Odkrywajmy Łódź i chwalmy się nią
Rozmowa z Barbarą Kurowską, dyrektorem Muzeum Miasta Łodzi
Ma Pani w swym rodzinnym mieście miejsca bliskie swemu sercu?
Tych miejsc sporo. Takim pierwszym jest Nowe Złotno. Mam wiele związanych z nim wspomnień. Pamiętam podróże z moim tatą tramwajem, przez całe miasto. Ja do przedszkola nr 99 przy ul. Gdańskiej 111, tata do pracy w Instytucie Celulozowo-Papierniczym przy ul. Gdańskiej 121. Bardzo dobrze wspominam ten czas spędzony z tatą. Podczas tych wspólnych podróży i spacerów nauczyłam się czytać, liczyć. Te spacery kojarzą mi się z orzechami w czekoladzie. Mam tyle łódzkich wspomnień związanych z tymi podróżami, tym kawałkiem ul. Gdańskiej. I lasem. Był malutki i znajdował się na Mani. Tam jeździliśmy na sankach, zjeżdżaliśmy z górki na rowerze. Mówiliśmy też o kanale, a to była rzeka. To są moje takie pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Czasem wracam w te miejsca, ale to nie to samo Nowe Złotno. Nie ten klimat. Wszystko jest zabetonowane, wyasfaltowane. Jeden dom stoi przy drugim. Nie ma wielkich sadów, ogrodów. Przy ul. Kwiatowej dom miała babcia. Z wielkim ogrodem. w którym się bawiliśmy. Biegaliśmy w trawie po pas...
A potem?
Przeprowadziliśmy się i mieszkaliśmy na Kozinach. I był park na Zdrowiu. Codziennie odbywaliśmy długie spacery z naszym psem, dobermanem. Wtedy poznałam też ul. Piotrkowską. Bardzo lubiłam spacery tą ulicą. Chodziłam tam z koleżankami, w większych grupkach. Spacerowało się jedną stroną ul. Piotrkowskiej do „Centralu” i dalej do Placu Niepodległości, a potem wracało się drugą stroną, odwiedzając różne miejsca. Wtedy też w moim życiu zagościła Galeria 86. Mam sporo wspomnień z oglądanych w niej wystaw.
Ma Pani szczęście. Pracowała najpierw w Pałacu Scheiblera, a dziś w Pałacu Poznańskiego. To rzeczywiście niezwykłe miejsca?
Powiedziała pani, że miałam szczęście. I tak było. Trzeba mieć szczęście, by całe swoje dorosłe, zawodowe życie spędzić w wyjątkowych, uroczych miejscach. Poza tym miałam szczęście, że moim pierwszym dyrektorem w Pałacu Scheiblera, czyli w Muzeum Kinematografii, był dr Antoni Szram. Założył to muzeum. Teraz pracuję w Muzeum Miasta Łodzi jako uczennica i wychowanka Antoniego Szrama, który zakładał także to muzeum. To naprawdę szczęście, bo miejsca są niezwykłe.
Łódź też jest niezwykłym miejscem, wbrew panującej przez lata innej opinii?
Na tzw. powszechną opinie zapracowaliśmy chyba my sami, łodzianie. Niektórzy z nas, a może ci, którzy tu się nie urodzili, a mieszkają, nie za dobrze mówią o Łodzi . A moim zdaniem tak nie powinno być. Trzeba mówić dobrze o swoim mieście. Można pewne miejsca lubić, nie lubić. Mnie też pewne rzeczy irytują, na przykład to, że od lat w niektórych miejscach nic się nie zmienia. Ale mam to od dzieciństwa, że jeśli nawet na jeden dzień wyjeżdżam z Łodzi, to gdy tylko przekraczam jej granice, czuję, że jestem u siebie. Bardzo lubię moje miasto!
Za co można polubić Łódź?
Za wszystko! Nawet za te biedne kamienice, które stoją jeszcze nie wyremontowane, ale mają jednak swój urok. Nasze miasto lubią filmowcy, artyści. Za piękne parki, skwery. Zieleni w Łodzi jest zresztą bardzo dużo. Można kochać Łódź za ul. Piotrkowską, która choć teraz niestety straciła trochę na popularności, nadal pozostaje wyjątkową ulicą.
Muzeum Miasta Łodzi dba, by nie zapomnieć o historii miasta...
Do tego zostało powołane, by chronić historię, mówić o niej. Dbać o historię, ale i o dzień dzisiejszy, który już jutro będzie przecież historią. Tak naprawdę Łódź na rozmaitych płaszczyznach, aspektach i rozmaitych punktów widzenia jest tym czym muzeum się zajmowało, zajmuje i zajmować będzie.
Czego by Pani życzyła Łodzi i łodzianom?
By było to szczęśliwe miasto, w którym mieszkają szczęśliwi ludzie. Byśmy wreszcie byli oficjalnie dumni z Łodzi. Mnie się bardzo podoba określenie Krzysztofa Candrowicza, że Łódź to ostatnie nie odkryte miasto. Odkrywajmy więc to miasto dla własnej przyjemności i chwalmy się nim. A jest naprawdę czym się chwalić.