Istotą sprawy jest ludzkie pragnienie sprawiedliwości. Ludzie myślą tak: prokurator może być ostry, adwokat może się pomylić. Ale gdzieś w końcu jest sąd
Pamiętam jak przed 2013 rokiem tłumaczyłem te proste prawdy ówczesnemu prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi. Skończyło się wtedy rewolucją a teraz wielką wojną. Przyczyną ruskiej wojny jest właśnie brak praworządności. Jest to, że po 1991 roku, czyli po rozpadzie Związku Sowieckiego Rosja zaledwie kilka lat próbowała budować demokrację. Potem było tylko gorzej. Dzisiaj w Rosji praktycznie nie ma już wolnych mediów ani wolnych uniwersytetów, nie ma też normalnych wyborów i demokratycznego rządu. W Rosji rządzi mała grupa oligarchów, która bardzo się wzbogaciła na sprzedaży surowców energetycznych. Czy gdyby w Rosji były wybory i zasady państwa prawa to doszłoby do wojny?
Prezydent Francji Macron – poucza innych – i czasami słusznie, o wadze praworządności. Nasi partnerzy nieraz opowiadają jednym tchem o tąpnięciu systemu sądownictwa w Polsce. I słusznie. Władza chce podporządkować sobie system sądownictwa, sędziowie się baronią, procesy trwają dłużej. Sprawniej nie jest na pewno i nie jest też sprawiedliwiej. Cholera mnie jednak bierze, kiedy nasi kochani zachodniacy są za praworządnością w Polsce, ale jednocześnie radzą, by Ukraina, Gruzja czy Mołdawia oddawały dla świętego spokoju kawałki terytorium Rosji. Czujecie? Największe państwo na świecie z 17 mln km kwadratowych (dla porównania Kanada jest druga – prawie 10 mln) rzuciło się jak szczerbaty na suchary na maleńkich sąsiadów, a piewcy praworządności proponują uznać takie reguły gry. No to albo-albo. Rosja uznała wszystkie granice swoich sąsiadów. Rosja jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Dalej jej mało?
Z praworządnością to jest tak: albo uznajemy reguły prawa w każdym wypadku i na każdej płaszczyźnie, ludzie czują, że jest sprawiedliwie i z tego wynika gwarancja pokoju, albo picujemy, że jesteśmy „za”, a w rzeczywistości gramy praworządnością jak nam pasuje do politycznej układanki.
I zaczynamy od siebie, od szkoły, od dziecka, od szacunku dla prawa na każdym szczeblu. Ani Macrony, ani Kissingery nam tego nie załatwią, ani Komisja Europejska ani NATO. Szacunek dla prawa zaczyna się tu, na miejscu, od zwykłego ludzkiego pragnienia sprawiedliwości.