Omicron zadziwia liczbą mutacji. Skuteczność szczepionek na ten wariant może być dużo niższa - mówi dr Radosław Charkiewicz
Nowy wariant koronawirusa Omicron budzi niepokój naukowców. Jeszcze żaden szczep tak bardzo nie różnił się budową genetyczną od swojego pierwowzoru. Czy to oznacza, że jest groźniejszy? I czy obecne szczepionki nie będą w stanie sobie z nim poradzić? Na temat nowej mutacji Sars-CoV-2 rozmawialiśmy z dr-em Radosławem Charkiewiczem, specjalistą biologii molekularnej z Akademickiego Ośrodka Diagnostyki Patomorfologicznej i Genetyczno-Molekularnej przy UMB.
Co wiemy o nowej mutacji koronawirusa Omicron?
Na razie wiadomo tyle, że jest to najbardziej zmutowany wariant koronawirusa. Powala na pewno ilość mutacji, która występuje w jego genomie. Analizowałem w bazie GISAID jego profil mutacyjny i doliczyłem się ponad 30 mutacji w samym genie spike, czyli w genie S. To gen, który koduje białko kolca.
Co to oznacza, że Omicron ma aż tyle mutacji w genie spike?
Jeżeli zapis genetyczny kodujący informację o budowie białka kolca bardzo mocno zmieniła się, to należy się spodziewać, że to białko kodowane przez ów gen również może bardzo mocno zmienić się. Tymczasem preparaty szczepionkowe tworzone są właśnie pod białko S. Przeciwciała, które zostają wytworzone u ozdrowieńców lub po preparatach szczepionkowych są skierowane na te białko, które już istniało wcześniej.
To znaczy, że obecne szczepionki mogą być nieskuteczne na Omicrona?
Wszystko wskazuje na to, że w Omicronie białko S na tyle mocno zmieniło się, że preparaty szczepionkowe mogą być o wiele mniej skutecznie niż obecnie. Historia pandemii pokazuje, że przy wariantach dzikich, czyli wcześniejszych, spokrewnionych z wariantem z Wuhan, szczepionki były skuteczne. Później, kiedy pojawiła się Alfa, one były troszkę mniej skuteczne, ale nie było jeszcze przepaści. Natomiast, kiedy pojawiła się Delta, wówczas ta skuteczność znacząco spadła, nawet do 50-60 proc, w zależności od preparatu. Spodziewam się, że przy Omicronie skuteczność jeszcze bardziej poszybuje w dół.
Czyli mamy duże powody do niepokoju?
Zdecydowanie nie powinniśmy panikować, gdyż za mało jeszcze wiemy o tym wariancie. Wydaje mi się, że szczepionki będą nadal skuteczne, choć w ograniczonym zakresie. Natomiast najważniejszą kwestią jest to, aby szczepionki nadal chroniły przed ciężkim przebiegiem choroby. Nie ma co się oszukiwać, szczepionki nie chronią przed samym zakażeniem. Osoby po trzech dawkach zakażają się, ale generalnie przebieg choroby u nich jest lekki i o to jest najważniejsze. Bo liczą się hospitalizacje, ciężkie przebiegi, przypadki wymagające respiratora oraz zgony. Natomiast z Omicronem może być różnie.
Z dotychczasowych obserwacji wynika, że Omicron dość szybko rozprzestrzenia się...
Tak, już teraz widzimy, że nowy wariant rozprzestrzenia się dość intensywnie i przebija na tle Delty. Aczkolwiek nie szufladkowałbym jego jako równie lub bardziej transmisyjnego od Delty. Tego jeszcze nie wiemy. Widziałem niedawno wariant, który Światowa Organizacja Zdrowia sklasyfikowała jako variant under monitoring, czyli podlegający baczniejszej uwadze. Chodzi o linię B1.640, która pojawiła się we Francji i Kongo, ale ostatecznie odnotowano tylko 75 jej przypadków. Przyglądałem się temu wariantowi i on miał bardzo dużo mutacji w genie dla białka kolca, ponad 20, czyli pod tym względem był troszkę podobny do Omicrona. Ale okazało się, że nie jest tak zakaźny. Nie przebił się do populacji i nic nie zwojował.
Jeśli chodzi o Omicrona, to w niedzielę mieliśmy 125 przypadków zakażeń, teraz jest ich pewnie kilkakrotnie więcej. Wariant rozprzestrzenia się już w wielu krajach i to jest alarmujące. Jednak to, że on ma tak dużo mutacji, to wcale nie musi oznaczać, że będzie bardziej transmisyjny (choć intuicja podpowiada mi, że tak może być) i groźny w sensie przebiegu choroby.
Czy wiemy już coś na temat przebiegu COVID-19 wywoływanego przez Omicrona?
