Okiem Jerzego Stuhra: Czym można i nawet trzeba
O chwaleniu się naszych polityków-samochwałów pisaliśmy już. Uznaliśmy, że są to najczęściej opowieści na wyrost lub na pokaz. Ale tyle się dzieje w naszym kraju, że chyba jest się czym chwalić! Dlaczego tak się nie dzieje?
Może politycy nie wiedzą, co zasługuje na uwagę? Jak już tak chcą się chwalić, to czy premier nie mógłby się pochwalić wielkimi sukcesami filmu polskiego? W tak świetnej kondycji jest od długiego czasu ta sztuka, że przecież mogliby stosowni urzędnicy powiedzieć, że „tak dobre warunki stworzyliśmy polskiemu kinu, że kwitnie”!
No dobrze, tak nie powiedzą, bo wiedzą, że to nie ich zasługa. Ale czy to nie jest Polska i Polacy? Czy to nie należy do naszych osiągnięć? A wielkie sukcesy malarzy polskich, których obrazy osiągają wielkie ceny na rynkach europejskich?
Nie mógłby się premier pochwalić Olgą Tokarczuk i jej nagrodami na międzynarodowym forum? To akurat byłaby widoczna na całym świecie prawda! Niechże sobie to podepnie pod siebie, prosimy o to! Bo jak pan premier podepnie pod siebie ten sukces, to znaczy, że on nas zauważył i docenił! A tutaj nic, tutaj cisza! Jakieś tylko na Twitterze gratulacje prezydenta dla pana Pawlikowskiego.
To wygląda tak, jakby ta kultura, w swoich wspaniałych przejawach była nieważna. Jakby „nie pracowała” dla Polski, jakby nie rozsławiała polskiego imienia. Łatwiej wyobrażam sobie, że niektórzy bardziej gorliwi politycy zaczną się zastanawiać, czy rzeczywiście ta kultura jest robiona przez Polaków i dla Polaków? Czy to aby nie jakieś obce elementy ją tworzą? Może nawet niesprawdzone ideologicznie? Jeden, to może jakiś Anglik, a drugi czy trzeci to… może jakiś Niemiec?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień