Okiem Jerzego Stuhra. Co może powiedzieć twarz aktora
Ukazał się nowy numer Miesięcznika „Kraków” z Pańskim portretem na okładce. Usłyszałam taki komentarz czytelnika: „Aktor komediowy, któremu już dawno nie jest do śmiechu. Oblicze zatroskane, oczy surowe, może nawet bliskie rozpaczy”. Czy to zdjęcie rzeczywiście coś niespodziewanego w Panu odkryło?
Może nie tak bezpośrednio! Tzw. otaczająca rzeczywistość nie dotyka mnie aż tak bardzo w tym moim etapie przedzierzgania się w starego człowieka. Nawet powinno być tak, że to, co mnie otacza, schodzi na drugi plan, a na pierwszy plan wysuwa się ta jedyna wątpliwość: czy ja godnie i zdrowo wejdę w ostatnią fazę swojego życia. Bo jakby przestawiają się człowiekowi wartości. Nawet artystyczne.
Patrzę na swoje prace z punktu widzenia tego, co sobie założyłem, co się udałolub nie udało. I nie interesuje mnie, czy to, co zrobiłem, jest teraz aktualne, czy jest na czasie… Nie. Patrzę, co sobie założyłem i na ile procent mi się to udało. To właściwie jedyne kryterium. Jak jestem powyżej 70 procent, to mogę być zadowolony. To chyba naturalny stan.
A poza tym rzeczywistość w Polsce jest teraz taka, że nie warto się nią zajmować. Bo musiałbym się zajmować ludźmi, z którymi nigdy w życiu nie chciałem mieć do czynienia. To po co na starość mam się do nich zbliżać?
Jak ukaże się ta nasza rozmowa, to pewnie znani będą wszyscy kandydaci na prezydenta Krakowa, więc będę mógł już powiedzieć, że mnie też proponowano takie kandydowanie.
Nie chciałem o tym nawet myśleć, ale przez sekundę, jak sobie uświadomiłem, kto zacząłby mnie oceniać i w ogóle mówić o mnie, w jakich gazetach byłbym opisywany, jak postponowano by mój zawód aktora, bo to teraz takie łatwe, to natychmiast zrobiło mi się kwaśno!
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień