Od Krakowa do Brukseli. Kazała „Nowogrodzka”
Jeszcze kilka tygodni temu nie wierzyłem w wersję, że obóz władzy wszystko rzuci na front walki wyborczej, nie zważając na realną sytuację w kraju. Nie wierzyłem, że prezydent Andrzej Duda, który patrząc na wyniki badań opinii publicznej ani na moment nie przestał być jednym z dwójki potencjalnych zwycięzców w wyborach, będzie sobie w stanie wyobrazić powtórkę kadencji w oparciu o 20, maksimum 30% frekwencji.
Jeszcze 1 marca 2020 rząd przysłał do Sejmu pierwszą ustawę o koronawirusie. Ustawa była niedopracowana, ale 2 marca posłowie wszystkich klubów, wspólnie z szefem Kancelarii Premiera Michałem Dworczykim, pracowali cały dzień nad tym dokumentem i się udało. Sejm z poprzedniego tygodnia był już zupełnie inny: podstępy w używaniu zasad zdalnego głosowania do forsowania politycznych zmian, które nie mają związku z kryzysem, kłótnie i zamykanie sali sejmowej przed posłami, chociaż świeciła pustkami.
To wybory powodują, że w wizji obozu władzy 10 tysięcy listonoszy zajmie się teraz rozdawaniem kart wyborczych
Nie było miejsca nawet na wspólne oświadczenie wszystkich posłów, że dziękują lekarzom za ich poświęcenie w kryzysie. Zabrakło tej minuty czasu. Co się stało z tymi resztkami przyzwoitości i jedności wśród polskich polityków po stronie władzy? Dzisiaj nikt mnie już nie przekona, odpowiedź jest jedna: wybory, chęć utrzymania władzy w czasie najgorszego kryzysu, jaki Europa ogląda od czasów II wojny światowej to teraz motor polskiej polityki.
Chociaż nie wiadomo, czy pomimo napięcia obozu władzy, by je przeprowadzić uda się tego dokonać. To właśnie wybory rządzą kalendarzem walki z wirusem w Polsce. To wybory utrudniają wprowadzenie drugiego etapu tarczy antykryzysowej: bo przecież musi się on wiązać z cięciami wydatków socjalnych, a przed wyborami rząd tego nie może powiedzieć. To przez wybory Sejm został praktycznie zlikwidowany, chociaż szereg parlamentów na świecie działa.
Nie było miejsca nawet na wspólne oświadczenie posłów, że dziękują lekarzom za ich poświęcenie w kryzysie
To wybory powodują, że w wizji obozu władzy 10 tysięcy listonoszy zajmie się teraz rozdawaniem kart wyborczych, tysiące pracowników poczty ich przesyłaniem, kolejne tysiące pracowników komisji wyborczych przeliczaniem głosów. Nie wliczam już do rachunku pracowników szpitali, więzień itd., którzy będą zamiast zająć się swoimi obowiązkami uczestniczyć w wybieraniu prezydenta.
Są takie momenty, kiedy polityk zadaje sobie to jedno pytanie: jak ten czas opiszą w historii? Co napiszą o moim zachowaniu? Podnosząc rękę za zmianami w Kodeksie Wyborczym przedstawiciele władzy każdy z osobna muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to tym powinni się zajmować w czasach tysięcy ludzkich tragedii. Św. Piotr zapyta o to każdego oddzielnie i nie będzie można powiedzieć: „bo mi kazała Nowogrodzka”.