Olgierd Łukaszewicz: Przy Seksmisji nie było nam do śmiechu (zdjęcia, wideo)
Olgierd Łukaszewicz, wybitny polski aktor, w filmie „Jak pies z kotem” wcielił się w rolę Andrzeja Kondratiuka, umierającego brata reżysera filmu Janusza Kondratiuka.
Na spotkaniu z widzami w kinie Forum aktor opowiadał też o relacjach z własnym bratem – bliźniakiem i uznanym operatorem filmowym Jerzym Łukaszewiczem.
- Mój brat zawsze się chował z tyłu – wyznał Olgierd Łukaszewicz. I przytoczył wspomnienia ich mamy. - Kiedy graliśmy w piłkę, ja biegłem do chłopców, zabierałem im piłkę, a brat chował się za jej spódnicę – wspominał aktor. - I tak mu zostało – on jest za kamerą, a ja z tej drugiej strony. Bracia pracowali razem przy serialu „Plebania”. - Bywało, że omal żeśmy się nie pozabijali – śmiał się pan Olgierd. Podobne sytuacje towarzyszyły życiu braci Kondratiuków, kiedy jeden z nich grał u drugiego w filmach. Według aktora, konflikt między Kondratiukami przebiegał na innej płaszczyźnie. - Andrzej ranił Janusza kompletnie nie doceniając go jako artysty – uważa Łukaszewicz. - Janusz Kondratiuk wyjechał z Polski, był profesorem filmu w Linzu, w Austrii – podpowiada Łukaszewicz. I zdradza, że twórca filmu „Jak pies z kotem” cieszył się, że nie kręci opowieści z tezą. Cieszył się, że tworzy obraz na podstawie własnych przeżyć. Pisząc scenariusz filmu-pożegnania, Janusz Kondratiuk odtwarzał z pamięci rozmowy z umierającym Andrzejem.
- Podobno cały scenariusz powstał w dwa tygodnie – zdradził Łukaszewicz. Według aktora takie rodzinne konflikty, spięcia zdarzają się w każdej rodzinie. Dlatego film jest bliski tylu widzom. I nie w nim morału. - To jest film o moim zobowiązaniu, nie o miłości do brata – powiedział Łukaszewiczowi Kondratiuk. To może być polem do przemyśleń, czy osoby ciężko chore powinny przebywać w domu. Sam Łukaszewicz nie umiał odpowiedzieć na to pytanie.
- Po to mamy pomoc społeczną, żeby pomogła w trudnych sytuacjach rodzinom, nie ma na to odpowiedzi – powiedział Łukaszewicz. Zaopiekowanie się bratem przez reżysera filmu „Jak pies z kotem”, to był odruch chwili. - Nie wiedział, co będzie, co go czeka – mówił Łukaszewicz.
Odchodzenie Andrzeja Kondratiuka trwało rok.
Widzowie na spotkaniu z aktorem byli zachwyceni wiarygodnością scen choroby, opieki, wzajemnych kontaktów w rodzinie. - Film nie ubarwia, pokazuje jak jest, sama miałam chorą mamę, na pewno bywa czasem jeszcze gorzej – mówiła jedna z pań w kinie Forum. I podkreślała, że rola, jaką zagrał Olgierd Łukaszewicz była niezwykle trudna, ale świetnie zagrana.
- Spotkałem wcześniej ludzi po udarze, ale nigdy się nie spodziewałem, że będę kiedyś grał kogoś takiego – przyznał aktor. - Kiedy poprosiłem lekarza, czy pozwoli mi wejść na taki oddział, odmówił. Bo to są intymne sprawy. Łukaszewicz nie mógł się dostać nawet przebrany w lekarski kitel.
