Odwołanie wyborów to kompromitacja państwa. Doszło do rażących naruszeń konstytucji. Ekspert: O wyborach decyduje dwóch prezesów [ROZMOWA]
Prezesi PiS i Porozumienia zdecydowali - wyborów 10 maja nie będzie. - To sytuacja rzeczywiście bardzo nietypowa, a generalny wniosek, który z niej wynika to, że jest to po prostu kompromitacja państwa - nie ma wątpliwości dr Antoni Rost, konstytucjonalista Wydziału Prawa i Administracji UAM w Poznaniu. W rozmowie z nami objaśnia zamieszanie, które zapanowało wokół wyborów prezydenckich w Polsce.
Jarosławowie: Kaczyński i Gowin zadecydowali – wyborów 10 maja nie będzie.
Antoni Rost: To sytuacja rzeczywiście bardzo nietypowa, a generalny wniosek, który z niej wynika to, że jest to po prostu kompromitacja państwa. Od 5 lutego wiadomo kiedy mają się odbyć wybory, mamy ustalony kalendarz wyborczy. Od początku marca trwa epidemia. W tym czasie podejmuje się szereg działań zmierzających do zmiany prawa wyborczego i to w sposób rażąco sprzeczny z konstytucją, a w dodatku nieracjonalny. Do ostatniej chwili utrzymuje się, że wybory się odbędą. Fatalnie świadczy to o stanie działalności konstytucyjnych organów państwa. Wszystko kończy się tym, że dwóch prezesów partii uzgadnia orzeczenie Sądu Najwyższego.
Czytaj również: Waldy Dzikowski, poseł PO: Wybory korespondencyjne zorganizowane latem będą przestępstwem. Nie wezmę udziału w nielegalnym głosowaniu
Mówi pan o rażących naruszeniach konstytucji. Jakie były one do tej pory?
Zacznijmy od trybu uchwalenia zmian. Po pierwsze – naruszono zasadę, że nie wolno dokonywać zmian w prawie wyborczym w okresie krótszym niż na sześć miesięcy przed datą głosowania. Co więcej – wprowadzono zmianę bardzo istotną. Do drugiego naruszenia procedury doszło przy zmianie Kodeksu wyborczego. Projekt musi być zgłoszony na 14 dni przed terminem rozpatrzenia i przystąpienia do pierwszego czytania. A został zgłoszony kilkanaście minut przed. To naruszenia proceduralne, a jest jeszcze szereg naruszeń merytorycznych. Choćby w zakresie zasady powszechności wyborów. Konstytucja wymienia kategorie obywateli, którzy nie mają praw wyborczych, ale poza nimi prawo nie może wykluczać kogokolwiek innego. A wyłączone z głosowania mogły być osoby na kwarantannie, czy znaczna część osób przebywających za granicą. Najbardziej istotne jest to, że nie zagwarantowano, iż każdy głos zostanie oddany przez osobę uprawnioną, ponieważ jeżeli pakiet wyborczy ma być dostarczony jak ulotka, to nie ma pewności kto zagłosuje. Ponadto nie zagwarantowano tajności głosowania, gdyż jego technika daje podstawy do obaw, że treść głosu może zostać połączona z osobą głosującego.
Co przewiduje prawo i konstytucja w przypadku nieodbycia się wyborów?
Konstytucja w ogóle nie przewiduje takiej sytuacji. Tego, że organy państwa nie będą potrafiły doprowadzić do przeprowadzenia wyborów, które same wcześniej ogłosiły. Dwaj prezesi partii ogłosili, że Sąd Najwyższy ma stwierdzić nieważność tych wyborów. Ale Sąd Najwyższy nie może stwierdzić nieważności czegoś, czego w ogóle nie było. Na dobrą sprawę – właściwym zachowaniem byłoby umorzenie postępowania w tej sprawie. Tyle że sąd znajdzie się w sytuacji przymusowej. Jeżeli umorzy postępowanie, to nie będzie wiadomo co dalej zrobić. Z kolei procedura stwierdzenia nieważności zakłada, że najpierw Państwowa Komisja Wyborcza musi opublikować wyniki wyborów. W tym przypadku stwierdzić, że się nie odbyły. Na tej podstawie, jeżeli SN stwierdzi nieważność, to rozpoczyna się procedura organizacji zupełnie nowych wyborów. Jeżeli minister Sasin twierdzi, że karty wyborcze, które już są wydrukowane, będą mogły być wykorzystane w ponownych wyborach, to nieprawda, gdyż lista kandydatów może ulec zmianie.
