Ciepło nie jest przesadnie, corona-wakacje nie sprzyjają wyjazdom, wiele wskazuje na to, że sezonu ogórkowego w tym roku nie będzie. Zwykle ostatni tydzień lipca był już „w rozjazdach”.
Tymczasem szykuje się nie tylko Zgromadzenie Narodowe, podczas którego prezydent Duda zostanie zaprzysiężony na drugą kadencję, ale też dodatkowe posiedzenie Sejmu 7 lipca.
I wiele wskazuje na to, że władzy mało i szykuje się skok na samorządy. Ileż to razy w ostatniej kampanii politycy obozu władzy okazywali, że są poirytowani postawą prezydentów miast i marszałków, którzy nie kłaniali się w pas i mówili otwarcie o swoich wątpliwościach? Coraz częściej słychać było pomruki i chęci likwidowania powiatów i mianowania w miejsce starostów przedstawicieli wojewodów.
Robi się faktycznie „jak za sanacji”. Bastionem, którego podobnie jak sanacja przed wojną PiS nie może zdobyć w obecnych warunkach, są samorządy. A tu by się chciało mieć i Sejm, i rząd, i prezydenta, najlepiej także Senat. Ale przede wszystkim wszystkie możliwe samorządy od marszałka województwa po wójta.
Chodzi nie o to nawet, by postawić na ich czele swoich ludzi z jedynie słusznej partii, ale, by wszystkimi ważnymi instytucjami państwa kierować z siedziby partii na Nowogrodzkiej w Warszawie. W tej żądzy władzy stawką jest taki oto dylemat: co będzie górą? Państwo jako wspólne dobro, także tych, co to na PiS nie głosują czy jedna partia: grupa myślących podobnie polityków szukających kolejnych stołków, spółek i pragnących urządzić się tak, by władzy nie oddać nigdy.
Pierwszym aktem „przejmowania samorządów” ma być podział województwa mazowieckiego na dwa: Warszawę z okolicznymi powiatami i resztę Mazowsza. Pobieżny przegląd wyników wyborów w poszczególnych powiatach pokazuje, że będzie to oznaczać jedno: po pierwsze w żadnym z dwóch nowych województw władzy nie utrzyma PSL, którego polityk Adam Struzik od 19 lat stoi na czele Mazowsza, po drugie samą Warszawą i okolicą rządzić będzie PO, a wielkim Mazowszem z „dziurą stołeczną” w środku PiS.
Podział jednak sprawiedliwy nie będzie. Warszawa, która ma ogromne dochody, straci dużo pieniędzy, które będzie musiała wpłacić w ramach Janosikowego do innych województw. Tak to się władza na „warszawce”, jak to mówił prezydent, odegra. Ale nie myślcie, że skończy się na stolicy. Znajdą się potem sposoby na Kraków, na Wrocław, na każdego, kto szuka niezależności. Warto jednak pamiętać, że im władza więcej zechce zjeść - tym większy będzie potem jej upadek i bardziej dotkliwy.