Od kiszenia kapusty po apiterapię. Leczenie według Sienkiewiczów
Drewniany domek, w nim dwie leżanki. Pod nimi kilka uli. To miejsce do apiterapii. Z jej dobrodziejstw korzystają przyjeżdżający do Anny i Marka Sienkiewiczów turyści. Byli tu już nawet goście z Japonii
Pszczela górka to najnowsze przedsięwzięcie Anny i Marka Sienkiewiczów z Czarnej Wsi Kościelnej. I prawdopodobnie jedyne w województwie podlaskim miejsce, gdzie można poddać się apiterapii. Polega to na przebywaniu z pszczołami, ale w sposób bezpieczny dla człowieka. Temu właśnie służy drewniany domek. Znajdują się w nim dwie leżanki, a pod nimi kilka uli. Owady wlatują do uli przez specjalne otwory na zewnątrz budynku. Wibracje wytwarzane przez pszczoły, ale także specyficzny mikroklimat panujący wewnątrz domku wpływają na ogólny stan organizmu.
- Mąż zainspirował się będąc na wycieczce zorganizowanej przez Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Szepietowie. To była wieś garncarska niedaleko Olsztyna - opowiada pani Anna. - Tam zobaczył taki pszczeli domek, gdzie pszczoły przebywały w ścianach. I potem cały czas mu to chodziło po głowie. W końcu zbudował własny domek - nie było to trudne bo z zawodu jest stolarzem.
- Pszczoły wytwarzają przyjemny mikroklimat, takie wilgotne i ciepłe powietrze. Oczyszczają powietrze z wszystkich grzybów, różnego rodzaju zarazków. Wdychanie tego powietrza jest korzystne dla zdrowia - opowiada właścicielka. - Miejsce sprzyja także wyciszeniu - słuchanie bzyczenia pszczół jest bardzo relaksujące.
Pierwszymi „pacjentami” byli właściciele. Ale apiterapii może spróbować np. ktoś, kto zmaga się z syndromem wiecznego zmęczenia. Ta metoda, znana od lat w medycynie ludowej, może też pomóc osobom cierpiącym na bezsenność, choroby układu nerwowego czy moczowego, a także choroby reumatyczne. Towarzystwo pszczół może też przynieść ulgę w stanach migrenowych i w chronicznych bólach głowy. Wskazane jest, by skorzystały z niego również osoby zmagające się z astmą czy alergiami. Apiterapia jest także skuteczna w chorobach górnych dróg oddechowych oraz w budowaniu ogólnej odporności organizmu.
- Czytałam, że pomaga też w leczeniu depresji - dodaje Anna Sienkiewicz. - Warto wtedy zrobić sobie taką terapię - dwie godziny przez 12 dni.
Jak w każdym leczeniu, tak i tu potrzebna jest systematyczność. Po jednej sesji nie ma co spodziewać się cudów. Ale na dobry nastrój jak najbardziej można liczyć.
Pszczela górka bardzo podoba się turystom, których gości małżeństwo Sienkiewiczów. Z ust do ust wieści przekazują też ich znajomi. - Dla ludzi to po prostu dodatkowa atrakcja, ciekawostka - mówi pan Marek. - Przyjeżdżają i rozglądają się po okolicy, co by tutaj porobić. Ale niektórzy są już zorientowani. Wiedzą, co to jest apiterapia.
Dlatego obok pszczelego domku gospodarz planuje postawić również niewielki domek dla gości, tak, by mogli pobyć bliżej owadów. Będzie też altana, z której można podziwiać widoki. Okolica jest przepiękna, zwłaszcza o tej porze roku. Są i lasy, i falujące łany zbóż, i pagórki poprzetykane gdzieniegdzie domostwami.
A wszystko zaczęło się od ... kapusty. Anna i Marek przez lata uprawiali warzywa, głównie ogórki i sprzedawali je. Początkowo tylko świeże, a poszukując nowych nabywców zaczęli je także kisić, ale tradycyjnymi metodami.
- Pracowałem wtedy w Białymstoku, w hurtowni spożywczej - wspomina Marek. - Szef do mnie mówi: Weź Marek zacznij kisić też kapustę. No to zaczęliśmy ją szatkować i kisić w beczkach. I tak jak człowiek zaczął, to i przestać nie może.
Anna organizuje warsztaty dla dzieci, podczas których pokazuje najmłodszym jak dawniej kiszono kapustę. Najciekawszym elementem dla młodych jest ubijanie jej stopami. Ostatnio przyjechała do niej grupa dorosłych i to aż z Japonii. Uczestniczki były zachwycone. Zamówiły główkę kiszonej kapusty i poprosiły kucharza z hotelu, gdzie się zatrzymały, żeby zrobił im z niej gołąbki. Japończycy zapowiedzieli się też na przyszły rok - planują zostać na kilka dni, żeby m.in. pójść do pszczelego domku.
- Za granicą apiterapia jest bardziej powszechna niż u nas - zauważają małżonkowie. - Ponoć korzystają z niej muzycy z filharmonii wiedeńskiej, a w Rosji używa się pszczelich domków do oczyszczania powietrza w domach.
Marek wstaje o piątej rano i dnia mu brakuje, tyle jest pracy. Przy pszczołach choćby. Kiedyś myślał: A co tam pszczoły, ile z nimi roboty! Kupi się ul, a one będą latać i produkować miód. Teraz wie, że się mylił. Swoje roje jeździ doglądać dwa razy dziennie. - Trzeba pilnować, żeby w ulu nie powstało drugie gniazdo, wtedy część pszczół ucieka - opowiada. - Trzeba też ule czyścić. Niedługo pszczoły trzeba zacząć dokarmiać, żeby na zimę nabrały siły.