Odurzony metanolem: O przyszłości z dna filiżanki
Święta, święta i... już po. Mam nadzieję, że wszyscy dostaliście piękne i praktyczne prezenty, a wiosenna aura pozwala złagodzić nieco przykre konsekwencje długiego braku spalin. Spokojnie, zostały najwyżej trzy miesiące i zawarczy. Pytanie tylko - jak?
Przed nami Sylwester, zabawa i świetny moment na przepowiadanie przyszłości. Właśnie dopijam mą poranną niedzielną kawę i widzę na dnie fantazyjnie układające się fusy. Spróbuję coś z nich wyczytać. Na pewno przebija okrągła twarz prezesa Roberta Dowhana, który powinien nieco wyhamować i zająć się podratowaniem zdrowia. Nie wolno tyle pracować, a przy tym przeciwnicy polityczni wciąż skandują szeptem: oby Cię pokręciło! Proszę im nie dawać tej satysfakcji.
Na dnie mego kubka jest też coś... Tak, jestem przekonany! To malutki rowerek Marka Cieślaka. Trener ciśnie trasą „Piekła Przytoku” i rozmyśla. Ile jest Hampela w Hampelu? Czy to facet, który przez cały sezon będzie zawstydzał najemników z różnych stron świata? A „PePe”? Przeciwnicy mówią, że po bardzo dobrym sezonie zawsze ma znacznie słabszy. Do tego te pretensje o kadrę. Przeleciał dudek... Nie, nie, lepiej zamieszam te moje fusy albo nawet zrobię dolewkę, bo coś niezbyt dobrze się to układa. Co teraz widać?
O proszę! Australia? Nie, nie to jednak Rosja. Pardon za pomyłkę. Gdzieś tam przechadza się Aleksandr Łoktajew. Po dymie z wakacji nie ma już nawet śladu, a „Sasza” wyraźnie myśli o powrocie. To jednak dalsza przyszłość, bo w tej bliższej Falubaz postawi na innego żużlowca ze wschodu. Oby słowiańska dusza dzielnie zniosła wszystkie pokusy oferowane przez demona, który tylko czeka na potknięcie. A kysz!
W moim kubku nie ma śniegu, ale jest wschód i niedźwiedzie. Stąpają majestatycznie, bo jeszcze nie poszły spać. Budzą respekt. Sebastian Niedźwiedź nie budzi jeszcze niczyjego respektu, ale to ma się wkrótce zmienić. Specjalnie w to nie wierzę, ale przecież trudno spierać się z fusami.
Mam też wróżbę dla Gorzowian, choć z racji odległości i ogromnej fali fluidów rozpraszających jest ona pewnie obarczona dużym błędem. O ile demon kusi młodzianków w Zielonej Górze, o tyle zmora nad Wartą to bardzo twarda sztuka. Zgodnie ze swą naturą pozostaje w cieniu, ale umie nacisnąć tych, których właśnie musi. Chwileczkę. Widzę też coś okrągłego. To medal, ale nie na szyjach wielu, ale tylko jednego żużlowca. Podium mistrzostw świata dla Lubuszanina? Stalowego chłopaka? Brzmi nieprawdopodobnie, ale przecież Bartek Zmarzlik jest specjalistą od takich właśnie scenariuszy.
Fusy wyraźnie układają się w wianuszek. Kształt jest wyraźny. To pełne trybuny zadowolonych kibiców i chyba nasze derby. Na pewno, bo przecież żadna inna impreza nie ma takiego klimatu. Niestety, kompletnie nie mogę odczytać, kto wygrał. Raz cieszą się jedni, raz drudzy. Dużo przy tym śmiechu i naprawdę dobrej zabawy... Ja chyba śnię! Nawet nie wiem, kiedy tak się zapatrzyłem w dno mego kubka, że powieki mi się skleiły i pojawiły się aż tak nieprawdopodobne obrazki. A może jednak... Życzę Wam drodzy Czytelnicy, by w 2016 spełniały się wyłącznie dobre wróżby!