Kładziemy fotografię. Może, kiedy przechodnie, odwiedzający Memoriał "Bykowieńskie Mogiły", zobaczą zdjęcie - zobaczą też człowieka. Widzę, z jakim wzruszeniem ojciec dotyka szarej, granitowej płyty. Jakby rozmawiał ze swoim ojcem, jakby się z nim żegnał...
Wiosna 1940 roku. Świst lokomotywy. Wilgotny, nieprzychylny mrok. W upodleniu stłoczeni w bydlęcych wagonach więźniowie z lwowskich Brygidek i Zamarstynowa, więzień w Łucku, Równem, Drohobyczu, Stanisławowie i Tarnopolu. Kwiat polskiej inteligencji II Rzeczypospolitej, intelektualna elita polskich Kresów Wschodnich. Generałowie, posłowie i senatorowie, wicewojewodowie, starostowie i wicestarostowie, prezydenci i wiceprezydenci miast, burmistrzowie. Towarzyszyli im oficerowie Wojska Polskiego, urzędnicy państwowi i samorządowi, ziemianie, kupcy i fabrykanci, inżynierowie, lekarze, prawnicy, nauczyciele, leśnicy, policjanci. Polacy, patrioci, działacze społeczni i polityczni.
Aresztowani przez NKWD, przetrzymywani i przesłuchiwani w więzieniach zachodniej Ukrainy. Czy wiedzieli, że jadą po śmierć? Rozkazem Biura Politycznego WPK kierowani do więzień centralnej Ukrainy: do Kijowa, Charkowa i Chersonia. Nie było żadnych rozpraw. Od razu zapadał wyrok. Pojedynczo wyciągani z cel i zabijani strzałem w tył głowy.
Transporty z Łucka. Wychudli, posiniaczeni, ze śladami świeżo zastygłej krwi ci, którzy poznali ból cierpienia w słynnej sali przesłuchań łuckiego więzienia. Znani i szanowani obywatele Łucka. Naczelnik Urzędu Ziemskiego Antoni Łączyński, zastępca naczelnika Wydziału Wojskowego w Urzędzie Wojewódzkim Wołyńskim Jerzy Widacki, radca w Banku Rolnym w Łucku Stanisław Gołębski i urzędnik tej instytucji Ludwik Godlewski, inspektor MSW Wiktor Wojnicz, inspektor wojewódzki w Powszechnym Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych w Łucku Marian Kalasiewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Łucku Jan Sokal, mecenas Aleksander Rostocki, pracownik Izby Skarbowej w Łucku Tadeusz Piekło, inżynier agronom Witold Mamczyc, kapitan Jakub Jędrzejewski ze stacjonującego w mieście 24. pułku piechoty, wiceprzewodniczący Związku Strzeleckiego mecenas Józef Kurmanowicz, zastępca komendanta Związku Strzeleckiego Władysław Leja i komendant powiatowy tej organizacji, pracownik Sądu Okręgowego w Łucku mój dziadek Jan Marcinkowski, inżynier Włodzimierz Leszczyński - inspektor Dyrekcji Lasów Państwowych, inżynier Jan Czubalski, pracownicy Komendy Wojewódzkiej w Łucku: Józef Maisy, Wawrzyniec Wojtacha i Henryk Worzywoda, starszy przodownik policji Michał Granowski, przodownik PP Stanisław Dominiczak, starsi posterunkowi: Bolesław Kokosiński, Mateusz Maligłówka, Jan Tkacz, Wincenty Łukomski i Józef Iwko z Komisariatu w Łucku.
Czy ktoś widział ich smutny przemarsz ulicą Jagiellońską? A może pospiesznie załadowano więźniów na ciężarówki i przewieziono na dworzec pod osłoną nocy? U bram łuckich Brygidek, gdzie znajdowało się więzienie, przez wiele dni bezskutecznie oczekiwały na jakąkolwiek wiadomość ich matki, żony, dzieci. Ślad po więźniach z Łucka zaginął. Przepadli bez wieści na ponad pół wieku.
Pociąg specjalny do pamięci
Wrzesień 2012 roku. Świst lokomotywy. Mrok. Z dworca Warszawa Wschodnia do Kijowa odjeżdża pociąg nr 13003. W dwudziestoośmiogodzinną podróż wyruszają ci, którzy po 72 latach, po latach pisania listów do różnych instytucji w kraju, na Ukrainie i w Rosji, po latach mozolnego szukania i gromadzenia strzępów często niepewnych informacji nareszcie mogą oddać hołd swoim bliskim. Synowie i córki zamordowanych w Kijowie i pochowanych na Bykowni polskich jeńców z więzień zachodniej Ukrainy. Teraz członkowie Federacji Rodzina Katyńska, Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 oraz innych organizacji pielęgnujących pamięć o tamtych tragicznych wydarzeniach.
