Ofiara księdza pedofila chce 300 tysięcy. Od kurii
Kościół wysłał księdza pedofila do pracy w gimnazjum i opieki nad ministrantami. Ofiara księdza pieniędzy domaga się od diecezji bydgoskiej i archidiecezji wrocławskiej.
Wczoraj w Bydgoszczy ruszył proces o odszkodowanie dla Arka (imię zmienione) - ofiary księdza pedofila Pawła K. Ksiądz ten został skazany i odbywa obecnie siedmioletnią karę więzienia. Mecenas Joanna Pawłowska-Kelm, reprezentująca przed bydgoskim sądem archidiecezję wrocławską, wniosła o oddalenie pozwu w całości wobec braku podstaw. O to samo wnioskował mec. Edmund Dobecki, reprezentujący diecezję bydgoską.
Sprawa ruszyła, sąd utajnił ją z uwagi na dobro skrzywdzonego chłopaka oraz charakter mogących się pojawić zeznań.
Jak lis w kurniku
Od lipca 2006 r. do czerwca 2009 r. ksiądz pedofil pracował w parafii Opatrzności Bożej w Bydgoszczy. Tymczasem od roku trwało już we Wrocławiu postępowanie w sprawie posiadania przez niego treści pedofilskich, które zostały znalezione u niego podczas rewizji. Kiedy ruszył proces, ksiądz został wysłany z terenu archidiecezji wrocławskiej, gdzie - jak wnika z relacji prasowych - jego skłonności nie były obce duchownym, właśnie do bydgoskiej parafii. Tu opiekował się ministrantami. Zostaje również nauczycielem religii w nieistniejącym już dziś Gimnazjum nr 13. Ksiądz „Słoniu” (tak każe się nazywać uczniom) może wybierać sobie nowe ofiary.
Wczoraj przed sądem zeznawała m.in. nauczycielka, która pracowała wtedy w Gimnazjum nr 13. Przed rozprawą opowiadała „Pomorskiej”, że o tzw. sprawie księdza pedofila Pawła K. nauczyciele dowiedzieli się z gazet. - Byliśmy przerażeni, że ktoś taki uczył religii w naszej szkole! Nie widzieliśmy niepokojących sygnałów. To był bardzo rozrywkowy ksiądz, nawet za bardzo rozrywkowy. Miał dobry kontakt z młodzieżą. Nawet w gronie pedagogicznym rozmawialiśmy, że zachowuje się wobec uczniów zbyt „luźno” jak na osobę duchowną. W życiu nie podejrzewaliśmy, że on mógł robić takie rzeczy! Wiedzieliśmy, że przyjechał z Wrocławia.
- Przyszła do mnie do szkoły mama jednego z uczniów i była zaniepokojona zachowaniem księdza, który uczył w Gimnazjum nr 13 religii - opowiada nauczycielka. - Zapytała mnie, co myślę o księdzu katechecie, bo miała wobec niego podejrzenia, a jej syn zaczął się dziwnie zachowywać. Wyjeżdżał także z księdzem na wycieczki. Zdarzyło się, że pojechali razem do aquaparku w Trójmieście i nie wrócili na noc. Telefonowali, że muszą tam zostać. Księdzu bardzo zależało na nawiązaniu bliższych stosunków z mamą chłopca. Zapraszał ją na kawę, chciał rozmawiać. Mama przyniosła do szkoły wydruk rozmów syna z księdzem na gadu-gadu. Zaproponowałam jej, że pójdziemy z tym razem na policję, bo zachowanie księdza jest podejrzane. Chyba się wtedy na to nie zdecydowała, a po jakimś czasie stwierdziła, że sytuacja się uspokoiła, dlatego zostawiliśmy tę sprawę w spokoju. Zachowanie tej mamy odbieram w taki sposób, że ona przyszła do szkoły rozpoznać, czy my coś wiemy na temat księdza, ale nie była pewna, czy coś złego rzeczywiście się dzieje.
Na ogół lubiany, ale...
- Ten ksiądz był osobą kontrowersyjną - wspomina była dyrektor nieistniejącego dziś gimnazjum. - Miał specyficzną osobowość, żarty i sposób bycia. To wzbudzało dużo emocji w gronie pedagogicznym i wśród uczniów. Na ogół był lubiany, bo niektórzy lubili takie żarty. Natomiast dla mnie, nauczyciela i wtedy dyrektora szkoły - taki sposób bycia księdza bardzo się nie podobał.
Następna rozprawa przed bydgoskim sądem na początku sierpnia.