Odurzony metanolem: Co im siedzi pod skorupą?
Lubię odwiedzać żużlowców na obozach zimowych. Nie ma napięcia, pośpiechu i pancerza pod kevlarem.
Bez skorupy to są często zupełnie inni ludzie niż ci, z którymi rozmawiam po meczach. Nie zapomnę jak kilka lat temu czekaliśmy w schronisku aż Falubaz skończy szusować i zejdzie do jadalni. Piotr Protasiewicz, kiedy nas zobaczył, zabrał swoje piwo i przyszedł pogadać do naszego stołu. Zwyczajnie, jak przystało na starego znajomego. Jakąś godzinę gawędziliśmy też kiedyś na stoku z Rafałem Dobruckim. Motory, przygotowania, ale też po prostu o życiu. „Rafi”, choć z Zieloną Górą i naszymi klubami nic go już nie łączy, przysiadł się do mnie ostatnio w Szklarskiej Porębie na zgrupowaniu kadry Polski. Może to tylko kurtuazja, ale naprawdę bardzo miła.
Obóz to także świetna okazja do obserwacji. Na przykład „PePe” w ostatnich latach niemal zawsze ma jedynkę. W tym roku kibice podobno zgadywali z kim dzieli pokój i nikt nie trafił. Pan Piotr wyjaśnia zwykle, że chodzi o miejsce na kaloryferze. Kilka dni też tak się z uśmiechem tłumaczył, a wizja lokalna dowiodła, że w pokojach jest ogrzewanie podłogowe... Indywidualista, ale też niezły kolega. Wieść gminna niosła, że nie potrafi dogadać się Patrykiem Dudkiem, a na obozie notorycznie żartowali. Jeśli już jesteśmy przy kapitanie zielonogórzan to zauważyłem, że nie lubi gdy mu się wytyka czterdziestkę na liczniku. Jeśli sam zażartuje ze stażu to OK, ale pytania dodatkowe natychmiast przepędzają mu uśmiech z twarzy. Niepotrzebnie, bo jest w świetnej formie fizycznej i na przykład w nogę zawstydzi pewnie wielu małolatów. To sportowiec przez całą dobę.
Za to „grupa leszczyńska” może być w różnych klubach, ale wspólne korzenie są bardzo mocne. Na obozie kadry Jarosław Hampel wyglądał chwilami jak dygnitarz z dwoma ochroniarzami. „Małemu” notorycznie asystowali Piotr i Przemysław Pawliccy, którzy są od niego wyżsi i nieco szersi w barach. Jeśli dodamy spodnie w panterkę u Przemka to jak nic mamy prezesa i jego asystentów. Hampel to przy tym straszny śpioch. Trener Marek Cieślak umówił się z nim po obiedzie na rowery i co? Musiał obudzić swego asa. Nie było taryfy ulgowej i chwilę później pan Jarek już pociskał w deszczu za „Narodowym”.
Niestety, nasz selekcjoner prawie zupełnie stracił poczucie humoru. Kiedy zapytaliśmy o imprezę z okazji urodzin Piotra Protasiewicza odburknął, że to obóz sportowy, a nie ferie. Kiedy poprosił o zawiezienie listu do Zielonej Góry zażartowaliśmy, że to pewnie wypowiedzenie, a Cieślak zupełnie nie podzielił naszego humoru i rzucił tylko „dajcie spokój”. Widocznie pamiętne ostrowskie przypadki siedzą w nim niczym cierń.
Jeszcze jedno. Żużlowcy nie odmówili mi swej oficjalnej koszulki i złożyli autografy, kiedy dowiedzieli się o chorobie, która dotknęła licealistkę z Zielonej Góry Kamilę Machnicką. Prezent od kadry trafi na licytację. Sportowe pamiątki będzie można zdobywać 14 lutego. Mam nadzieję, że ktoś doceni gest żużlowców i solidnie zasili konto chorej na nowotwór dziewczyny. Tym razem to kwestia życia i śmierci. Dosłownie.