Specjalny pociąg do Kijowa na obchody otwarcia Polskiego Cmentarza Wojennego na Bykowni. Kilkanaście wagonów. Ponad 200 osób. Co człowiek - to inna smutna historia. Czas posrebrzył skronie, ale nie zatarł pamięci o bliskich, na których czekali jako dzieci i których szukali przez całe swoje dorosłe życie. Dla nich to szczególna podróż. Zabrali w nią często cudem ocalałe z wojennej pożogi dokumenty i pożółkłe ze starości fotografie. Pan Bohdan Żukowski wyciąga z podręcznego bagażu piękne zbiorowe zdjęcie policjantów z Posterunku Miejskiego w Ciechanowie. Wśród nich komendant posterunku starszy przodownik Stefan Żukowski.
Gdy wybuchła wojna, jak wielu innych wezwany rozkazem podążył w kierunku Warszawy. Na skutek wojennych wydarzeń znalazł się na Kresach Wschodnich. Był przetrzymywany w więzieniu w Równem. Tu ślad po nim zaginął. W Równem został również uwięziony dziadek pani Ani Malkusz z Rudy Śląskiej. Emanuel Adam Słowik był starszym przodownikiem policji województwa śląskiego. Funkcjonariusze otrzymali rozkaz ewakuacji na wschód, na miejsce koncentracji w Tarnopolu. Rodziny podążyły za nimi, jednak mama pani Ani nigdy nie zdołała już spotkać się ze swoim mężem. W Równem ślad się urywa...
Wszyscy go lubili
Pan Hieronim Marysiak z Opola ze wzruszeniem prezentuje malutką fotografię. Rok 1938. Rodzina Marysiaków powraca z kościoła w Kozowej. Na zdjęciu uśmiechnięci, zadowoleni, eleganccy ludzie: ojciec Mikołaj Marysiak w mundurze, matka Cecylia Marysiak i sześcioletni syn Hieronim. Nic nie zapowiada tragedii Kresów Wschodnich, która wkrótce
nastąpi. Co najbardziej boli do dziś?
- Mojego ojca wszyscy lubili, był pogodnym, życzliwym człowiekiem, był pewny, że nikt na niego nie doniesie, po wkroczeniu sowietów mogliśmy się ukryć, mogliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ale ojciec wierzył w ludzką dobroć - opowiada pan Hieronim. Jego ojciec Mikołaj Marysiak został aresztowany 31 marca 1940 roku w swoim domu w Horodyszczu. Żegnając się z rodziną powiedział: "Być może jeszcze się spotkamy!". Jego wówczas siedmioletni syn, uczeń pierwszej klasy Szkoły Powszechnej w Horodyszczu, dobrze zapamiętał ostatnie słowa ojca i czekał, czekał przez całe życie.
Czekali również inni - synowie i córki tych, którzy mieszkali, pracowali i działali na terenach wschodnich województw II Rzeczypospolitej bądź na skutek splotu różnych wojennych wydarzeń znaleźli się na Kresach i tam zostali uwięzieni przez NKWD.
Czekali ponad pół wieku. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych ich obawy pomieszane z odrobiną nadziei zamieniły się w pewność. W dniu 5 maja 1994 roku w Kijowie zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy generał Andrzej Chomicz przekazał prokuratorowi Stefanowi Śnieżko wykaz zawierający 3 435 nazwisk, który został znaleziony w archiwum byłego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego USRR. Formalnie był to dokument informujący o tym, że 25 listopada 1940 roku naczelnik I Wydziału Specjalnego NKWD Ukraińskiej SRR starszy lejtnant bezpieczeństwa Cwietuchin wysłał do Moskwy naczelnikowi I Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR majorowi bezpieczeństwa Basztakowowi 3.435 więziennych akt osobowych. Była to nowa, kolejna lista nieznanych dotychczas ofiar zbrodni katyńskiej, nazwana później ukraińską listą katyńską.
Numer 43/3, pozycja 4.
Na liście śmierci, czyli na liście do rozstrzelania nr 43/3 poz. 4, figuruje również nazwisko mojego dziadka Jana Marcinkowskiego. Dla jego syna, a mojego ojca ta podróż jest ogromnym przeżyciem. Prawie nie śpi w czasie długiej wędrówki na wschód. Pociąg z monotonnym stukotem kół zostawia za sobą kolejne kilometry, a on wciąż przegląda stare fotografie, jakby ożywiał tamten czas i moment ostatniego pożegnania z ojcem. Spoglądam na niego z coraz większą troską. Czy wytrzyma ciężar tego realnego pogrzebu swego ojca?
