Okazja za złotówkę kosztuje 15000 zł
– Dałem się nabrać. Ja i mnóstwo innych osób z całej Polski – mówi ze smutkiem pan Jerzy ze Świebodzina. Był przekonany, że pomaga studentowi, tymczasem podpisał umowę na 24 miesiące. Co teraz?
Ta oferta miała być niezwykle okazyjna. Wielka kampania reklamowa – kolportaż ulotek, reklama mobilna, telemarketing. I wszystko za złotówkę przez pierwszy miesiąc. Takie propozycje miały składać osoby podające się za studentów, które twierdziły, że w ramach praktyk będą koordynowały akcję reklamową. Zamiast tego do właścicieli firm przyszły rachunki. Na 615 złotych miesięcznie. Przedsiębiorców, którzy podpisali umowę, są dziesiątki, w większości województw. Z okazyjnej oferty skorzystali też przedsiębiorcy ze Świebodzina. Bo jak twierdzą, byli przekonani, że pomagają studentowi.
Po raz pierwszy „studenci” pojawili się w Świebodzinie pod koniec maja. We wtorek wrócili, zachęcając kolejnych przedsiębiorców do podpisania umowy.
– Dałem się nabrać. Ja i mnóstwo innych osób z całej Polski. Szykujemy się do pozwu zbiorowego – mówi nam pan Jerzy (nazwisko do wiadomości redakcji).
Nic, tylko się powiesić
Pod koniec maja do zakładu pana Jerzego zawitał młody chłopak. Podał się za studenta Uniwersytetu Zielonogórskiego. – Wyjaśniał, że w ramach pracy zaliczeniowej musi przeprowadzić kampanię reklamową. Za kolportaż ulotek, reklamę telefoniczną i mobilną oczekiwał tylko symbolicznej złotówki. Był przekonujący... Miałem wtedy bardzo dużo pracy, ale wykazałem zainteresowanie, odpowiadałem na pytania. Na koniec prosił, bym złożył podpis na porozumieniu stron. Odruchowo to zrobiłem. Wówczas przez myśl mi nie przeszło, że jest w tym coś podejrzanego. Teraz już wiem, że nie było w tym w ogóle logiki – wspomina pan Jerzy.
W natłoku pracy o wizycie „studenta” szybko jednak zapomniał. Po miesiącu w swojej skrzynce znalazł... fakturę na 615 złotych. – Przeraziłem się. Nic, tylko się powiesić – mówi ze smutkiem pan Jerzy. Szybko odnalazł feralne porozumienie, które okazało się umową zawartą na 24 miesiące. – Odstępując od umowy, trzeba zapłacić wysoką karę – zaznacza. – Dla mnie ta kwota to zabójstwo mojego interesu. Jestem osobą niepełnosprawną, żona jest bezrobotna. Mamy na utrzymaniu dwoje dzieci.
Pan Jerzy zaczął szukać informacji o firmach, których logo widniało na dokumentach. PIDG, Teleopieka24. – Odnalazłem fora, na których wpisują się przedsiębiorcy oszukani w ten sam sposób: studenci, studentki, zdarzają się też przypadki z kurierem, który niezobowiązująco miał przywieźć materiały informacyjne. Ludzie kwitując odbiór, kwitują tak naprawdę umowę!
Po swoim wpisie na forum pan Jerzy codziennie odbiera telefony od innych osób, które tak jak on, w niewiedzy, złożyły swój podpis pod umową. – Schemat zawsze ten sam. Jest Gorzów, Głogów, Polkowice, Opole, Wrocław. Wiem też, że jest jeszcze jeden przedsiębiorca ze Świebodzina, który dał się nabrać jak ja. Ale podejrzewam, że tych osób może być o wiele więcej w naszym mieście. Specjalnie wybierali małe firmy, zakłady. Koniecznie tam, gdzie nie ma monitoringu.