Pojawia się jednak pomysł, że oprócz nowych kandydatów, udział będą mogli wziąć ci z nieodbytych wyborów. Co więcej – nie będą musieli zbierać podpisów poparcia czy zakładać komitetów. Do nich ewentualnie będą mogli dołączyć ci, którzy uzbierają sobie podpisy i założą komitet w dobie stanu epidemii. Czy to jest zgodne z prawem?
Przepisy nic nie mówią na ten temat, bo to sytuacja, którą trudno było przewidzieć. Moim zdaniem – jeżeli jest mowa o nowych wyborach, to wszystko zaczyna się od zera. Wszyscy kandydaci od nowa muszą zbierać podpisy. Tym bardziej, że odstąpienie od tego założenia, oznaczałoby kolejne naruszenie zasady równości szans. Ci kandydaci, którzy zbierali podpisy przed epidemią byliby w lepszej sytuacji niż ci nowi.
Jeżeli cała procedura będzie musiała ruszyć od nowa, to ile mamy na nią czasu? Zdaje się, że znacznie mniej niż w przypadku obecnych, nieodbytych wyborów.
Tak, choć w terminach są pewne widełki. Należy przyjąć, że po opublikowaniu wyników przez PKW, a w zasadzie – stwierdzeniu nieodbycia wyborów, Sąd Najwyższy ma 30 dni na podjęcie decyzji. Nie musi się trzymać tego terminu, może orzec o nieważności wcześniej. Wtedy marszałek, w ciągu 14 dni od orzeczenia sądu powinien ogłosić nową datę wyborów i kalendarz wyborczy. Przewiduje on m.in. że zgłaszanie kandydatów musi zakończyć się do 45 dnia przed datą głosowania, a ono musi się odbyć w terminie 60 dni od momentu ich zarządzenia.
Sprawdź także: Kaczyński porozumiał się z Gowinem, wybory prezydenckie przełożone. W internecie fala komentarzy
Czyli teoretycznie może się zdarzyć, że na zgłoszenie kandydatów, rejestrację komitetów i zebranie podpisów będą nieco ponad dwa tygodnie?
Teoretycznie tak, ale tu pojawia się kolejny problem. Jeżeli to mają być prawdziwe wybory, to musi być czas na prowadzenie kampanii wyborczej. Najpierw trzeba sformować komitety wyborcze, pozbierać podpisy, zgłosić kandydatów i jeszcze mieć czas na kampanię. Wiele zależy tu od tego, jak do wszystkiego podejdzie marszałek Sejmu.
PKW musi ogłosić wyniki wyborów, w tym wypadku – ogłosić, że się nie odbyły. Ale wobec kogoś trzeba chyba wyciągnąć za to odpowiedzialność? Pytanie – wobec kogo, skoro PKW wcześniej odebrano możliwość organizacji wyborów?
Z całą pewnością trudno obarczać jakąkolwiek odpowiedzialnością PKW. Winien jest przede wszystkim Sejm i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który miał być głównym organizatorem wyborów i do ostatniej chwili utrzymywał, że da się je przeprowadzić. Wydrukował nawet karty wyborcze. Wiadomo było, że się nie uda. Były problemy z utworzeniem komisji wyborczych, nie byłoby czasu na dostarczenie pakietów wyborczych, wreszcie – jak wykazywał w Senacie Marek Borowski – prawdopodobnie nie udałoby się policzyć głosów przed terminem drugiej tury. Można było wyciągnąć z tego wnioski odpowiednio wcześniej. Doszło m.in. do naruszenia dyscypliny finansów publicznych, ponieważ wydawano pieniądze na przygotowania do wyborów bez żadnej podstawy prawnej, na podstawie nieistniejącej ustawy. Powoływano się na decyzję premiera, ale również wydaną zanim ustawa weszła w życie i również nie mającą żadnej podstawy prawnej.
Skoro wszystko działo się bez umocowania w przepisach – formalnie będzie można kogokolwiek obarczyć odpowiedzialnością?
Wydaje mi się, że przynajmniej na razie, nikt nie poniesie odpowiedzialności. Nie sądzę, by prokuratura wszczęła wobec kogokolwiek postępowanie. Podobnie jak rzecznik dyscypliny finansów publicznych, który jest wiceministrem finansów. Póki co sprawa rozejdzie się po kościach. Już słychać, że minister Sasin usprawiedliwia się, że działał przed wydaniem ustawy, żeby zapewnić ład konstytucyjny.
