Onko-wojny. Nowa nadzieja
Rak. Kiedyś diagnoza brzmiała jak wyrok. Dziś walczymy z nim coraz skuteczniej. W odwiecznym wyścigu zbrojeń zaczynamy zyskiwać nad rakiem przewagę.
Współczesna onkologia to dziedzina iście kosmiczna. Nanoboty, genetycznie poprawiane wirusy, autoszczepionki, promieniotwórcze izotopy zamykane w mikrokapsułkach z „adresem dostawy” – to wszystko narzędzia, które współczesna medycyna próbuje wykorzystywać w walce ze zbuntowanymi komórkami. I coraz lepiej jej się to udaje.
Rak niejedno ma imię
Przywykło się mówić o raku bądź chorobie nowotworowej jako o pojedynczej przypadłości, ale tak naprawdę raków są setki, jeśli nie tysiące rodzajów. Różnią się pochodzeniem, lokalizacją, utkaniem, czyli budową, wrażliwością na leki i promieniowanie. Nic dziwnego, że próby wynalezienia panaceum – sposobu na zniszczenie każdego nowotworu – na razie spełzły na niczym.
Przyszłość onkologii wydaje się zmierzać w odwrotnym kierunku – leczenia w pełni zindywidualizowanego, dopasowanego do konkretnego chorego i nowotworu, który go zaatakował. Chodzi o tzw. terapie celowane, czyli tworzone specjalnie po to, by rozpoznawać, atakować i niszczyć komórki rakowe, i to konkretnego typu. Pierwszym i sztandarowym przykładem takich leków jest wykorzystywany w leczeniu przewlekłej białaczki szpikowej Glivec. Hamuje on enzym warunkujący niekontrolowane mnożenie się białych krwinek. Dzięki niemu z choroby śmiertelnej ten typ białaczki stał się przewlekłą dolegliwością, z którą można żyć wiele lat.
Walcz z rakiem własną bronią
Ostatnio wielkie nadzieje budzi immunoterapia, czyli wykorzystywanie do walki z rakiem własnego układu odpornościowego. Wydawałoby się, że rak jako ciało obce winien być wykrywany i zwalczany przez powołane do tego „siły szybkiego reagowania” na podobnej zasadzie, na jakiej walczymy z infekcjami czy pasożytami. Niestety, nowotwór to również „krew z krwi i kość z kości”, a do tego potrafi w wyjątkowo przemyślny sposób oszukiwać białe krwinki, tak że go nie atakują, bo staje się dla nich niewidoczny. Naukowcy próbują zatem zdjąć limfocytom klapki z oczu i pokazać im, że to, co uznały za własne, jest w rzeczywistości podstępnym agresorem. Kamuflaż niszczą tzw. inhibitory punktów kontroli – leki, które niejako ponownie sprawiają, że rak staje się widoczny dla komórek odpornościowych i może być celem ich ataku. Pierwsze leki tej grupy opracowano dla leczenia zaawansowanego czerniaka.
Trwają także badania nad zindywidualizowaną „szczepionką” na raka tworzoną ze specjalnych komórek układu odpornościowego zwanych komórkami dendrytycznymi. Te komórki wzorce mobilizują do działania cały układ odpornościowy. Naukowcy wykorzystują usunięte podczas zabiegu tkanki nowotworowe, a raczej obecne na nich znaczniki, by szkolić komórki dendrytyczne niczym psy, które szkoli się do wykrywania narkotyków. Takie wyedukowane komórki wstrzykuje się następnie w ramię pacjenta, skąd zaczynają one z kolei szkolić do walki całą armię limfocytów zdolnych zniszczyć pozostałości raka. Co ważne, taka „szczepionka” uwrażliwia układ odpornościowy na wiele rakowych antygenów jednocześnie, a to zmniejsza możliwość uodpornienia się agresora i zwiększa szanse na wybicie wrogich armii do nogi.
Snajper wybiera cel
Jeśli standardową radioterapię można przyrównać do dywanowych nalotów bombowych, nowe leki z tej grupy zachowują się niczym supercelny snajper. Pierwszy niszczy wroga, ale straty wśród postronnych cywilów (komórek, które staną na drodze wiązki promieniowania) są olbrzymie. Drugi precyzyjnie wybiera cel i zabija tylko „tych złych”. Pocisk, czyli substancja promieniotwórcza, jest przy tym ważna, ale ważniejszą rolę ma specjalnie zaprojektowany nośnik, który dostarcza ładunek dokładnie tam, gdzie trzeba. To dzięki nośnikom potrafiącym odróżniać raka od nieraka można niszczyć agresora, praktycznie nie szkodząc zdrowym tkankom. Promieniowanie izotopu może mieć przy tym na tyle mały zasięg, że zabija pojedyncze zmienione komórki, podczas gdy te obok pozostają nietknięte.
W ogóle „opakowanie” zaczyna mieć coraz większe znaczenie w terapiach przeciwnowotworowych, np. używany m.in. w leczeniu raka piersi, trzustki czy płuca paklitaksel, choć bardzo skuteczny, daje wiele przykrych skutków ubocznych, takich jak wypadanie włosów, bóle mięśni i stawów czy ciężkie biegunki. Zastąpienie syntetycznego nośnika tego leku egzosomami – miniaturowymi banieczkami pozyskiwanymi z białych krwinek – sprawia, że „opakowanie” leku chroni go przed zniszczeniem przez własny układ odpornościowy chorego. Organizm nie atakuje cząstek preparatu. To pozwala –_nie zmniejszając skuteczności – zmniejszyć dawkę nawet 50-krotnie. Dodatkowo egzosomy działają niczym swoista czapka niewidka, przemycając lek przez bariery, jakie nowotwór normalnie mu stawia.
Wroga wrogiem zwyciężaj
Właściwe „opakowanie” może przyśpieszyć wprowadzenie na rynek najnowszego pomysłu na leczenie raka, jakim są wirusy. A konkretnie tzw. wirusy onkolityczne, czyli takie, które potrafią wybiórczo infekować i skutecznie niszczyć komórki nowotworowe. Wśród testowanych są adenowirusy i wirus krowianki. Podstawowym problemem jak dotąd było niszczenie tych mikrodoktorów przez przeciwciała i komórki odpornościowe. Stąd pomysł na schowanie ich przed okiem układu odpornościowego w specjalnych otoczkach. Sfunkcjonalizowana osłonka pozwala na ulepszenie powinowactwa do tkanki rakowej – to znaczy, że wirus „w ubranku” pędzi do komórek rakowych jeszcze szybciej niż „na golasa”, a do zdrowych nie ciągnie go w ogóle.
Problem w tym, że rak ewoluuje, i to bardzo szybko, nawet u tego samego pacjenta. Nic dziwnego, że często lek świetnie dopasowany na początku leczenia z czasem przestaje działać. Rak uczy się, jak obchodzić nałożone nań bariery, zmienia swoją charakterystykę i rośnie dalej, wykorzystując inne szlaki od tych, które zablokowano terapią. Stąd po początkowych zachwytach nad możliwościami personalizacji leczenia badacze stawiają dziś na metody bardziej elastyczne, takie, które same potrafią się uczyć i dopasowywać do zmieniającej się biologii nowotworu. Zamiast przeciwciał blokujących konkretny receptor czy enzymów rozkładających jedno nowotworowe białko, chcieliby raczej znaleźć sposób na zmobilizowanie organizmu do walki z rakiem i danie mu skuteczniejszej broni: wiedzy o tym, kto jest wrogiem, i sposobów na to, jak nie dać się mu oszukać.
Autor: Małgorzata T. Załoga