Już za dwie doby staniemy przed jednym z ważniejszych wyborów, jakich dokonujemy w życiu. Spora część z nas zapewne uzna jak zwykle, że polityka ich nie obchodzi, więc nie pójdzie głosować.
Cóż, ich prawo, choć przecież to, że nie interesujemy się polityką nie sprawia, że ona przestaje interesować się nami. To trochę tak, jakby wychodząc latem na skwar bez nakrycia głowy stwierdzić, że upał nas nie interesuje, a potem dziwić się, że doznaliśmy udaru słonecznego.
Faktem jest, że wielu z nas znowu nie ma swego wymarzonego kandydata i jeśli idzie na wybory, to wyłącznie wybrać mniejsze zło. Cóż, taki los ludzi krytycznych, którzy widzą, jak zepsuła się polityka i jak wielką rolę odgrywa w niej kłamstwo. Najlepiej jeśli jest ubrane w piękne słowa - to liderzy partyjni cenią dziś najwyżej. Dlatego zrobisz u nich karierę, jeśli bez mrugnięcia okiem jednego dnia powiesz, że Unia nam nic nie daje, po czym następnego pochwalisz się miliardami zdobytych funduszu z Brukseli, a trzeciego wrócisz do śpiewki z przedwczoraj. Albo wyrazisz pogląd kompletnie przeciwstawny do wyrażanego przed dekadą i jeszcze oskarżysz o zdradę narodową kogoś, kto mówi to samo, co ty sam w przeszłości.
Mam pół wieku na karku, ale wciąż czuję się jak jakiś naiwniak. Nie umiem pojąć, że do władzy i polityki lgną dziś głównie ludzie, którym wcale nie zależy, by zrobić w życiu coś ciekawego i pożytecznego, ale żeby zapewnić sobie bardzo dobrą pensję, a potem wciągnąć do tego klubu rodzinę i znajomych. Wciąż też nie potrafię zrozumieć, że mieszkają w Polsce miliony, które dają się nabrać na ten polityczny teatrzyk i rzucają się rodakom do gardeł, bo jakiś polityk coś tam powiedział o swych rywalach. Żeby oni jeszcze byli chociaż przystojni... albo żeby chociaż mówili składnie. Nic tych rzeczy. Mówią do nas jak do ciemnego ludu, a my to kupujemy. Tacy jesteśmy otępiali, czy aż tak cyniczni?
Życzę Państwu, byście przed postawieniem krzyżyka najpierw zastanowili się, kto spośród 11. kandydatów pozostał dobrym człowiekiem.