Historia ustawy Lex Konfident jest jedną z najbardziej tajemniczych w polskim parlamencie. Została zapowiedziana ponad tydzień temu na spotkaniu władzy z opozycją. Miała być nowym mocnym ruchem rządu w walce z pandemią.
Szczególnie, że już i ludzie władzy zaczęli odczuwać, że muszą coś zrobić, żeby powstrzymać rozwój epidemii. Czytający kilkanaście artykułów ustawy przysłanych do Sejmu dziwili się, przecierając oczy - bo okazywało się, że intencja jest taka, by obywatele wzajemnie posądzali się o to, kto jest winien ich zakażenia, jeśliby do niego doszło i na siebie donosili. Praktycznie nie wiadomo, kto był autorem ustawy, szczególnie, że minister zdrowia zapadł się pod ziemię. Na poniedziałkowe posiedzenie Komisji Zdrowia, które miało być poświęcone tej ustawie nie przyszedł nikt z ministerstwa, a liczni posłowie większości nie głosowali i w rezultacie posiedzenie zostało przerwane na wniosek opozycji. Prawdziwy polityczny armagedon czekał rząd na posiedzeniu plenarnym Sejmu.
Rychło okazało się, że przeciw ustawie są wszyscy z opozycji - jak nigdy. Od Konfederacji, przez ludowców i całą Koalicję Obywatelską aż po lewicę. Ba, szaleństwo tej ustawy zjednoczyło z opozycjonistami kilkudziesięciu posłów „dobrej” (dawno już nie) zmiany. Ustawa przepadła z kretesem, a poseł Waldemar Andzel czyhał tylko na listę z wynikami głosowań. To poseł, który od lat wyciąga taką listę z drukarki sejmowej po każdym ważniejszym głosowaniu, w biegu analizuje i w minutę niecałą dostarcza do prezesa Kaczyńskiego.
Tym razem dostarczona lista okazała się listą tych, co w razie czego znajdą się na arce przymierza - raczej ratunku na łapu-capu, którą skonstruuje Jarosław Kaczyński dla swoich, w razie wcześniejszych wyborów. Z prezesem PiS zostało tych sto pięćdziesięcioro paru posłów. Sygnał w świat poszedł jasny: politycy obozu władzy czują jak psy łowcze, że epoka złej zmiany dobiega końca.
I mniejsza o to, że pewnie Jarosław Kaczyński zdawał sobie sprawę, że nie ma poparcia dla tej ustawy już od poniedziałku i pewnie nawet dał sygnał, żeby głosowali jak chcą. Sam jednak czekał na listę Andzela, bo głosowanie to było dla niego ostatecznym sprawdzianem lojalności. Nic już nie będzie jak było - może ten rząd jeszcze trochę pociągnie… Dotychczas prawie jednolity blok małej większości roztrzaskał się na kawałki i to na oczach całej Polski.
Nowy Ład dopełni dzieła. Emeryci biedni i emeryci bogaci, pracownicy Sejmu i nauczyciele, przedsiębiorcy i pracownicy. Trudno znaleźć kogoś kto na ładzie zyskał. Oni wszyscy cieszyli się w duchu. Sprzedawca w zieleniaku następnego dnia dopingował: już im nie odpuśćcie. To się musi skończyć. I miał rację.