Od 70 lat chodzi o to, żeby rybę przechytrzyć
- Jak zaczyna się przygoda z wędkarstwem? Najważniejsze to połknąć haczyk. Tak samo jak ryba - mówią wędkarze z koła nr 1 w Gorzowie.
Pierwsze koło wędkarskie w polskim Gorzowie powstało 70 lat temu! - W 1946 r. z inicjatywy pana Świerzbińskiego powstało stowarzyszenie amatorów wędkarstwa. Początkowo liczyło 15 osób. Gdy stowarzyszenie weszło do Poznańskiego Okręgowego Związku Wędkarzy, narodziła się historia koła nr 1 - opowiada Halina Małecka, sekretarz koła.
Z okazji jubileuszu organizowana jest duża impreza. W tę niedzielę o 6.30 wędkarze (nie tylko z koła nr 1) spotykają się pod sklepem Jysk na Zawarciu, by pojechać na wspólne wędkowanie do Sarbiewa i nad jezioro Glinianka. Zawody wędkarskie potrwają do 15.00. Na koniec przewidziano integrację, która - jak zaznacza Mieczysław Pudelski, gospodarz koła nr 1 - jest niezwykle ważna dla wędkarzy. - To chyba największa korzyść i radość z przynależenia do koła - mówi zapalony wędkarz.
Teraz a kiedyś to jak niebo a ziemia
Pan Mieczysław pierwszą legitymację wędkarską odebrał w 1959 r., czyli „legalnym” wędkarzem jest od 57 lat. Jak zmieniło się wędkarstwo na przestrzeni tylu lat? - Ogromnie! - mówi i on, i inni wędkarze.
Najbardziej różni się sprzęt. Bo teraz w sklepach to jest dosłownie wszystko. - Nie trzeba już nawet robaczków szukać w ziemi - mówi z uśmiechem skarbnik koła Zygmunt Sobka. A pan Mieczysław od razu z zapałem wyjaśnia, jak to wszystko się zmieniło. Najbardziej to zmieniła się oczywiście wędka. - Ja jeszcze latach 60. sam robiłem wędki z leszczyny. Leszczynę zbierało się na jesieni, gałęzie przybijało lekko gwoździkami do listew podłogowych i czekało się, aż leszczyna się wysuszy - opowiada.
Gałęzie były wystarczająco suche dopiero na wiosnę. - Jak się dobrze wysuszyło, to proste były jak bat! - mówi wędkarz. Ale nie zawsze się udawało... Bo jeśli gałęzie nie były dość suche, to wędka się łamała... - Mieliśmy też na to sposoby. Podkładanie papierków, szmatek... - wspomina pan Mieczysław.
Koło nr 1 sprząta i zarybia okolice Kanału Ulgi - to idealne miejsce dla wędkarzy w mieście
- Przede wszystkim teraz mamy w sklepach pełen asortyment. A sama pamiętam czasy, jak w Gorzowie nie było żadnego wędkarskiego sklepu, a później długo był tylko jeden - dodaje Halina Małecka. Wędkarze zaznaczają jednak, że nie zmieniły się tylko ryby. - Wciąż trzeba umieć je przechytrzyć! - mówi pani Halina. Tłumaczy, że ryby też mają swoje grymasy. - Jak się poda białego robaczka, to pływają, ale nie jedzą. To wtedy trzeba podawać czerwonego i mieć nadzieję, że teraz chwyci - opowiada kobieta.
Chcemy radość i historię komuś przekazać
Członkowie koła nr1 mają nadzieję, że wędkarzy będzie przybywać. W końcu wędkarstwo to spokój i adrenalina w jednym. Można łowić w ciszy, ale z tą nutką niepewności „czy aby się uda”.
- Te kroniki koła, wyjazdy i zawody dla dzieci robimy po to, aby ktoś to od nas przejął i chciał kontynuować. Historia jest tak bogata, że nie może się przerwać - mówi pani Halina.