Zupełnie inaczej przygotowywał się do roli w 1972 roku. - Grałem wtedy narkomana, postać w Polsce raczej egzotyczną, i lekarz zaprosił mnie do kręgu takiej młodzieży i nawet zaprzyjaźniłem się z jednym z nich i na scenie go naśladowałem – wspominał aktor. Przy filmie „Jak pies z kotem” nie miał takiej szansy. - Aktor ma jednak swoją intuicję – zaznaczył Łukaszewicz. - Choroba jest tylko sygnałem, opisem ciała, najistotniejsze jest to co się dzieje między ludźmi. Jako przykład podawał „Lot nad kukułczym gniazdem” w reżyserii Zygmunta Hübnera. - Koledzy jeździli do szpitala psychiatrycznego w Drewnicy, a ja kręciłem „Sowizdrzała świętokrzyskiego” i nie mogłem barć w tym udziału, przeczytałem tylko książkę o psychologii i ona naprowadziła mnie na to, co dzieje się z tym chłopakiem jąkałą, którego grałem. Później jeden z profesorów Akademii Medycznej powiedział, że dałby mi Oscara za odtworzenie tego zespołu chorobowego. Podobno podczas zdjęć do „Jak pies z kotem” najważniejsze było to, co działo się w oczach aktora. - Ty masz oczy, mówił do mnie Janusz Kondratiuk – pochwalił się Łukaszewicz. I przypomniał, że ma już 72 lata. - Inni w twoim wieku już tego oka nie mają – wspominał słowa reżysera filmu.
Prowadzący spotkanie Tomasz Adamski podkreślał jednak znaczenie warsztatu, świadomości ciała dopytując się o niuanse gry.
- Powiedziałem tylko reżyserowi, że w jednej scenie muszę leżeć nagi na posadzce, wtedy to jest jakieś przekroczenie – wyznał Łukaszewicz. Dlaczego? Bo aktor pamiętał, że kiedy zmarł w szpitalu jego ojciec, wywieźli go do ubikacji.
- Jeśli facet przez całe życie wyobraża sobie, że jest najwspanialszym amantem na świecie, a tu przewijają go jak niemowlę, podlega degradacji – stwierdził Łukaszewicz. I zauważył, że mimo udaru umierający Andrzej Kondratiuk starał się wyrażać w sposób literacki. - Jego zdania miały bronić jego godności – twierdził Łukaszewicz. - Musiałem pamiętać, że gram reżysera, mówić w taki sposób, by widz wręcz odczuł plastyczność mojej opowieści.
Widzowie poprosili aktora o wspomnienia z pracy nad niezwykle popularnym w latach 70. XX wieku serialem „Noce i dnie”. Przyznał, że niewiele pamięta, za to podzielił się anegdotą, jak Jerzy Antczak reżyserował jego sceny miłosne z Anną Nehrebecką. - Zupełnie jak amator, przyniósł na plan butelkę koniaku i powiedział – zaproponujcie coś dzieci – opowiadał Łukaszewicz. Reżyser kazał opróżnić całą halę zdjęciową. - Przejąłem inicjatywę, wymyśliłem choreografię i poszło – śmiał się aktor.
Nie mogło oczywiście zabraknąć wspomnień z filmu „Seksmisja”. Po latach aktor wspomina, że na planie, w przeciwieństwie do widzów w salach kinowych, twórcy wcale się nie śmiali. - Uważaliśmy, że jesteśmy konspiratorami, bo cały czas nam powtarzali, żeby nie mówić co kręcimy, jaki jest scenariusz, bo jeszcze zatrzymają film – wspominał Łukaszewicz. - Nie wiem dlaczego Julek przez wiele lat mówił, że nie kręciliśmy filmu politycznego, może dlatego że jest wciąż aktualny? Przebłyski geniuszu miał Jurek Stuhr. Na dokrętkach położyli nas na jakimś kręgu, coś się kręciło, kamera poszła w ruch i on zaimprowizował: „Ciemność, widzę ciemność” i wszyscy to z „Seksmisji” zapamiętali. Podobnie jak kwestię: Idziemy na wschód, tam musi być jakaś cywilizacja”. Mimo upływu 36 lat od premiery filmu, wypełnione do ostatniego miejsca kino Forum gruchnęło śmiechem.
A czym jest misja aktora? - Cała kultura ma poszerzać wyobraźnię, uwrażliwiać na drugiego człowieka, pokazywać różne konteksty, umożliwiać wycofanie się z własnego zdania, jego zmianę, pokazać, że człowiek otwarty, patriota, nie może być skonstruowany według jednej prostej recepty – mówił Łukaszewicz. - Idzie o szerokość, o różnorodność, kardynał Wyszyński mówił, że miłość bliźniego to jest powiedzieć: cieszę się, że jesteś taki inny. I tyle w tym jest aktora.