Od Krakowa do Brukseli. Bitwa o Donbas jak Bitwa Warszawska
Bitwa o Donbas jest jak Bitwa Warszawska w 1920 roku. Nie pod każdym względem oczywiście, ale pod jednym na pewno. Od losów tej bitwy zależą losy wojny. A od losów tej wojny zależy dalszy pokój w Europie.
Jeśli Rosjanie zwyciężą w Donbasie, pójdą dalej: w kierunku Odessy i Mołdawii, pójdą na Kijów. Przyjdzie czas, za dwa-trzy lata, kiedy będzie my się ich obawiali i w Warszawie. Natura systemu rosyjskiego jest zabójcza „albo-albo”. Tylko skuteczne załamanie systemu putinowskiego da światu oddech – inaczej to będzie walka z czasem od bitwy do bitwy, od kryzysu do kryzysu.
Dzisiaj może się komuś wydawać, że „jest NATO”, „jest UE” i jest w związku z tym jakaś tajemna granica bezpieczeństwa na Bugu, której Putin nie przekroczy. Otóż Polakom należy się prawda: takiej granicy nie ma. A po drugie, nawet jeśli ta granica jest – to wynika z dynamiki czasu. Pomimo krytyki względem Berlina czy Paryża – to jednak oni są w tej wojnie po stronie ofiary, nie bronią agresora. Mówimy jednym głosem choć w różnych tonacjach. Ale czyż trudno o zmianę w dziedzinie tak chimerycznej jak polityka? Wielu ludziom Brexit wydawał się nie do pomyślenia, ale jednak się zdarzył. Obecna koniunktura może nie trwać długo. A gdyby LePen zwyciężyła we Francji w najbliższą niedzielę? Gdyby Francja opuściła struktury wojskowe NATO i zaczęła reprezentować rosyjskie interesy w UE? Czy tak trudno sobie wyobrazić, że jakiś francuski minister opowiada w takich czasach rzeczy takie jak minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto? To nasze polityczne tu i teraz jest kruche jak krucha i niepewna jest polityka.
A tak naprawdę w tej wojnie nie chodzi tylko o politykę. Tu kluczową sprawą jest moralność. Świat przez dekady wydaje krocie na utrzymanie licznych organizacji międzynarodowych, ich urzędników, specjalistów i ekspertów. Przez lata wmawiamy sobie, że jest ONZ, jest OBWE, że przynajmniej cywili w razie czego będzie miał kto wybronić przed śmiercią. Już wiemy, że tak nie jest. Świat patrzy na Mariupol, do Kijowa każdego dnia przyjeżdżają pociągi z dygnitarzami z całego świata, a w mariupolskim kotle giną ludzie, napastnik niszczy metodycznie dom po domu i nic. Podziw dla bohaterstwa. Ale od podziwu oni nie przeżyją.
Zbigniew Jasiński poeta powstańczej Warszawy pisał w 1944 roku o tym aplauzie dla walczącej Warszawy, że nic ten aplauz nie znaczy, gdy nie ma realnej pomocy, gdy nie ma amunicji. Oby się ta historia nie powtórzyła.