Policja, prokuratura
Na forum pan Jerzy otrzymał kontakt do mecenasa, który zna sprawę. – Zadzwoniłem do niego. Długo rozmawialiśmy. Gdy usłyszał, że jestem ze Świebodzina, odpowiedział „Dużo osób stamtąd dało się nabrać”. Mówił, że skala tego zjawiska jest przerażająca, ale że umowa jest bardzo dobrze przygotowana, dlatego chcąc wygrać, musimy zebrać jak najwięcej osób. Z tym nie ma najmniejszego problemu, bo oszukanych są dziesiątki, jak nie więcej. Im więcej nas będzie, tym większe szanse na wygraną.
W internecie odnajdujemy kancelarię, do której zgłaszają się kolejni poszkodowani. Właściciel zastrzega, że sprawa jest w początkowym etapie, dlatego nie chce się na jej temat wypowiadać. Nie ukrywa jednak, że sprawa jest poważna, a jej skala przerażająca. Zastrzega też, że każda osoba, która znalazła się w podobnej sytuacji, powinna zgłosić sprawę policji, prokuraturze, profesjonalnemu pośrednikowi.
Dotarliśmy też do kolejnego przedsiębiorcy, który jednak chce pozostać anonimowy. Opowiada ten sam scenariusz, co pan Jerzy. – To był niski, szczupły blondyn. Mówił, że jest studentem z Wrocławia, w ramach praktyk szuka firm, którym może poprowadzić kampanię reklamową. Gdy spytałem, kto finansuje taką akcję, skoro kosztuje tylko złotówkę, odparł, że pomiędzy uczelnią a firmą zawarto specjalne porozumienie. Mówił, że po miesiącu od porozumienia można odstąpić bez żadnych zobowiązań. Po miesiącu przyszła faktura. Nie na złotówkę, a ponad 600 złotych – słyszymy.
Do powiatowego rzecznika konsumenta w Świebodzinie z tym samym problemem zgłosiły się dwie inne osoby. Waldemar Hordziejczuk nie ukrywa, że sprawa jest skomplikowana. Chociażby z tego powodu, że przedsiębiorcy podpisali umowę, uprzednio jej nie czytając. – W związku z tym należałoby zgłosić sprawę policji, prokuraturze, ale też skonsultować się z prawnikiem – radzi rzecznik Hordziejczuk.
– Z jednej strony nie zadbano tu o swoje bezpieczeństwo, ale z drugiej – zgodnie z relacjami przedsiębiorców – zostali celowo wprowadzeni w błąd. Pierwszym krokiem jest więc oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu, ale w tym przypadku niezbędne jest udowodnienie faktu, że podpisujący został wprowadzony w błąd, na przykład przydatne byłyby zeznania świadka – podpowiada Waldemar Hordziejczuk. Podkreśla, że to stałoby się argumentem do walki w sądzie. I nie ukrywa, że jeśli w ten sam sposób wprowadzono w błąd większą liczbę przedsiębiorców, będzie to z pewnością fakt przemawiający na ich korzyść.
Podarłam umowę
Co zaskakujące, „studenci” po raz pierwszy pojawili się w Świebodzinie pod koniec maja. Wrócili we wtorek. – Do naszej kwiaciarni wszedł młody chłopak, chciał rozmawiać z właścicielem. Miał czerwoną czapkę z daszkiem, bordową koszulkę, krótkie spodenki... – opisują nam w jednej z kwiaciarni w centrum miasta.
„Student” wszedł też do salonu kosmetycznego. – Mówił, że bada rynek w ramach pracy dyplomowej. Że symboliczna złotówka jest tylko z uwagi na urząd skarbowy – relacjonuje Grażyna Waligóra. – Był przekonujący. Postawiłam więc pieczątkę na dokumencie, po czym zobaczyłam, że to umowa, że są tam zupełnie inne zapisy niż mówił. Powiedziałam, że tego nie podpiszę, podarłam umowę. Chłopak zmieszał się i wyszedł. Poinformowałam o tym zdarzeniu policję.
Na forum internetowym odnajdujemy dyskusję „PIDG naciąga na podpisanie umowy”. Wszyscy opisują swoje przypadki. Wymieniają dwa sposoby „na kuriera” albo „na studentów”. Wzajemnie apelują do siebie, by wszyscy się zjednoczyli w tej sprawie i zawalczyli o sprawiedliwość.