Pokrzepienie niesie wizyta księdza Józef Guzdka, biskupa polowego Wojska Polskiego. Wraz z nim odwiedza nas też Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert w asyście innych pracowników Rady oraz wojska. Widzę jak ojciec przeżywa tę rozmowę. Pokazuje zdjęcia. Dom przy ulicy Zamkowej w Łucku u stóp zamku Lubarta. W ogrodzie szczęśliwa rodzina: Jan Marcinkowski, pracownik Sądu Okręgowego w Łucku, komendant powiatowy Związku Strzeleckiego, członek Zarządu Związku Szlachty Zagrodowej, jego żona Olimpia Marcinkowska, pracownica wydziału statystycznego łuckiego magistratu, córka Leokadia i malutki syn Tadeusz. Na innej fotografii Jan Marcinkowski czule przytula swego synka, nad ich głowami na huculskim kilimie wisi oficerska szabla. Kolejne zdjęcie - Jan Marcinkowski prowadzi swój oddział Związku Strzeleckiego ulicą Jagiellońską w Łucku. I jeszcze zbiorowa fotografia pracowników Sądu Okręgowego w Łucku na majówce.
W opowieści mojego ojca wracają szczęśliwe chwile dzieciństwa na Wołyniu. Jako mały chłopiec był tak dumny ze swego ojca. Przecież Jana Marcinkowskiego lubiano i szanowano w pracy, w organizacjach, w których działał, i na ulicy Zamkowej, gdzie mieszkał. Wydarzenia z nocy z 9 na 10 grudnia 1939 roku, aresztowanie przez NKWD, którego mój ojciec Tadeusz Marcinkowski był świadkiem, które mocno przeżył i które dobrze pamięta, wydawały się wtedy dziecku jakimś okrutnym, koszmarnym snem.
W blasku wiecznego ognia
Około godziny szóstej rano 21 września 2012 r. przyjeżdżamy do Kijowa. Na dworcu czekają już autokary. Jeszcze zaspanym Kreszczatikiem jedziemy w stronę Dniepru. Za rzeką Bykownia. Miejsce skrytych masowych pochówków ofiar stalinowskiego Wielkiego Terroru.
Dzisiaj Bykownia znajduje się już w granicach administracyjnych Kijowa. Sosnowy las. Długa droga. Kierunek wyznaczają pnie drzew na czas otwarcia cmentarza przewiązane żółto-niebieskimi wstążeczkami. W głębi cmentarz. Po lewej stronie część ukraińska, którą rozpoczyna tablica z nazwiskami pomordowanych w kijowskim więzieniu i pochowanych na Bykowni od 1937 roku. Przed pięknym pomnikiem płonie wieczny ogień. Obok dzwony. Na środku memoriału granitowy krzyż, a za nim kurhan.
Po prawej stronie Polski Cmentarz Wojenny. Przy wejściu, ozdobionym biało-czerwoną flagą, napis: "PAMIĘCI OBYWATELI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ OFIAR ZBRODNI KATYŃSKIEJ ARESZTOWANYCH PO 17 WRZEŚNIA 1939 ROKU PRZEZ SOWIECKIE NKWD I ZAMORDOWANYCH NA MOCY DECYZJI NAJWYŻSZYCH WŁADZ ZSRR Z DNIA 5 MARCA 1940 ROKU". W głębi ołtarz, a za nim przecięta symbolicznym krzyżem ściana z nazwiskami 3.435 ofiar z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. Choć ściana składa się z kilku granitowych bloków, ułożone alfabetycznie nazwiska odczytujemy poziomo. Te na A znajdują się na szczycie, te na Ż bardzo nisko. Nieopodal dzwon pamięci z wizerunkiem Matki Boskiej Katyńskiej i słowami Feliksa Konarskiego: "I TYLKO PAMIĘĆ ZOSTAŁA PO TEJ KATYŃSKIEJ NOCY... PAMIĘĆ NIE DAŁA SIĘ ZGŁADZIĆ, NIE CHCIAŁA ULEC PRZEMOCY I WOŁA O SPRWIEDLIWOŚĆ I PRAWDĘ PO ŚWIECIE NIESIE...".
Wokół ołtarza, za pasmem zieleni, długą wstęgą ciągną się tabliczki - epitafia z nazwiskami pomordowanych. Zaczyna się uroczystość, zatem pospiesznie zajmujemy przygotowane dla nas miejsca. Pogoda niepewna, więc przy każdym krzesełku parasol z pamiątkowym napisem: "KATYŃ - CHARKÓW - MIEDNOJE. 1940 - 2012 BYKOWNIA". Napis, który przypomina, że za
chwilę staniemy się świadkami otwarcia czwartego cmentarza katyńskiego.