Konstytucja przewiduje opróżnienie urzędu prezydenta z powodu wygaśnięcia jego mandatu? Jeśli zostanie wykorzystany maksymalny czas na przeprowadzenie wyborów, to w przypadku Andrzeja Dudy mandat może wygasnąć, zanim poznamy ostateczne wyniki wyborów.
Konstytucja nie mówi o przyczynach opróżnienia urzędu głowy państwa. Można więc przyjąć różne powody takiego stanu rzeczy. Także to, że wygasła kadencja, a nowy prezydent z jakichś powodów nie został powołany.
Kolejne wybory także mają być przeprowadzone korespondencyjnie. Nie dawanie ludziom wyboru, narzucanie formy głosowania jest zgodne z konstytucją?
Głosowanie korespondencyjne to szeroko stosowana forma w świecie. Nie znam jednak państwa, w którym jest to jedyna, podstawowa i obligatoryjna forma głosowania. Wybory korespondencyjne są obarczone pewnymi wadami, które w 2018 roku, poniekąd słusznie, wykazywał PiS, chcąc ograniczyć możliwość ich stosowania. Nie w pełni istnieje gwarancja, czy głos oddaje osoba uprawniona. Nie do końca można też zagwarantować jego tajność. Takie głosowanie to pewne ustępstwo od normalnych rygorów wyborczych na rzecz osób, które z różnych powodów nie mogą uczestniczyć w wyborach bezpośrednich. Z punktu widzenia konstytucyjnego mam więc pewne wątpliwości, czy można wprowadzać głosowanie korespondencyjne jako powszechne i obligatoryjne.
Sugerowanie z góry co orzeknie Sąd Najwyższy można oceniać jako ingerencję w niezawisłość i niezależność?
To stawianie Sądu Najwyższego pod ścianą. Jeżeli nie podejmie oczekiwanego rozstrzygnięcia i nie stwierdzi nieważności – powstanie dodatkowy chaos prawny. Tej sytuacji przepisy już w ogóle nie regulują.
Ale umożliwiają choćby wprowadzenie jednego z trzech stanów nadzwyczajnych. To byłoby wyjście z tej sytuacji?
Pod warunkiem, że ogłoszenie stanu nadzwyczajnego nastąpiłoby wcześniej. Jeśli chodzi o ogłoszenie stanu nadzwyczajnego, partia rządząca powtarza argumentację, że nie można go wprowadzić tylko po to, by przesunąć datę wyborów. Ja mam na ten temat odwrotne zdanie. Zgodnie z regulacją konstytucyjną, np. stan klęski żywiołowej wprowadza się wtedy, gdy zwykłe środki konstytucyjne nie wystarczają dla rozwiązania sytuacji. Teraz mamy do czynienia z taką sytuacją. Mają się odbyć wybory, które nie są wystarczająco przygotowane ze względu na epidemię, czyli faktyczny stan klęski żywiołowej. Ich przeprowadzenie nie jest bezpieczne dla obywateli i w trosce o ich bezpieczeństwo oraz ochronę zdrowia, trzeba te wybory przesunąć. A jedyną możliwością zgodną z konstytucją jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.
Jakie mogą być kolejne kroki rządzących. Sejm odrzucił weto Senatu i ustawa o głosowaniu korespondencyjnym wkrótce trafi na biurko prezydenta, choć wiadomo, że mają w niej być jeszcze nowelizacje, a daty wyborów – nie znamy.
To co w tej chwili zrobi prezydent nie ma już większego znaczenia. Wiadomo, że wybory – niezależnie od formalnie obowiązującego stanu prawnego – w niedzielę się nie odbędą, ustawa będzie poprawiana zgodnie z zapowiedziami, a wybory zostaną powierzone PKW. Prezydent być może odeśle ją do Trybunału Konstytucyjnego, może zastosuje weto. Jeżeli ją podpisze, to też nic nadzwyczajnego się nie stanie, bo jak widać nie decyduje w Polsce wola organów konstytucyjnych, a prezesów dwóch partii. W najbliższej przyszłości należy się spodziewać kolejnych nowelizacji tej ustawy i Kodeksu wyborczego. Miejmy nadzieję, że tym razem będą przebiegały w zgodzie z konstytucją i przy współpracy z opozycją.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień