Od Krakowa do Brukseli. Opatrzność to ma cierpliwość
Przespałem noc w wagonie sypialnym, takim jak przed laty, kiedy podróżowałem po Syberii - Ukraińskie Koleje używają podobnych wagonów, a może nawet produkowanych kiedyś w jednym sowieckim zakładzie.
Nie było zasięgu, więc nie grzebałem w komórce. W głowie kołatały się miejsca, które zobaczyłem w ostatnich sześciu dniach - przejechałem wzdłuż całą Ukrainę. Wśród miejsc, które widziałem w ostatnich dniach, były Lwów, Kijów, Hostomel, Bucza, Irpień, Bojarka, Pokrowsk, Bachmut, Słowiańsk, Czasiw Jar i Kramatorsk.
Jakoś trudno zasnąć. W głowie została Ira z Buczy - kilkanaście kilometrów od Kijowa. Przyszli do niej żołnierze rosyjscy. Przyszli do niej, bo ma najwyższy dom w okolicy - dwupiętrowy. Trzeba było zaledwie chwili - zabili męża i brata, potem zastrzelili dwa psy i na kilka tygodni zajęli mieszkanie. Potem zostawili je zdemolowane. Staram się ją przytulić i rozumiem, że to świadkowie zbrodni rosyjskich, a nie statystyki - też straszne swoją drogą - najlepiej opowiedzą tę wojnę. Ira opowiadała, jakby niepewna, czy we wszystko wierzę. W pewnym momencie odpaliła telefon i zaczęła pokazywać zdjęcia zwłok porozrzucanych po ogrodzie: męża, brata. Stoimy wśród tych samych hortensji - modne teraz na Ukrainie, jak i w Polsce. Potem pokazała pozabijane zwierzęta domowe. Środek Europy, XXI wiek.
Został mi w głowie też chłopak z Użhorodu, którego poznałem na linii frontu w Kramatorsku. W pewnym momencie jego koledzy poprosili o kilka słów. Zacząłem nieśmiało: Dziękuję za Wasze poświęcenie, za ofiarę, za osobiste zaangażowanie. Dodaję: „Przyjęliśmy w Polsce waszych bliskich, Wasze żony. Jeśli trzeba, drzwi będą zawsze otwarte”. Jeden z nich, ten z Użhorodu: „Chcielibyśmy je kiedyś jeszcze spotkać”. Nie widział bliskich przez kilka miesięcy, rakiety ruskie biją prawie cały czas, nie wie, czy jeszcze kiedyś spotka żonę i dzieci, ale z uśmiechem prosi, żeby podziękować Polakom, bardzo prosi.
Chełm, jest sieć: wreszcie swobodnie oglądam nowości na Twitterze: nasze sprawy - rząd zapomniał o kryzysie energetycznym, z respiratorami w czasach covidu to był chyba jednak wielki przekręt i nikt za to nie odpowiada, politycy dalej radzą ludziom, jak tydzień temu, żeby sobie chałupy ogacili. Opatrzność to ma do nas cierpliwość. Już trzydzieści ponad lat spokoju w miejscu świata, w którym na zdrowy rozum spokoju być nie może, żadnych zaborów, żadnych wywózek, żadnych ostrzeliwań. Ukraina pokazuje, że to wcale nie takie oczywiste. I w tym wszystkim polskie państwo, którego instytucje rozrośnięte ponad wszelką miarę nie są w stanie na czas ogarnąć, że jak zaczyna się ruska wojna przeciw Ukrainie, to będą problemy z gazem, węglem i z wszystkim, na co Putin ma chociaż najmniejszy wpływ.