Oddała swoje ciało nauce
Halina Marciniak ma 63 lata. W ubiegłym tygodniu notarialnie zapisała swoje ciało Uniwersytetowi Medycznemu w Łodzi.
Halina Marciniak ma 63 lata, od 10 lat jest wdową. Ma też dwóch synów, a cztery tygodnie temu po raz pierwszy została babcią. Jest ciężko pracującą, twardo stąpająca po ziemi kobietą, która wierzy, że kiedyś, gdzieś tam, gdy odejdzie z tej ziemi, spotka tych, którzy odeszli wcześniej. Nie chce jednak, aby po śmierci jej ciało bezsensownie rozkładało się w ziemi, nie chce dokładać rodzinie problemów i wydatków związanych z pogrzebem i opieką nad grobem. W ubiegłym tygodniu notarialnie zapisała swoje ciało Uniwersytetowi Medycznemu w Łodzi.
Uczelnia zamiast grobu
- Mąż przez wiele lat chorował, a straciłam go w tym samym miesiącu co matkę - wspomina. - Zostałam z dwójką dzieci, starszy miał 15, a młodszy 12 lat. Po pogrzebach co tydzień w niedzielę chodziliśmy na mszę świętą, potem na groby. Dzieci bardzo to przeżywały. Płakały.
W końcu młodszy syn mnie spytał: „Mamo, po co my tu przychodzimy? Przecież babci już tu nie ma. Wszystko zgniło”. Wtedy po raz kolejny, bo już wcześniej takie przemyślenia miałam, uznałam, że nie ma sensu składać ciała do ziemi. Chowając męża, kupiłam plac tylko na jedna osobę, tak jakbym już wtedy nie miała wątpliwości, że kiedyś przekażę swoje ciało nauce.
25 złotych za ostatnią wolę
Wiosną tego roku Halina Marciniak postanowiła swoją myśl wcielić w życie. W Międzywydziałowej Katedrze Anatomii i Histologii Uniwersytetu Medycznego wypełniła stosowny druk. Następnie swoją wolę przekazania ciała nauce spisała u notariusza.
- Był zdziwiony, bo taki dokument sporządzał po raz pierwszy - opowiada dalej. - Zapłaciłam 25 złotych, oryginał dostarczyłam na Uniwersytet Medyczny, a kopię mam w szufladzie w domu. Po mojej śmierci starszy syn i bratowa mają jak najszybciej powiadomić pracowników uczelni, aby ci zabrali moje ciało. Tak więc po mojej śmierci nie będzie pogrzebu, stypy i opłakiwania. Rodzina nie dostanie zasiłku pogrzebowego, ale przecież do pogrzebu i tak musiałaby dołożyć. Synowie moją decyzję przyjęli ze spokojem, ale bratowa była przerażona tym, co się kiedyś stanie.
Nim Halina Marciniak podjęła decyzję, chciała zobaczyć, gdzie po trzech latach służenia nauce spoczną jej skremowane wtedy szczątki.
- Okazało się, że na cmentarzu na Janowie przewidziano miejsce dla takich jak ja - dzieli się swoimi spostrzeżeniami. - W jednej urnie znajdą się prochy moje i innych osób, które przekazały swoje ciała jako pomoce naukowe.
Pytana, czy podejmując decyzję, miała chwile zwątpienia, odpowiada: - Raz. Gdy przeczytałam, że ciało będzie krojone w kawałki. Chwilę później uświadomiłam sobie, że mnie w nim już nie będzie...
Ciało to ofiara
W ramach donacji zwłok co roku przekazywanych jest do łódzkiej uczelni kilka ciał. Osoby, które decydują się na taki krok, nie otrzymują za to pieniędzy.
Najczęściej zgłaszają się ludzie po pięćdziesiątym i sześćdziesiątym roku życia. Zdarza się, że taką decyzję podejmują małżeństwa. Kiedyś swoje ciało przekazała matka jednej z lekarek. Obiecała sobie, że gdy córka dostanie się na medycynę, to ona w ten sposób wesprze naukę.