Rozmowa z dr. BARTOSZEM RYDLIŃSKIM, politologiem z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie o Polakach w Wielkiej Brytanii.
- Czy Polacy w Wielkiej Brytanii powinni już powoli pakować walizki?
- Ci, którzy pracują więcej niż pięć lat, nie mają się czym martwić, bo mają prawo do bycia rezydentami w Wielkiej Brytanii, a to daje im podstawę do
ubiegania się o brytyjskie obywatelstwo w przyszłości.
- Mimo wyraźnie antyintegracyjnej i antyimigracyjnej polityki brytyjskiego rządu?
- Na pewno część Polaków w
obliczu Brexitu zdecyduje się na powrót do kraju lub na wyjazd do innego państwa UE. Choćby z tego względu, że jeśli jest się politycznie niemile
widzianym w danym kraju, to trudno walczyć z aparatem administracyjnym, który może piętrzyć przeszkody wobec imigrantów. A takie na pewno się pojawią w stosunku do osób z Europy Środkowej czy Środkowo-Wschodniej, które są na Wyspach od roku czy kilku miesięcy. Nie byłbym jednak skłonny straszyć jakimś wielkim wyrzucaniem Polaków z Wielkiej Brytanii, bo przecież wykonują tam prace, których od lat nie tykali Brytyjczycy. Tak naprawdę zyskali oni na przyjeździe Polaków, więc wątpię, aby nagle zapanowała nagonka na imigrantów z Polski.
- A co z nastrojami antypolskimi? W ciągu minionego roku zginęło już kilku Polaków, co rząd polski wykorzystuje do własnej polityki mówiąc: wracajcie do domu, tam zawsze będziecie obcy.
- Polacy wszędzie, poza ojczyzną, są obcy, co nie zmienia faktu, że wyjeżdżają od zawsze. Jesteśmy narodem imigrantów i pielgrzymów. Aby Polacy wracali do kraju, rząd musiałby zagwarantować im warunki życia zbliżone do tych, jakie mają na emigracji. Rząd więc nie
powinien apelować o powrót, ale robić wszystko, aby podwyższać płacę minimalną w Polsce i dbać o usługi społeczne czy jakość pracy, które są w Europie Zachodniej na
wyższym poziomie niż u nas.
- Rząd dał 500 zł na dziecko.
- I to nie jest wystarczające.
Rodziny potrzebują publicznych, nieodpłatnych żłobków i przedszkoli. Za mało wspierany jest przemysł i szkolnictwo zawodowe. Polaków do powrotu może zachęcić dobrze płatna praca, a nie publiczne deklaracje, że „nie ma to jak w domu”.
- Branko Milanovic, autor książki „Globalne nierówności”, mówi, że jednym ze sposobów rozwiązania problemów migracji może być nadanie imigrantom trochę gorszego statusu: zero świadczeń socjalnych, mniejsze prawa niż dla obywateli. Czy rząd brytyjski może
takie rozwiązania testować m.in. na polskich imigrantach zarobkowych?
- Po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, rząd brytyjski będzie starał się odebrać imigrantom część praw socjalnych, ale musi mieć świadomość, że taka polityka działa w dwie strony - może zaszkodzić milionom Brytyjczyków, którzy też są imigrantami w innych krajach Unii. Takie pomysły to cofanie się w rozwoju całej UE.
- Ale czy pomysł Milanovicia nie sprawiłby, że lęk wobec imigrantów w ogóle zmniejszyłby się w Europie?
- W XIX wieku skala migracji z Europy do Stanów Zjednoczonych była o wiele wyższa, Polacy przyjeżdżali tam bez żadnych praw, byli traktowani jako obywatele czwartej kategorii. Imigranci z Ukrainy nie są
traktowani w Polsce na równi z obywatelami państwa polskiego czy UE, ale nadal przyjeżdżają. Ograniczanie praw imigrantów tylko dlatego, że są imigrantami to początek wyścigu w dół i szkodzenie standardom europejskim.
- Jest lepszy pomysł?
- Oczywiście. To ograniczanie dumpingu socjalnego i zwiększanie płacy minimalnej, a nie szukanie, gdzie kto wykona pracę za jak najmniejszą stawkę. Taka dyskusja trwa w Europarlamencie od lat. To Europa socjalna jest odpowiedzią na imigrację ekonomiczną. Europy nie stać na nieposiadanie silnego modelu społecznego. W przeciwnym razie UE będzie unią handlową bogatych państw strefy euro. Bez wspólnoty wartości Unia po prostu się rozpadnie.