Wśród postów odnajdujemy także wpis koordynatora projektu PIDG. Kontaktujemy się z nim i pytamy o opisywane nieuczciwe sposoby nakłaniania do podpisania umowy. Błażej Święcicki z PIDG odpowiada w krótkim czasie. Zapewnia, że każde zgłoszenie jest wnikliwie badane. „Niestety niemożliwym jest odniesienie się do sytuacji klientów wygłaszających swoje opinie na forach internetowych, ponieważ nie podali oni żadnych danych umożliwiających identyfikacje w naszym systemie” – wyjaśnia. Podkreśla, że odnieść się może jedynie do zarzutów dotyczących braku realizowania usług. „Większość tych oskarżeń pada od Klientów, co do których nie mieliśmy okazji przeprowadzić żadnej kampanii. (...) Doszło do tego, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości Klienci zamiast dzwonić na infolinię, szukają opinii w internecie, a tam natrafiają na te negatywne. Potęguje to efekt braku zaufania do Spółki, co skutkuje negatywnymi opiniami od Klientów, u których nie doszło do żadnych nieprawidłowości” – tak koordynator projektu tłumaczy ogromną liczbę negatywnych wpisów.
Błażej Święcicki zapewnia też, że położono jeszcze większy nacisk na to, by przedstawiciele mieli pewność, że klient rozumie warunki umowy. „Współpraca w ramach projektu PIDG to współpraca z przedsiębiorcami, czyli w naszym mniemaniu profesjonalistami i nie możemy odpowiadać, jeżeli świadomie oni akceptują warunki Umowy bez jej przeczytania. Treść Umowy jest jasna, całość to zaledwie jedna, dwustronnie zapisana kartka formatu A4. W każdej sytuacji przedstawiciele naciskają, aby zapoznać się z treścią dokumentu przed jego zawarciem” – dodaje.
Przedsiębiorcy twierdzą jednak, że ani słowem nie wspomniano o umowie – mówiono jedynie o projekcie uczelnianym i porozumieniu w ramach praktyk...
„Pragnę poinformować, że sytuacje, w których klient jest niezadowolony, zawsze staramy się rozwiązać ugodowo – proponując szereg kompromisów mających za zadanie zadowolić obie strony. Niestety, odnoszę wrażenie, że jedynym satysfakcjonującym rozwiązaniem dla klientów wyrażających swoje opinie na forach jest wsadzenie osób pracujących w spółce do więzienia” – podsumowuje Błażej Święcicki, zapewniając, że spółka zaprasza osoby, które czują się pokrzywdzone, do kontaktu w celu ustalenia warunków współpracy i/lub rozwiązania umowy. Nie odnosi się jednak do sposobów wykorzystywanych, by doprowadzić do podpisania umowy, a więc „studenta” czy „kuriera”.
Szukają poszkodowanych
Okazja za złotówkę stała się więc dwuletnią męką, która ma kosztować blisko 15 tysięcy złotych. Na razie jednak przedsiębiorcy z kilku województw jednoczą się, by wspólnie zawalczyć o sprawiedliwość i udowodnić, że to nie ich niezapoznanie się z dokumentem, który podpisują, było nieprofesjonalne, a metody, które rzekomo wykorzystuje PIDG, czyli Polska Inicjatywa Działalności Gospodarczej.
Wszystkie osoby, które czują się poszkodowane w podobny sposób, powinny zgłosić sprawę policji, prokuraturze. Przedsiębiorca, z którym rozmawialiśmy, nie ukrywa, że zależy mu na informacjach od osób z powiatu świebodzińskiego i okolic. Kontakt przez naszą redakcję.
To kolejna afera
W ubiegłym roku z Urzędu Stanu Cywilnego w Świebodzinie ktoś ukradł 24 dowody osobiste. Sprawa wyszła na jaw dopiero po kilku miesiącach. Na skradzione dokumenty brane były kredyty. Wykazano wzięcie 60 kredytów na kwotę około 100 tysięcy złotych. Cztery osoby usłyszały zarzuty związane z zaciąganiem kredytów przy wykorzystywaniu skradzionych dowodów osobistych. Wszystkie te osoby przyznały się do zarzucanych im czynów.