Od redaktora: PiS się posłucha czy straci słuch
Obecnie rządzący, gdy nie rządzili, jak lwy bronili prawa Polaków do decydowania w referendach o swoim państwie. Do największych starć doszło przy wnioskach o zorganizowanie głosowania w sprawie wieku emerytalnego (2012) i obowiązku szkolnego sześciolatków (2013). Pod pierwszym zebrano prawie półtora miliona podpisów, pod drugim milion podpisów.
Oba wnioski referendalne zostały odrzucone przez ówczesną większość parlamentarną koalicji PO-PSL. Posypały się gromy. Beata Kempa, wówczas posłanka Solidarnej Polski (dziś klubu PiS, minister, szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów), przy debacie o referendum emerytalne powiedziała: „Nie może być tak, żeby władza nam ciągle mówiła, co jest dla nas dobre. (...) Nie macie moralnego prawa do tego, żeby stanowić o naszym losie (...). O tej reformie musi zadecydować naród, bo to się mu słusznie należy”. Jarosław Kaczyński - nic się nie zmieniło - wtedy i teraz zwykły poseł i prezes PiS, przy debacie o referendum w sprawie obowiązku szkolnego sześciolatków mówił: „Te mechanizmy demokracji, które nie odpowiadają władzy, a mają charakter konstytucyjny - bo przecież referendum to instytucja konstytucyjna - są po prostu odrzucane, nie stosuje się ich”. W swoim planie rządzenia ogłoszonym w 2015 roku premier Beata Szydło głosiła: „Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność, a przede wszystkim słuchanie obywateli. Koniec z arogancją władzy i pychą! (...) Obowiązkiem każdej władzy jest słuchać obywateli i im służyć”.
Na szczęście dla PiS wczoraj obywatele złożyli prawie milion podpisów pod referendum w sprawie reformy oświaty (pytanie brzmi: „Czy jest Pani/Pan przeciw reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku?”.). Teraz rządzący mają okazję ucieleśnić swoje słowa, udowodnić, jak wierni są temu, co deklarują, o czym zapewniają, jak bardzo różnią się od głuchych na głos suwerena poprzedników wyrzucających miliony podpisów obywateli do kosza.
Trochę w tej sytuacji nie odnalazła się minister edukacji Anna Zalewska, która powiedziała, że sprawę przeprowadzenia referendum „oddaje w ręce polskiego parlamentu”. Takim stwierdzeniem już próbuje zdjąć z PiS odpowiedzialność za wynik głosowania w sprawie referendum. Rozszerza decydenta na cały Sejm, a dobrze wie, że to jej partia ma większość, która przesądza wszystko. A gdy dziennikarz RMF FM przypomniał jej słowa „musi zdecydować naród, bo to mu się należy”?, minister Zalewska stwierdziła, że naród już zdecydował, bo w 2015 roku oddał władzę Prawu i Sprawiedliwości, zjednoczonej prawicy, która szła do wyborów z obietnicą likwidacji gimnazjów.
Suweren zrobił swoje, suweren może odejść.