Więźniowie z Łucka, stańcie do apelu
Padają pierwsze komendy. Wojsko, harcerze, poczty sztandarowe tworzą szpaler. Na cmentarz przybyli najwyżsi urzędnicy państwowi: przezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski i prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Ukraińska orkiestra gra hymny obydwu państw. Wśród majaczących w oddali drzew, przewiązanych biało-czerwonymi wstążkami, płyną słowa polskiej pieśni. W równym szeregu smutne sosny ze strużkami czerwonego jak krew bluszczu. A może to nie drzewa... Może to Oni stoją teraz przy nas i słuchają.... "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...". Synowie i córki nie zapomnieli! Przenieśli pamięć o tragicznych wydarzeniach na Kresach przez czasy milczenia i oto stoją teraz tutaj - na Bykowni, by dać świadectwo prawdzie i oddać cześć swoim bliskim. Ich rolę w dochodzeniu do prawdy o zbrodni katyńskiej podkreśla też Bronisław Komorowski. Polski prezydent wygłasza wyjątkowo piękne przemówienie.
Mówi z wielkim uczuciem i zaangażowaniem. Na Bykowni spoczywa jego wujek major Karol Dowgiałło, właściciel majątku w Nowomalinie, zatem Bykownia to także część rodzinnej historii Bronisława Komorowskiego. Po przemówieniach obydwu prezydentów i złożeniu wieńców prezydent Wiktor Janukowycz opuszcza Memoriał "Bykowieńskie Mogiły". Rozpoczyna się msza święta w polskiej części cmentrza. Celebruje ją Prymas Polski Arcybiskup Józef Kowalczyk. Homilię wygłasza Biskup Polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. Następuje poświęcenie Polskiego Cmentarza Wojennego na Bykowni. Prezydent Bronisław Komorowski uruchamia dzwon pamięci. Jego głęboki, niski ton unosi się nad polskimi mogiłami. Gdy przy apelu poległych padają słowa: "Więźniowie z Łucka, stańcie do apelu!", nie potrafię powstrzymać łez...
Po zakończeniu uroczystości rozchodzimy się po cmentarzu. Każdy pragnie oddać cześć swoim bliskim. Tabliczka z nazwiskiem Jana Marcinkowskiego znajduje się niemal na środku długiej wstęgi tablic epitafijnych, okalających główny ołtarz. Skromny napis: "Jan Marcinkowski ur. 6.05.1899 Natolin sekretarz Sądu Okręgowego w Łucku". Składamy kwiaty. Zapalamy znicze. Zostawiamy zdjęcie mojego dziadka Jana Marcinkowskiego. Imię i nazwisko obcym mówią niewiele.
Może, kiedy przechodnie, odwiedzający Memoriał "Bykowieńskie Mogiły", zobaczą zdjęcie - zobaczą też człowieka. Widzę, z jakim wzruszeniem ojciec dotyka szarej, granitowej płyty. Jakby rozmawiał ze swoim ojcem, jakby się z nim żegnał. Pospiesznie szukamy jeszcze dwóch tabliczek. Są! Paweł Bogucki funkcjonariusz policji z Równego na Wołyniu. To wujek prezesa Zarządu Lubuskiej Rodziny Katyńskiej. Pan Włodzimierz Bogucki tak wiele zrobił w Zielonej Górze dla upamiętnienia zbrodni katyńskiej.
Dzięki jego inicjatywie przy ulicy Bohaterów Westerplatte stanął Pomnik Ofiar Katyńskich oraz pomnik na cmentarzu przy ulicy Wrocławskiej. Odnajdujemy też tabliczkę z nazwiskiem wujka pani Urszuli Jaraszkiewicz z Lubuskiej Rodziny Katyńskiej. Józef Greiner był prawnikiem w Towarzystwie Eksploatacji Soli Potasowych we Lwowie. Został zamordowany w Kijowie i pochowany na Bykowni.
Po uroczystym obiedzie z udziałem prezydenta znów wracamy na cmentarz.
Groby naszych bliskich powoli spowija zmierzch. W migotliwych płomieniach zniczy żegnamy się z nimi po raz ostatni. Zostawiamy ich tu, na obcej ziemi, ale pamięć o nich jest w nas - w ich dzieciach i wnukach, w kolejnych pokoleniach Polaków. Ta pamięć będzie trwać! Tylko, że teraz już wiemy na pewno, gdzie spoczywają nasi bliscy. I gdzie możemy oddać im hołd.