Od Krakowa do Brukseli. Czy Morawiecki może być jak Johnson, a Budka jak Biden?
Wielka Brytania ma za sobą doświadczenie wspólnego działania rządu i opozycji w czasach II wojny światowej, wybrany niedawno lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer zaraz po objeciu funkcji nawiązał kontakt z premierem Borisem Johnsonem, który zresztą niebawem znalazł się w szpitalu ( Covid-19).
Nie pozostało tajemnicą, przeciwnie, rozgłoszono, że opozycja pozostaje w niby „dyskretnym” kontakcie z rządem w sprawach walki z wirusem. Teraz lider laburzystów podał do publicznej wiadomości, że w ramach tej współpracy codziennie konferuje z doradcami rządu ws. koronawirusa, że ma możliwość dyskutowania z głównym doradcą naukowym, czyli brytyjskim Głównym Inspektorem Sanitarnym. W Stanach Zjednoczonych nagle Donald Trump kontaktuje się z Joe Bidenem, który - już teraz wiadomo to praktycznie na pewno będzie jego głównym kontrkandydatem w wyborach prezydenckich jesienią tego roku i przyjął jego dziesięciopunktowy plan walki z wirusem.
Czy Biden albo Starmer klaszczą wszystkiemu co robią Trump i Johnson? Nie. Czy chociaż lubią przywódców swoich krajów? Wiele wskazuje, ze odpowiedź także jest negatywna. Czy zatem chodzi o fałsz i dwulicowość? I to nie byłaby prawda. Chodzi o mobilizację, o sygnał wysłany do opinii publicznej w ich krajach, że jest jakaś wspólna sprawa - inna od dotychczasowych spornych kwestii i znacznie ważniejsza.
Czy dla władzy w Wielkiej Brytanii czy USA korzystnie jest mieć poparcie opozycji w niektórych posunięciach. Niekoniecznie. Z jednej strony krytyka przeciwników trochę łagodnieje, ale członkowie rządu muszą podawać dokładne dane dotyczące sytuacji zdrowotnej czy gospodarczej, konsekwentnie rozliczać się z obietnic, być gotowi odpowiadać na pytania konkurentów, także pytania niewygodne. Również dla opozycji nawiązanie kontaktu z rządem nie jest takie łatwe. Wiedza, którą rząd się dzieli z opozycją ogranicza jednak polityczne rumakowanie polityków w każdej sprawie. Ktoś kto jest dobrze poinformowany bardziej ważył słowa.
A teraz doświadczenie: uruchamiamy polityczną wyobraźnię. Co musiałoby się stać, żeby współpraca rządu z opozycją w Polsce wyglądała chociaż trochę podobnie jak w starych zasiedziałych demokracjach? Ilu ludzi musi umrzeć na oiomach, ilu zachorować i stracić zdrowie, ile firm musi upaść, żeby nie był sensacją ale normą telefon premiera do lidera opozycji i na odwrót? Ile firm musi zbankrutować, żeby pani marszałek w Sejmie uznała, ze może warto posłuchać opozycjonistów, którzy mają doświadczenie w rządzeniu w poprzednich latach?
Zdrowia i jedności życzmy sobie na przedziwną Wielkanoc 2020 roku.