i będzie negocjował z inwestorem. Zamierza podpisać umowę i wydzierżawić część tamtejszego terenu - przyznaje M. Babul.
W_urzędzie gminy też zacierają ręce, ponieważ nowy inwestor, to wpływy z podatków.
- Zyskalibyśmy więcej, gdyby to był nasz teren, ale trzeba cieszyć się z tego, co możemy mieć - podkreśla wójt.
Nie tylko ferma indycza w Czeklinie?
Co ciekawe, ferma indycza w Czeklinie może być dopiero jedną z pierwszych inwestycji, które tam powstaną.
- Mamy też zapytania od przedsiębiorcy, który chciałby postawić w naszej gminie chlewnię. Potrzebuje do tego ośmiu hektarów terenu - opowiada M. Babul.
Dodaje również, że istnieje szansa na powstanie paneli fotowoltaicznych na tym terenie.
Jakby udało się sprowadzić wszystkich inwestorów, to gmina może liczyć nawet na 3 mln zł dochodu z podatków rocznie.
- Jest to bardzo korzystna sytuacja. Mieszkańcom wspomniane instalacje nie będą przeszkadzać. Mało tego, powstaną nowe miejsca pracy. Do pracy na fermie indyczej będzie potrzeba ok. 15 osób - wylicza wójt.
- Najważniejsze jednak, że mieszkańcy naszej gminy nie będą narzekali na przykre zapachy czy hałasy, ponieważ Czeklin jest oddalony od każdej najbliższej wsi o kilka kilometrów - wyjaśnia M. Babul.
Dodaje, że takie rozwiązanie jest wygodne dla wszystkich stron. - Ciężko znaleźć taki złoty środek, ale wygląda na to, że w tym przypadku może się to udać - cieszy się włodarz gminy Bobrowice.