Pierwsze doniesienia z Afryki wskazują, że objawy nie są ciężkie. Trzeba jednak podkreślić, że nie wiadomo, jak na wirus zareagują Europejczycy. Bo mieszkańcy Afryki mają jednak inny genotyp i inaczej mogą reagować niż np. Azjaci, Latynosi czy Europejczycy. Musimy poczekać, aż wirus rozprzestrzeni się i wtedy będziemy mogli dokonywać głębszych analiz. Na razie to są pojedyncze obserwacje.
Spodziewał Pan się, że koronawirus tak wyewoluuje?
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że dojdzie aż do tak dużego przełomu genetycznego w obrębie Sars-CoV-2. Myślałem, że koronawirus dotarł w pewnym momencie do ściany, jeśli chodzi o transmisyjność. Jest on zbliżony w tej kwestii do odry lub ospy i jest zdecydowanie bardziej zakaźny niż grypa. Jeśli Omicron pobije w tym względzie Deltę i szczepionki nie będą na niego skuteczne, to będziemy mieli kolejny rozdział pandemii i historia zacznie się od nowa.
Wielu z nas zadaje sobie pytanie “Czy to kiedyś się skończy?”. Jakby Pan na nie odpowiedział?
Cały problem polega w tym, że Sars-CoV-2 to wirus odzwierzęcy i wcześniej człowiek z nim się nie zetknął. Organizm ludzki go nie zna, stąd taka reakcja. Jeśli chodzi np. o grypę, to ona jest z nami od tysięcy lat, jest wpisana w naszą cywilizację i nasze organizmy inaczej na nią reagują. Czy to się skończy? Na pewno będą powstawały kolejne nowe warianty. Myślę, że jeszcze trochę będziemy męczyć się z koronawirusem. Na początku pandemii przewidywałem optymistycznie, że to potrwa rok lub dwa. Teraz wydaje mi się, że bardziej realne jest 5-10 lat. A w zasadzie koronawirus chyba już nigdy nie zniknie na dobre. Dlatego musimy pokładać nadzieję w szczepieniach, które pewnie będą modyfikowane oraz w wynalezieniu leku nowej generacji.
Dawne epidemie, np. hiszpanki, jednak wygasały po 2-3 latach. Z czego to wynikało?
Hiszpanka to była bardzo krwawa historia. Wówczas w ciągu zaledwie dwóch lat zmarło prawie 60 milionów ludzi. To jest nieporównywalna skala do tej, którą obecnie mamy. Hiszpanka przeszła piorunem i zabiła tego, kogo miała zabić, a osoby silniejsze przetrwały na zasadzie selekcji naturalnej. Ci, którzy przeżyli, uodpornili się i hiszpanka nie miała już dalszego rezerwuaru, aby się rozwijać. Podejrzewam też, że tak nie mutowała jak koronawirus. To była jednak grypa. Kiedyś to się odbywało bardziej na zasadzie selekcji naturalnej. Nie było leków, szczepionek i tak funkcjonowaliśmy od setek lat. Teraz jesteśmy w stanie utrzymać medycznie przypadki osób, które dawniej nie przeżyłyby. One rozmnażają się i przekazują swoją "słabszą" pulę genową dalej i to się nawarstwia. Żyjemy w innej rzeczywistości. Mamy rozwój technologiczny, człowiek głęboko ingeruje w naturę i –jak zwróciła już uwagę Światowa Organizacja Zdrowia – teraz to się na nas mści.
Jak obecnie wygląda sytuacja epidemiologiczna w województwie podlaskim?
Zarówno w naszym województwie, jak i w całej Polsce, a też i Europie oraz dużej części świata dominuje Delta. Ten wariant ma bardzo dużo linii rozwojowych. To są głównie linie AY. Także w tej chwili dominuje wariant Delta, z czego około 30-40% to jest linia V.617.2, czyli pierwotna Delta, a jakieś 60-70% to linie AY. Ostatni wariant dziki, z którym się spotkałem, wykryliśmy we wrześniu i to był jeden jedyny przypadek na 3000 próbek, które przebadaliśmy jesienią.
Jak przewiduje Pan najbliższe tygodnie pod kątem rozwoju pandemii?
Na pewno obecnie obserwujemy stabilizację poziomu zachorowań, więc wygląda na to, że jesteśmy w szczycie. O ile na wszystko nie wpłynie teraz Omicron. Fala jesienna przechodzi w sposób charakterystyczny - jest długa i rozciągnięta na dość wysokim poziomie. Po niewielkim spadku pod koniec roku już w styczniu, lutym może znowu nastąpić wzrost i nastanie kolejna, długa fala wiosenna, która potrwa gdzieś do kwietnia - maja. A na wakacje pandemia ponownie trochę odpuści.