Odurzony metanolem: Marek Cieślak nie jeździ parą
Pojawienie się Marka Cieślaka w Falubazie nie było nawet namiastką niespodzianki. Miałem pewność, że znany trener dołączy do „Mysiej” ekipy. Pierwsze informacje napłynęły już zimą, a ich potwierdzenie dostałem wczesną jesienią z pewnego źródła.
Ze zdumieniem przyjąłem tezę jednego z dziennikarzy, że „zielonogórzanie bardzo ryzykują”. Jego zdaniem zatrudnienie Cieślaka to przyjęcie faceta, za którym ciągnie się afera alkoholowa i zawieszenie, a przy tym niebawem może już nie być selekcjonerem kadry. Wszystko sprzedane w takim tonie, jakby trener po pijaku wjechał tirem w pielgrzymkę pod Częstochową. Nie jestem w fanklubie „Narodowego” i metanolu z nim nie testowałem, ale trzeba znać umiar. Cieślak ma w krzyżu 50 lat kariery oraz worek medali, którego nie rozerwie ani 0,75 ani nawet litr czy dwa. Wyniki bronią go niczym barykada.
Obserwuję trenera od lat, bo zawsze nieco sympatyzowałem ze Spartą Wrocław. Taka sąsiedzka życzliwość. Zauważyłem, że nie jest typem oblatanego biurokraty, menedżera, który wszystko ma rozpisane. Nie musi. Cieślak improwizuje, ale przy tym ma doskonałe wyczucie w przygotowywaniu toru. Praktyka zawodnicza i kilka lat w prywatnym ogrodnictwie zrobiło swoje. Jak pan Marek przygotuje grządki to sukcesy rosną, za przeproszeniem, bez polewania. Zawodnicy wiele dla niego zrobią, bo umie z nimi rozmawiać. Oczywiście nie ze wszystkimi, ale większość spina pośladki i naprawdę poprawia swoje wyniki. Co ciekawe, Cieślak potrafi wpłynąć także na obcokrajowców, co jest w naszym żużlu bardzo rzadką sztuką.
Uwaga, niech nikogo nie zwiedzie pozorna prostota języka i bezpośredniość selekcjonera. To zasłona dymna, bo w tym niewielkim ciele tkwi przenikliwy duch. Szkoleniowiec jest dobrym taktykiem i udowodnił to rozgrywając swoje prywatne mecze. Na przykład był pierwszym, który dobitnie określił swą cenę. Pamiętam oburzenie w środowisku, kiedy rzucił wprost, że polscy trenerzy muszą się „cenić”. Wieść gminna niesie, że Falubaz musiał przygotować 20 tysięcy złotych miesięcznie. Kto bogatemu zabroni?
Pamiętam też ładnie rozegrany w środkach masowego przekazu wyścig o przedłużenie kontraktu na prowadzenie reprezentacji. Kiedy na horyzoncie pojawił się Rafał Dobrucki, stary trener zapowiedział, że oddaje się do dyspozycji, nic nie musi, zdobył kolejny medal i takie tam kokietowanie. Sprawa nabrała rozgłosu, a nieco przestraszona żużlowa centrala została przyciśnięta przez prezesa Witkowskiego i natychmiast parafowała nowy kontrakt.
Cieślak ma też bardzo twardą skórę, którą wzmocniły lata spędzone „na szlace”. Kiedy pierwszy raz zameldował się w Falubazie zupełnie go nie obeszło, że kilka dni wcześniej grupa miejscowych działaczy dosłownie szydziła z jego zachowania w parkingu. Mechanik Piotra Świderskiego za szybko wyprzedził motory, punkty zostały anulowane, a Sparta prowadzona przez pana Marka praktycznie straciła szanse na finał. Szkoleniowiec tak się wkurzył, że strzelił mechanika zeszytem, a wszystko ładnie opowiedział nam Jacek Frątczak. Od tamtego czasu obaj panowie z gracją się unikają i bardzo się zdziwię jeśli w przyszłym sezonie będzie inaczej. Cieślak nie jeździ parą.