Opowieść o tym, co bankomaty i lodówki mogą zrobić ludziom
Człowiek podszedł do bankomatu, wykonał szereg czynności niezbędnych do otrzymania pieniędzy, ale zamiast banknotów wysunęła się kartka z błaganiem o pomoc. To przecież scena jakby żywcem przeniesiona z planu kręcenia programu typu „Ukryta kamera”.
W następnej sekundzie zdumiony klient powinien zostać otoczony przez wianuszek ubawionych do łez realizatorów, śmiejących się i strojących głupie miny do kamery. Nic podobnego. W amerykańskim mieście o dość niezwykłej nazwie - Corpus Christi (Ciało Chrystusa) - nie było tym razem żadnej inscenizacji przy bankomacie należącym do Banku of America. Na kartce klient przeczytał: „Proszę o pomoc. Utknąłem tu, nie mam telefonu. Zadzwoń do mojego szefa”. I podany numer telefonu. W tarapaty popadł bowiem pracownik obsługujący bankomat, który nieopatrznie zatrzasnął za sobą drzwi prowadzące do urządzenia i takim właśnie sposobem odciął sobie drogę ewakuacji.
Gdybyśmy nie znali umiaru w żartach, moglibyśmy uznać, że dzięki przytomności umysłu, kartce papieru i długopisowi, ciało serwisanta wyłoniło się z piekielnej, finansowej otchłani, poniekąd cudownie wyszło ze ściany, czyli zmartwychwstało.
W rzeczywistości zdarzył się pospolity ludzki błąd, tyle że w miejscu, do którego zagląda bardzo wąska grupa ludzi, więc dla pozostałych jest egzotyczne niczym wnętrze maszynowni okrętu. Gapiostwo serwisanta, który wlazł do środka bez telefonu, o innych zabezpieczeniach nie wspominając, jest oczywiste i głęboko ludzkie. Dziwić może natomiast, że tak ważna instytucja, jak Bank of America, w ogóle dopuściła do technicznej możliwości zatrzaśnięcia od środka. Być może nikłe prawdopodobieństwa takiego zdarzenia skłoniło menedżerów do zlekceważenia kwestii odpowiednich zabezpieczeń. Skupili się na tym, by nikt postronny nie mógł wejść do bankomatu, całkowicie zaniedbując sprawę ewentualnego wyjścia. Nie może zresztą dziwić, że dla bankowca najbardziej istotne jest uniknięcie sytuacji wyniesienia pieniędzy.
Serwisant z Corpus Christi to dla jednych pechowiec, a dla innych dyletant, lecz przy tej okazji nasuwa się też refleksja o tym, że być może nasz świat stał się zbyt skomplikowany technicznie. Chyba w każdej rodzinie jest jakaś ciotka, która potrafi całkowicie rozregulować telewizor za pomocą pilota, teoretycznie służącego do sterowania odbiornikiem. To są banalne historie. Ba, gdy w naszej redakcji wprowadzono system otwierania drzwi kodem, przydarzyło mi się nieumyślne wszczęcie alarmu, a nawet nieświadome sprowadzenie na miejsce patrolu firmy ochroniarskiej.
Popatrzcie, trwają zaawansowane próby zbudowania samochodu, który poradzi sobie w ruchu ulicznym zupełnie bez kierowcy. Światło można włączyć lub wyłączyć klaskaniem. Różne urządzenia stają się coraz bardziej inteligentne i zarazem autonomiczne wobec ludzi, więc nie zdziwię się, jeśli któregoś dnia media doniosą o człowieku, którego wciągnęła do swego wnętrza jego własna lodówka. Nie żeby miała mordercze zamiary, jak w jakimś tanim horrorze. Aparat chłodniczy postanowi go nakarmić raz a dobrze.