Opolskie szpitale szukają lekarzy przez urząd pracy
Gastroenterolog i internista potrzebni od zaraz w Szpitalu Wojewódzkim. Od 120 dni nikt nawet nie zapytał o pracę.
Szukając lekarzy do pracy szpitale zamieszczają ogłoszenia na swoich stronach internetowych, portalach branżowych i pismach dla medyków. Ostatnio takie anonse można znaleźć także na stronach urzędów pracy.
Szpital Wojewódzki w Opolu od 1 marca pilnie poszukuje lekarzy specjalistów - gastroenterologa i internisty. - To nie jest wyraz desperacji. Po prostu chcę mieć poczucie, że wykorzystałam wszystkie możliwości. - mówi Renata Ruman-Dzido, prezes zarządu Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.
Nie jest odosobniona.
Przez urzędy pracy lekarzy szukają placówki medyczne w Poznaniu, Pabianicach, Wrocławiu, Wieliczce, Muszynie. Najwięcej ofert jest w Warszawie - dla diabetologa, neurologa, dermatologa, internisty, reumatologa, stomatologa, lekarza POZ. Wszystkie oferty złożone co najmniej 10 dni temu. Chętnych brak.
Lekarza radiologa opolski Szpital Wojewódzki szuka od maja 2016 roku. Swoisty rekord pobiło zamieszczone na stronie SW ogłoszenie o pracy dla lekarza chorób zakaźnych - niezmiennie aktualne od... 2,5 roku.
Szpital w Kluczborku dał 50 ogłoszeń o pracy dla czterech lekarzy. I dalej nic.
- Szukamy nie tylko specjalistów, ale także chętnych do podjęcia specjalizacji na oddziale zakaźnym - i to w ramach etatu, a nie rezydentury. Ich też brakuje. A mamy naprawdę świetny oddział, stosujący najnowocześniejsze terapie, prowadzony przez konsultanta wojewódzkiego w tej dziedzinie. Zgłosiła się jedna lekarka, zaczęła pracować, ale wiadomo było, że chce robić specjalizację z innej dziedziny i jak tylko pojawiła się taka możliwość, zwolniła się - mówi prezes Ruman-Dzido.
Od wielu lat pogłębia się deficyt w niektórych zawodach lekarskich. Do takich należy gastroenterolog. - Tacy lekarze chętniej zatrudniają się w pracowni endoskopowej, natomiast do pracy na oddziale się nie garną. Kiedy ubywa kogoś z dotychczasowego personelu - a w Szpitalu Wojewódzkim ciężko zachorowała wybitna lekarka- robi się problem.
- Zależało nam na kompleksowej opiece - mówi Renata Ruman-Dzido. - Prowadzimy oddział, pracownię endoskopową i poradnię gastroenterologiczną. Ta kompleksowość wymaga jednak określonej liczby lekarzy, a ich po prostu nie ma.
Internistów brakuje, bo zmienił się system kształcenia. Odstrasza też praca w SOR-ach
Poszukiwany przez Szpital Wojewódzki w Opolu internista może liczyć na pensję zasadniczą od 4260 zł. Od marca nikt nawet nie zadzwonił w tej sprawie.
Zdaniem dyrekcji szpitala jednak nie tylko o pieniądze tu chodzi. Do stawki zasadniczej dochodzi wiele dodatków - staż pracy, liczba dyżurów, pora pracy, to czy dyżury są w dni powszednie, czy święta, tytuł naukowy.
Lekarz specjalista z pensją zasadniczą 4260 zł w Szpitalu Wojewódzkim, który w ostatnim miesiącu miał 5 dyżurów zarobił 11 500 zł brutto, lekarz specjalista, który miał 2 dyżury zarobił 7320 zł brutto.
Szpital w Kluczborku od kilku miesięcy poszukuje co najmniej 2 internistów i 2 pediatrów. Lekarzy pięciu specjalizacji oraz rezydentów potrzebuje także WCM w Opolu.
- Daliśmy 50 ogłoszeń, gdzie tylko się dało, także przez urząd pracy. Zainteresowani, nawet chwalili nasze stawki - 90 zł za godzinę - ale lekarzy jak brakowało tak brakuje - mówi Józef Maciołek, prezes Powiatowego Centrum Zdrowia w Kluczborku.
Z ogłoszeń wynika, że interniści należą obecnie do najbardziej poszukiwanych w kraju specjalistów.
- To efekt zmiany systemu kształcenia - uważa Renata Ruman-Dzido. - Od czasu, gdy zrobienie interny nie jest konieczne do uzyskania innych specjalizacji, brakuje lekarzy chorób wewnętrznych.
Odstrasza ich też praca w szpitalach, które mają 24-godzinne dyżury. W Opolu oddziały chorób wewnętrznych są w czterech szpitalach, ale tylko dwa prowadzą szpitalne oddziały ratunkowe, a tam nigdy nie wiadomo, jak intensywny i ciężki będzie dyżur. Dyrektorzy tych szpitali nie mogą zapłacić swoim lekarzom więcej, bo stawka punktowa za procedury wyliczona przez NFZ jest taka sama.
W Kluczborku liczą na lekarzy z Ukrainy. - Mamy kontakt z dwoma, ale najpierw muszą nostryfikować dyplomy, a to długi proces. Nie ma też pewności, czy jak już będą mogli leczyć w Polsce, nie wybiorą szpitala np. we Wrocławiu - mówi prezes Maciołek.