Polska od dekad nie była tak dobrze odbierana w Ameryce. Mówi to każdy, kogo spotkałem w Waszyngtonie. Od liberałów i ostrych krytyków polityki rządu po zwolenników obecnej władzy w Polsce. Różnica jest tylko taka że niektórzy porównują to, co się mówi o Polsce do czasów Solidarności, inni do roku 1989, a jeszcze inni do wchodzenia do NATO.
Sukces Polski w USA to premia za postawę społeczeństwa polskiego wobec wojny Rosji z Ukrainą, a nie zasługa rządu ani opozycji. To nie partyjna sprawa. To sprawa podejścia Polaków, którzy potrafią się mobilizować w sytuacjach nieszczęścia. To sprawa stowarzyszeń, kościołów, samorządów - każdego niemal z nas, który coś zrobił dla sprawy. Jedni przyjęli przybyszów pod swój dach, inni zbierali dary, inni robili wszystko inne - co tylko możliwe. Wyszła synergia narodowa na skalę nieznaną światu, a media - najczęściej te liberalne, nielubiane przez PiS - CNN, BBC, TVN opowiedziały o Polsce jako kraju wielkiego serca.
Tak to jest w życiu, że czasami obok tragedii powstaje trochę dobra. Tym razem tak się stało, a dobra naprawdę jest wiele. Co z tym dalej począć? Jedno to nie zmarnować tego kapitału, nie przerobić go na samochwalstwo polityków jednych czy drugich. Zastanowić się, jak bardzo będzie nam potrzebny w zabiegach o wzmocnienie wschodniej flanki NATO i obecność wojsk sojuszniczych w Polsce, bo wojna Putina - wszystko na to wskazuje - dopiero się rozkręca.
Druga sprawa to nie osiąść na laurach. Wielka mobilizacja może minąć wraz emocjami. W każdym razie emocje podupadają i wtedy kończy się pospolite ruszenie. Potrzebna jest dobra koordynacja pomocy ze strony rządu, organizacji międzynarodowych, UE i NATO. Tak, wszystkich. Z Ukrainy uciekło łącznie ponad 3 mln osób, na Ukrainie przemieściło się pewnie z 8 mln. Do samego Lwowa zjechało ponad 300 tys. uchodźców, do Przemyśla co dzień dociera kilka tysięcy uchodźców. Nasz region naprawdę stoi, patrząc całościowo, wobec widma wielkiej katastrofy humanitarnej. Europa takich milionów ludzi przemieszczających się w tak krótkim czasie nie widziała od dekad.
Nikt dzisiaj nie wie, jak długo potrwa wojna, ilu milionom Ukraińców trzeba będzie pomóc. Wszystko wskazuje na to, że rząd Polski ignorował jesienią ostrzeżenia, że coś się szykuje. Nie jest znany ani jeden dokument, który by potwierdzał, że ktoś wziął na poważnie ostrzeżenia wielu ekspertów. I nie ma racji ten, który mówi, że Polska nie potrzebuje pomocy w relokacji, czyli dalszym przemieszczaniu uchodźców. Polskie społeczeństwo bardzo potrzebuje wsparcia, a sprawa konsekwencji wojny Rosji z Ukrainą to nie tylko nasza sprawa. Sojusznicy muszą pomagać.
Brawa za Oceanem brzmią miło. Ale nie aplauzu teraz potrzebujemy najbardziej, ale przewidywania ze strony rządu, planowania i koordynacji. A ze strony sojuszników realnego wsparcia.